Dojrzały łodzianin, poza swoim lekarzem rodzinnym, najczęściej odwiedza również czterech, pięciu różnych specjalistów.
Umawia się na wizyty do kardiologa, neurologa, gastrologa i diabetologa. Zapisuje się na nie z reguły w dużych, wielospecjalistycznych poradniach, najchętniej przyszpitalnych.
Grafik trudny do ułożenia
Grażyna Łęcka ma chorego męża, którego stan nie zawsze pozwala na to, aby samodzielnie pojechał do lekarza, czy umówił się na wizytę. To ona obdzwania poradnie, szukając najkrótszych terminów, lub jeździ od szpitala do szpitala sprawdzając, w której przychodni jej małżonek czekać będzie najkrócej.
- Mąż bardzo często dostaje skierowania z adnotacją „pilne”, a wtedy czas oczekiwania wynosi „tylko” około dwóch miesięcy - opowiada łodzianka. - Przy takiej ilości wizyt, a przecież większość specjalistów zleca jeszcze badania, zaczyna się robić problem z terminami. Mąż jest dializowany trzy razy w tygodniu. W dniu dializowania czuje się jeszcze na tyle silny, aby pojechać na przykład do neurologa, ale już kolejnego dnia na taką wyprawę nie może sobie pozwolić. Dlatego umawiając spotkania, muszę wziąć pod uwagę zarówno ten element, jak i fakt, że wizyty nie mogą zbyt często kolidować z moją pracą.
Łodzianka Mirosława Smug leczy się u neurologa, kardiologa, okulisty, rehabilitanta i ortopedy.
- Korzystam z poradni przyszpitalnych, od lat u tych samych specjalistów, gdzie co prawda na pierwszą wizytę czeka się długo, ale wychodząc z gabinetu dostaję od doktora kartkę, że mogę liczyć na kolejną wizytę czy zabieg - opowiada. - Leczę się głównie w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, choć zdarzało mi się chodzić również do prywatnych gabinetów, aby nie czekać w kolejce rok czy dwa.
Jeden na tysiąc jestzdrowy
- Bywa i tak, że 70-80-latek nie musi się leczyć z chorób przewlekłych. Takich pacjentów jest jednak nie więcej niż jeden na tysiąc - mówi doktor Robert Błaszczak, geriatra ze szpitala im. WAM.