Gdybym była prezydentem: Krystyna Sibińska
Prezydent musi mieć dobry zespół - pisze posłanka Sibińska.
Pytania redakcji odbieram jako sprytny sposób na dowiedzenie się, kto i z jakim programem zamierza wziąć udział w wyborach o najważniejszą funkcję w naszym mieście. Zwłaszcza, że choć wybory samorządowe dopiero za ponad rok, to widząc, co w Sejmie wyrabia PiS, jak zmienia prawo, nie licząc się z niczym i z nikim, to równie dobrze może się okazać, że prezydenta Gorzowa będziemy wybierać jeszcze w tym roku.
Ja nie zamierzam kandydować. Bardzo lubiłam pracę w samorządzie, chciałam być prezydentem Gorzowa i myślę, nieskromnie, że byłabym dobrym włodarzem miasta, ale ten etap mam za sobą - mieszkańcy wybrali inaczej :). Teraz, jako parlamentarzysta uczestniczę w tworzeniu prawa, przepisów i rozwiązań, które mają zasadniczy wpływ na teraźniejszość i przyszłość nie tylko Gorzowa, ale i pozostałych polskich miast. W Sejmie głównie zajmuję się zagadnieniami, na których – dzięki wykształceniu i wieloletniej praktyce – znam się najlepiej, mam też dużo obowiązków jako wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego PO.
Jestem zwolenniczką demokracji bezpośredniej; to dlatego tak bardzo chciałam, aby w Gorzowie wprowadzić budżet obywatelski. I dzięki radnym Platformy Obywatelskiej to się udało! Bo istotą budżetu obywatelskiego nie jest to, że powstanie nowy plac zabaw czy chodnik, ale że ludzie przestają być bierni, organizują się, a zwłaszcza że się przekonują, że to oni sami mogą i mają największy wpływ na swoje otoczenie. Dlatego uważam, że prezydent, na początku kadencji, powinien przedstawić mieszkańcom plan, ustalić wspólnie ( np. w formie wiążącego referendum ) priorytety i potem konsekwentnie je realizować. Nazwa miasta, jego marka, siedziba magistratu, deptak, most, trasy tramwajów i wiele, wiele innych spraw to zagadnienia, które mają zasadniczy wpływ na wszystkich gorzowian. Dlatego potrzebne są nie konsultacje, a właśnie referenda, których wyniki byłyby wiążące dla władz miasta. Wiem: ludzie nie mają czasu, nie chce im się itp. Gdy jednak by się przekonali, tak jak z budżetem obywatelskim, że to od nich zależy ta czy inna sprawa, sposób jej rozwiązania, przy urnach mielibyśmy tłok. To dobre rozwiązanie i dla włodarzy miasta; skończyłaby się krytyka, że nie rozwiązują problemów mieszkańców, no i nie musieliby ponosić odpowiedzialności za czasami kontrowersyjne rozwiązania.
Każdy prezydent musi mieć dobry zespół, z którym będzie mógł planować i realizować zadania. To jest bardzo ważne! Miałam niesamowite szczęście pracować w takim zespole, pod wodzą śp. burmistrza Witnicy Andrzeja Zabłockiego. Mam wrażenie, że Jacek Wójcicki takiego szczęścia nie ma. A z pewnością, jeśli chodzi o inwestycje gorzowskie. Jako inżynier budownictwa wiele lat spędziłam na różnych budowach, zajmowałam się przygotowaniem, realizacją i nadzorem nad inwestycjami. Oczywiste jest, że tą „działką”, gdybym sprawowała funkcję prezydenta, zajmowałabym się osobiście.
Najważniejszą wartością są ludzie, ich wiedza i umiejętności. To powinno być decydujące w dalszej współpracy, a nie to, że daną osobę przyjął mój poprzednik. Jako prezydent nie pozwoliłabym, by z Urzędu Miasta i jego instytucji odchodzili ludzie, których umiejętności są znane w całym regionie, a czasami dalej. Zwłaszcza, że ci ludzie po odejściu z urzędu lub instytucji podległych odnoszą kolejne sukcesy. Czyli: jeżeli współpraca z nimi w Gorzowie nie układała się, to raczej nie z ich winy. Takim przykładem może być dyrygent Monika Wolińska - mieć taki skarb i pozwolić na Jej odejście to absolutne nieporozumienie!