Rozmowa z Moniką Jaskólską, właścicielką marki J.Fryderyk, firmy szyjącej garnitury dla mężczyzn, właścicielką sieci salonów i inicjatorką akcji „Bielsko-Biała dla Toma Hanksa”.
Bardziej się pani podobają mężczyźni w garniturach czy preferujący luźny styl?
Zdecydowanie w garniturach, choć oczywiście zdarzają się takie sytuacje jak urodziny w ogródku czy wypoczynek na plaży, kiedy garnitur nie pasuje. Jeśli jednak mężczyzna ma możliwość założenia garnituru, eleganckiej koszuli czy casualowych spodni, to wtedy wygląda naprawdę bardzo dobrze. Jako kobiety lubimy piękno, a garnitur dodaje mężczyźnie elegancji, szyku, patyny. Mężczyzna dobrze ubrany, który ma wszystko dopasowane, wywołuje efekt „wow”. To także oznacza, że to jest ktoś, kto osiąga sukcesy, zna swoją wartość, trzeba się z nim liczyć, wzbudza zaufanie. Oczywiście wszystko musi być dobrze dobrane i dopasowane do danej figury, bo nie wystarczy ubrać garnitur, by dobrze wyglądać.
Czy Polacy potrafią sobie wybrać garnitur i lubią w nim chodzić, czy też stały się one niemodne i przechodzą w zapomnienie?
Niemodne stały się garnitury błyszczące, z szerokimi nogawkami zakrywającymi linię nogi oraz marynarki szerokie w pasie z przydługawymi rękawami. Garnitury są coraz bardziej modne. Mało tego - coraz więcej mężczyzn zaczyna kupować garnitury i ubierać się casualowo, i są coraz odważniejsi. Kiedyś była tendencja, że mężczyźni nosili garnitury tylko w kolorach bezpiecznych - czarnych lub popielatych. Teraz jest inaczej - mężczyźni zaczynają, co jest fascynujące, bawić się kolorami. I dobrze, bo uroda każdego mężczyzny jest inna - włosy, oczy, cera.
Kim są wasi klienci?
Odbiorcy naszych produktów to stylowi mężczyźni, których wygląd zewnętrzny stanowi wizytówkę. Nasi klienci to dojrzali zawodowo i mentalnie mężczyźni, którzy znają swoją wartość. Tak ukierunkowana grupa odbiorców stawia przed nami duże wyzwania, których realizacja stanowi absolutny priorytet. Dojrzały, ukształtowany zawodowo i świadomy swoich oczekiwań mężczyzna jest największym z możliwych wyzwań. Jednak podjęliśmy się tego zadania, a fakt ekspansji naszej marki stanowi dowód na to, że udaje się nam temu podołać.
Czego pani nie poleca?
Krótkiego rękawa koszuli do garnituru. Jest to nieeleganckie. W szczególności, kiedy wybieramy się na ślub czy wesele. Krótki rękaw to podwinięty długi.
Jak to się stało, że zajęła się pani projektowaniem i szyciem garniturów?
Pewien znajomy namówił mnie, żebym mu pomogła w firmie, którą rozkręcał. Zachęcił mnie do wzięcia kredytów i otwarcia swoich sklepów. To nie był stricte mój wybór, że pewnego dnia powiedziałam sobie: „O, będę robić garnitury”. Raczej zostałam do tego namówiona, tak rozwinęła się sytuacja, tak zaczął się ten mój świat z garniturami. Później zdarzyły się bardzo nieprzyjemne sytuacje z owym znajomym, rozstaliśmy się, ale postanowiłam kontynuować przygodę z garniturami, bo po pierwsze - nie było innego wyjścia, a po drugie - pokochałam tę pracę. Co ważne, wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, że świetnie sobie radzę w projektowaniu garniturów, doborze dodatków, bardzo łatwo przychodzi mi wybranie stylizacji dla jakiejś osoby, bez problemu łączę kolory i materiały. Przychodzi mi to z taką łatwością, że zdecydowałam się na wypromowanie swojej marki.
Dlaczego nazwała ją pani J.Fryderyk?
To skrót od imienia jednego z moich dzieci - Jana. Nazwanie sieci salonów czy marki garniturów po prostu Jan wydawało mi się nieciekawe, ale zawsze podobało mi się imię Fryderyk i postanowiłam tak nazwać moją markę - J.Fryderyk. Klientom się ta nazwa podoba. Także to, że jesteśmy regionalną firmą, że nie ściągamy materiałów z Turcji czy krajów azjatyckich, lecz od polskich producentów, że jesteśmy mocno osadzeni w lokalnej społeczności. I - co ważne - jesteśmy z tego bardzo dumni. Uważam, że należy wspierać polski biznes, bo jeśli będziemy się nawzajem - i przedsiębiorcy, i klienci - wspierać, to będzie się nam lepiej żyło.
Projektując garnitury wzoruje się pani na kimś, kogoś radzi?
Nie. Ufam swojej intuicji, rozmawiam z klientami w salonach, a także mocno współpracuję ze swoim personelem i słucham jego uwag, bo on jest łącznikiem pomiędzy mną a klientem, jeśli mnie nie ma w salonie. Razem staramy się stworzyć kolekcję. Po prostu słuchamy klienta. Inspiruje nas klient.
Skąd się biorą pomysły na poszczególne kolekcje?
Na przykład z tkanin. Jeśli przychodzi jakaś nowa kolekcja materiałów, to potrafię zamknąć oczy i widzieć gotowy projekt. Wiem, jaki guzik będzie do tego garnituru pasował, jaką koszulę zaprojektować, jaki krawat dobrać.
Jak długo trwa proces od wymyślenia garnituru do momentu, aż trafi do salonu?
Samo zaprojektowanie to tak jeden dzień. Próbne odszycie (mamy ich bardzo dużo, żeby zobaczyć, czy to wszystko ma ręce i nogi) też nie zajmuje wiele czasu. Cały proces trwa około tygodnia, mówię tu o pojedynczym próbnym modelu. Jeżeli projekt jest zadowalający, trafia na szwalnię ponownie i w zależności od ilości sztuk, trwa to od jednego do dwóch miesięcy od odszycia pierwszego wzorcowego modelu. W tej chwili strzałem w dziesiątkę okazało się szycie garniturów na miarę. Okazuje się, że są klienci, którzy ze względu na swoją figurę nie czują się dobrze w standardowych rozmiarach, więc na szwalni mamy kolejki dwumiesięczne.
Czy przy zakupie garnituru cena odgrywa rolę?
Są przypadki, że klienci pytają o rabaty, ale generalnie mamy przystępne ceny. Nie ma aż takiego kłopotu, żeby sobie na taki garnitur pozwolić. Mamy też dużo promocji w salonach, więc można sobie kupić nawet dwa lub trzy garnitury.
To trudny biznes dla firmy, która nie ma aż tak znanego brandu?
Jest bardzo duża, agresywna konkurencja, co mi się nie podoba. Jest ciężko. Na przykład mam bardzo dobrze wyszkolony personel, bo dużo sił i energii poświęcam, żeby ludzie w moich sklepach potrafili się profesjonalnie zachować i jak najlepiej klientom doradzić, więc cały czas konkurencja chce ściągnąć moich pracowników do siebie. I to jest niesmaczne. Zwłaszcza że na rynku w ogóle jest ciężko z pracownikami. Nie ma ludzi do pracy. Potrzebujemy ludzi do szwalni, do naszych salonów. Cały czas trwa nabór.
Gdzie można kupić pani garnitury?
Mamy salon w galerii w Tarnowie, bielskiej Sferze i wkrótce otwieramy salon w Gemini Park w nowej lokalizacji. Negocjujemy warunki otwarcia innych punktów. Chcemy rozbudowywać szwalnię, bo w tym widzimy ogromny potencjał.
Nie czuje pani respektu przed dużymi firmami?
Nie czuję respektu. Szanuję je. Uważam, że na rynku jest miejsce dla każdego.
Jak pani wyobraża sobie swoją firmę za 10, 15 lat?
Uważam, że jesteśmy na początku i czeka nas długa droga, a duży sukces jest dopiero przed nami. Cieszymy się z tego, co mamy. Jako marka z prawdziwie polskimi korzeniami pragniemy promować produkty i inicjatywy, które wspierają krajowych przedsiębiorców. Ufamy, że nasze zaangażowanie oraz absolutnie innowacyjne podejście do strategii komunikacji marki, wpłyną pozytywnie na mechanizmy zachodzące w branży.