Gdańsk po wielkiej tragedii sprzed roku. Wiesław Baryła: "Przyjdzie dzień, gdy to, na czym zależało prezydentowi, zacznie działać w pełni"
- Dziedzictwo, które zostawił po sobie Paweł Adamowicz, związane z wizją dobrego urządzenia relacji między bardzo różnymi ludźmi, będzie się powoli rozwijać. Przyjdzie dzień, gdy to, na czym zależało prezydentowi, zacznie działać w pełni - mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
Mija rok od zabójstwa Pawła Adamowicza. Jak pan wspomina tamte tragiczne chwile?
To zdarzenie, które bardzo mocno zapadło w pamięci. Pamiętam ze szczegółami moment, w którym dowiedziałem się o ataku podczas gdańskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wróciłem do domu z pracy i zobaczyłem zapłakaną żonę. Później straszna noc i oczekiwanie na kolejne informacje. Wbrew wszystkiemu mieliśmy wielką nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Potem oficjalna informacja o śmierci i kolejka do trumny w ECS. Szok, niedowierzanie, absolutne poczucie zagubienia, a potem ogromny smutek i oczywiście poczucie straty. Dorobek Pawła Adamowicza jako prezydenta jest niezaprzeczalny. Można mu wyliczać błędy, ale nie robi ich wyłącznie ten, kto nic nie robi. Jednak uczciwie rachując, nawet przeciwnicy polityczni muszą przyznać, że był to jeden z lepszych gospodarzy dużych miast w Polsce. Jako samorządowiec był blisko maksimum swoich możliwości, u progu najlepszego okresu w sprawowaniu urzędu, służeniu gdańszczanom i gdańszczankom. Śmierć spotkała go w absurdalnych okolicznościach.
Była niekończąca się kolejka do trumny w ECS, później tysiące mieszkańców na Długim Targu. Spektakl ludzkiej jedności i solidarności. To wszystko napawało nadzieją, że ostatecznie ta tragedia nas ocuci jako społeczeństwo, że przerodzi się w coś dobrego.
Wiadomo, że w przestrzeni publicznej, w wypowiedziach komentatorów, polityków oraz bliskich prezydenta pojawiały się deklaracje zmiany, stonowania języka, wyciągnięcia poważnej nauczki z całego tego zdarzenia. Początkowo pojawiły się zabiegi, by uznać to za mord polityczny, ale z perspektywy czasu widać, że był to czyn szaleńca, czyn, który budzi poczucie kruchości życia i nieprzewidywalności. Ponieważ wtedy nie dało się już nic zrobić po stronie przeszłości, wiele osób, by poradzić sobie z emocjami, obiecywało sobie wiele w stosunku do przyszłości. Ci, którzy wiedzą, jak działa ludzka pamięć oraz emocje, zdawali sobie sprawę, że w krótkim czasie po ataku będzie wielki brak i wyrwa po prezydencie Adamowiczu, które będą odczuwalne w życiu społecznym i politycznym. Natomiast wiedzieli również to, że po obietnicach poprawy w perspektywie długoterminowej nie pozostanie ślad. Gdy dziś popatrzymy, trudno wyciągnąć inne wnioski.
Skoro nie udało się po śmierci świętego Jana Pawła II…
Regułą życia jest to, że żywi się chwilą, i chyba tak musi być. Gdyby nie to, nasze emocje zupełnie by nas owładnęły i nie bylibyśmy w stanie realizować najprostszych celów. Życie toczy się pod dyktando spraw bieżących, a jak wiemy, w Polsce przynajmniej od 12 lat sprawy toczą się pod melodię silnego sporu politycznego między PiS-em a nie-PiS-em. W Gdańsku, jak w niewielu miastach w Polsce, ten spór widać jak w soczewce. W woj. pomorskim te dwie siły są bardzo zrównoważone. Temperatura życia politycznego jest niezwykle wysoka i ona wprost przekłada się na codzienne życie gdańszczan i gdańszczanek. To, co na pewno pozostało po Pawle Adamowiczu, to wysoki standard prezydentowania, zwłaszcza w jego końcowym etapie. Jak każdy człowiek uczył się swojej roli i wydaje się, że osiągnął poziom biegłości, do którego już zawsze będą porównywani jego następcy. Oprócz standardu zostaną także inwestycje - zarówno te dobre, jak i niespecjalnie trafione. Z kolei emocje będą rozpalone bieżącymi problemami, budżetem, parkingami i rosnącymi opłatami za usługi komunalne.
Można powiedzieć, że z punktu widzenia tak bardzo deficytowych w naszym kraju tolerancji, wzajemnego szacunku i pojednania ta śmierć poszła na marne?
Deklarowane oczekiwania były wysokie i dotyczyły przede wszystkim sposobu komunikowania się zawodowych przeciwników politycznych, jak i obywateli. Jak pamiętam, wszyscy się tego silnie chwytali, jednak póki co nie zostały zrealizowane i wydaje się, że nie mogły zostać zrealizowane z uwagi na to, jak działają ludzkie umysły. Natomiast dziedzictwo, które zostawił po sobie Paweł Adamowicz, związane z wizją dobrego urządzenia relacji między bardzo różnymi ludźmi, będzie się powolutku rozwijać. Upłynął dopiero rok od tragicznej śmierci i myślę, że przyjdzie dzień, gdy to, na czym zależało prezydentowi, zacznie działać w pełni. Jest wiele osób, które współpracowały z Adamowiczem, które uczyły się od niego i które z ogromnym zaangażowaniem i przekonaniem chcą tę politykę realizować.
Fakt, że za kadencji Pawła Adamowicza powstawały miejskie instytucje integracji obcokrajowców, równego traktowania, miał przełożenie na frekwencję pod ECS-em, gdy wystawiono trumnę?
Na pewno tak. Wielkość człowieka można poznać po tym, jak wiele osób uczynił przyjaciółmi przez małe „p”, jak wiele osób przekonał, że jest osobą godną zaufania. Był bardzo sprawczy, a jednocześnie był bardzo wspólnotowy, empatyczny i otwarty na ludzi. Robił to w trudnych warunkach, m.in. silnej propagandy ze strony mediów publicznych. Wizja otwartości, życzliwości, zaufania ludziom była i jest atrakcyjna dla każdego Polaka. Ważne jest, by odróżnić szczere wspomnienia polityków o Adamowiczu od instrumentalnego użycia jego osoby do ugrania bieżących interesów. W dzisiejszej polityce prawie każdy chwyt wydaje się dozwolony, o ile daje szansę mobilizacji choćby jednego wyborcy. Stawki, o które walczą, powodują, że cel uświęca środki.
Po śmierci Pawła Adamowicza niektóre media rozpętały nagonkę przeciwko Gdańskowi. Prowadzono przedziwne rozważania, czy nie prowadzi się tu proniemieckiej polityki w opozycji do polskiego rządu. Nie miało to wiele wspólnego ze śmiercią prezydenta, raczej przejęciem Westerplatte, jednak paradoksalnie, po wydarzeniu, które powinno doprowadzić do wzajemnego dzielenia się dobrem, o co zabiegał Paweł Adamowicz, Gdańsk stał się dla części społeczeństwa enklawą antypolskości.
Media publiczne mają rację: Gdańsk nie jest zwykłym miejscem. Jest miastem tradycji hanzeatyckiej, kupieckiej, solidarności i wszystkich tych ludzi, którzy chcieli ułożyć swoje życie jak najlepiej. Niestety, jest także miejscem z krótkim epizodem, gdy stał się jednym z nazistowskich miast w okresie międzywojennym. To był jednak krótki czas. Gdańsk jest inny, jest otwarty. Gdańszczanie potrafią docenić nieswoich, gdy z ich działań płynie dobro. Tutaj osoby mówiące innymi językami oraz wyglądające inaczej mogą czuć się bezpiecznie. Gdy porówna się statystyki, Gdańsk wypada znacznie bezpieczniej od Warszawy, Wrocławia czy Bydgoszczy. Złożyło się na to wiele czynników, m.in. przykład idący z góry.
[polecane]19627393,19617941,19622393;1;WOŚP 2020 w Gdańsku[/polecane]
Czy dla gdańszczan ta nagonka była bardziej integrująca niż sama śmierć prezydenta?
Mimo swojej odmienności Gdańsk jest podobny do reszty Polski. Jest silnie zantagonizowany pod względem preferencji wyborczych. Może nie widać tego w codziennym życiu. Gdy w tramwaju spotykają się dwie osoby podróżujące do pracy, niezależnie od swoich poglądów będą narzekać na jakość komunikacji, która zawsze pozostawia wiele do życzenia, niezależnie, kto jest u władzy. Różnią się dopiero, gdy zaczyna się dość mocno oderwany od bieżącego życia spór o fronty, które w ostatnich latach pootwierała Zjednoczona Prawica. Pod tym względem nie różnimy się od reszty kraju. Myślę, że miniony rok raczej nasilił istniejące podziały także w Gdańsku. To konsekwencja prowadzenia bieżącej polityki przez PiS oraz postawa opozycji, która nie pozwala sobie na żadną współpracę z rządzącymi. Oczywiście, wcześniej było dokładnie na odwrót, co z punktu widzenia obywatela jest dość dziwaczne, bo wydaje się, że rządzący powinni działać tak, by jak najwięcej osób miało się jak najlepiej. Z daleka tak to nie wygląda. Sądy miały funkcjonować znacznie lepiej, tymczasem z perspektywy zainteresowanych w najlepszym przypadku nic się nie zmieniło, w najgorszym trzeba czekać jeszcze dłużej.
Mam jednocześnie wrażenie, że po tym wszystkim, co się wydarzyło, staliśmy się znacznie mniej tolerancyjni na rzucanie bezpodstawnych oskarżeń w życiu publicznym. Politycy często powołują się na przypadek z Gdańska, ostrzegając, że suma pojedynczych słów może doprowadzić do tragedii. Przecież działań zabójcy Pawła Adamowicza trudno nie łączyć z językiem używanym w stosunku do politycznych oponentów.
Aby odpowiedzieć, czy poziom agresji słownej w dyskursie politycznym i relacjach między przeciwnikami obniżył się, należałoby spojrzeć w badania. Myślę, że musimy poczekać ok. pół roku, by dokładnie przeanalizować to, co działo się w ciągu 2019 r. Być może pana intuicja, że reakcja na przemoc słowną jest silniejsza, jest trafna, jednak oczekiwalibyśmy, że gdy kolejny raz granicę przekroczy np. ktoś z rządzących, zdecydowana reakcja będzie po obu stronach odbiorców - zarówno przeciwników, jak i zwolenników osoby wypowiadającej te czy inne słowa. Mam wrażenie, że tak to nie działa. Raczej obniżył się próg wszczynania alarmu u przeciwników politycznych, natomiast swoim wciąż pozwala się na więcej. Poza tym, w dzisiejszych realiach oczekiwanie, że ktoś zrezygnuje z mobilizowania swojego elektoratu przez używanie mocnego języka, byłoby naiwnością. Logika budowania spójności własnej grupy wymusza nadużywanie mocnych sformułowań. Myślę, że nad tym, co wydarzyło się podczas ostatnich dwunastu miesięcy, wkrótce pochylą się medioznawcy.
Jakie hasła powinny wybrzmieć podczas uroczystości pierwszej rocznicy śmierci Pawła Adamowicza?
Jeżeli myśleć o wykorzystaniu tej rocznicy jako pretekstu zrobienia czegoś dobrego, to nigdy za wiele zaproszeń do rozmów, do pochylania się nad wspólnymi wyzwaniami i prób zasypywania, w gruncie rzeczy, sztucznych podziałów. Wiele z nich wynika wyłącznie z faktu zapisania się pod jednym czy drugim szyldem politycznym. Gdy skupiamy się na konkretach, zwłaszcza lokalnie, to zauważamy, że wszystkim doskwierają te same problemy. Ludzie chcą dobrze zarówno dla siebie, jak i innych. Konflikty biorą się z tego, że przy realizacji dobrych zamiarów nie bierze się pod uwagę, że ktoś może mieć na to inny pomysł. Dogadywanie się jest ideą, którą warto promować. Zbliżająca się rocznica jest ku temu dobrą okazją. Paweł Adamowicz był gotów rozmawiać z każdym, nawet z tymi, którzy niezbyt przychylnie się do niego odnosili. Był człowiekiem, którego można było przekonać.