Gafa w pucharach sprawiła, że Matus Putnocky trafił do Polski
Słowak Matus Putnocky to najlepszy letni transfer Lecha Poznań. 32-letni piłkarz szybko wywalczył sobie bluzę z "jedynką" i jest czołowym bramkarzem ligi.
O ile o ostatnich transferach Lecha Poznań nie można powiedzieć zbyt wielu pochlebnych słów, to akurat sprowadzenie z Ruchu Chorzów Matusa Putnockiego należy ocenić jednoznacznie - strzał w dziesiątkę. Słowak początkowo bronił niewiele, lecz w końcu dopiął swego - wygryzł z wyjściowej jedenastki Jasmina Buricia i dziś jest czołowym bramkarzem ligi.
Stoper stał się bramkarzem
Treningi zaczynał w Bardejowie na Słowacji.
- Mój tata był piłkarzem, może nie profesjonalnym, lecz u nas w domu wcale nie królował hokej, który na Słowacji jest bardzo popularny
- wspomina Matus Putnocky, bramkarz Lecha. Putnocky od dzieciństwa grał jako stoper, pozycję zmienił głównie z uwagi na wzrost, którym się wyróżniał wśród rówieśników. Dziś ma 195 cm wzrostu.
Pierwszym klubem, z którym Słowak odnosił sukcesy, był MFK Koszyce, w którym debiutował w 2005 roku, mając 21 lat. Z tym klubem zdobył Puchar Słowacji, po czym przeniósł się do najbardziej znanego zespołu naszych południowych sąsiadów - Slowana Bratysława.
Wystarczył jeden mecz
Trzykrotnie zdobyty puchar i mistrzostwo w barwach klubu ze stolicy, a to wystarczający argument, by spróbować zrobić krok dalej, zwłaszcza że był wypożyczany do FC Nitra i MFK Rużomberok, co pokazuje, że jego drogi ze Slowanem wyraźnie się rozchodziły.
- Graliśmy mecz w Lidze Europy z Razgradem w eliminacjach Ligi Europy. Popełniłem błąd, piłka wyleciała mi z rąk. Mimo to wygraliśmy mecz, ale po nim właściciel klubu, Ivan Kmotrik, jeden z bogatszych ludzi na Słowacji, powiedział mi, że nie chce, żebym bronił. Chcieli mnie sprzedać, nie było chętnych, stąd te wypożyczenia - przyznaje Putnocky. - Mimo to muszę powiedzieć, że dał naszej piłce bardzo dużo. Jest zaangażowany, wydaje duże pieniądze i zawsze chce wygrywać - opisuje „Putno”.
W sumie w barwach Slowana zagrał 146 razy, z czego aż 16 w europejskich pucharach. Wciąż jednak brakuje mu gry w najważniejszych rozgrywkach klubowych w Europie - Lidze Mistrzów.
Nie miał żalu
Po tułaczkach na wypożyczenia, w styczniu 2015 roku trafił do Ruchu Chorzów na testy, które zakończyły się podpisaniem rocznego kontraktu z opcją przedłużenia.
- U nas trochę się zmienia, Slowan teraz buduje swój stadion, a wcześniej graliśmy na obiekcie Interu Bratysława. Mimo to w Polsce wciąż są o wiele lepsze warunki, nie tylko finansowe, lecz także stadiony, boiska - to wszystko jest na innym poziomie. Chciałem spróbować czegoś nowego, bo na Słowacji wygrałem wszystko. No prawie, poza Superpucharem - śmieje się nasz rozmówca.
Tak czy nie?
Z możliwości przedłużenia umowy z Ruchem nie skorzystał, bo pojawiła się możliwość transferu do Lecha. Kiedy Lech oficjalnie potwierdził transfer, Putnocky został odsunięty od pierwszej drużyny. - Nie miałem żadnego żalu, sam poszedłem do trenera i powiedziałem, że skoro tu nie zostaję, to niech grają ci, na których będzie mógł liczyć w nowym sezonie. Rozstaliśmy się bez żalu. Przez te półtora roku wykonałem w Chorzowie dobrą pracę, to był dobry czas - przyznał, opuszczając Cichą.
Najdroższe zakupy Lecha Poznań w ostatnich latach:
Źródło: gloswielkopolski.pl
Co ciekawe, propozycja z Lecha nie była jedyną, jaką otrzymał. Kierownictwo Kolejorza było jednak najbardziej konkretne i w rozmowach z piłkarzem zadało krótkie pytanie: „Tak czy nie?”. Putnocky się nie wahał i dziś z pewnością nie ma czego żałować, bo robi widoczne postępy, choć początkowo był jedynie rezerwowym. Sam o grze swojego konkurenta do pierwszego składu, Jasmina Buricia wypowiadał się z wielkim szacunkiem, pytanie czy wręcz nie nadmiernym?
- Byłem przekonany, że przychodzę do Lecha być rezerwowym, bo Jasmin miał za sobą świetny sezon. Spodziewałem się, że nie będzie tak, że przyjdzie Putnocky i będzie od razu bronił
- tłumaczy.
- W Lechu doprowadziliśmy do tego, że mamy dwóch bramkarzy na wysokim poziomie i bez względu na to, kto wychodzi w pierwszym składzie, daje nam komfort - mówił ostatnio w rozmowie z nami Andrzej Dawidziuk, trener bramkarzy w Lechu Poznań.
Nie da się ukryć, że „Putno” może nieco nieświadomie, ale jednak korzysta na nieszczęściach Jasmina Buricia. Najpierw wskoczył do bramki 12 sierpnia, gdyż Bośniak w trzech meczach wpuścił aż osiem bramek! Co prawda nie popisywała się też obrona, lecz do zmiany doszło w bramce.
- Mówi się, że bramkarz to ostatnia deska ratunku i zawsze powinien coś obronić. Każdemu zdarzają się takie mecze, jak „Jasiowi” w Kielcach, kiedy wpuścił cztery bramki. Pamiętam, że jeszcze grając na Słowacji przegraliśmy 0:6.Nie wiem, czy jakikolwiek strzał wtedy obroniłem, chyba nie. Nie miałem prawie piłki w rękach oprócz momentu, kiedy wyjmowałem ją z siatki - opowiada. Z kolei w drugiej połowie sierpnia Burić zmagał się z drobnym urazem palca, a ostatnio pauzował z powodu
Liczby przemawiają
O tym, jak świetnie „Putno” spisuje się w Lechu, świadczą liczby. Na dziesięć rozegranych meczów aż pięć razy zachował czyste konto, czyli w połowie spotkań, co jest najlepszą średnią w lidze. W ostatnich trzech spotkaniach Putnocky zachował czyste konto i dziś jest najdłużej niepokonanym bramkarzem w ekstraklasie - w tej klasyfikacji również drugim miejscem może pochwalić się golkiper Arki (148 minut). Putnocky może też pochwalić, że spośród bramkarzy, którzy rozegrali w tym sezonie przynajmniej dziesięć spotkań w lidze - ma najlepszy procent obronionych strzałów. Aż 82% piłek lecących w kierunku bramki zostaje przez Słowaka zatrzymanych! Tylko sześć razy wyciągał piłkę z siatki, co jest najlepszym wynikiem spośród bramkarzy grających regularnie w swoim zespole (przynajmniej dziesięć spotkań).
- Te liczby to nie tylko moja zasługa. W piłkę gra jedenastu i wszyscy jesteśmy w dobrej formie. Pomogło mi też to, że skład obrony się ustabilizował, dzięki czemu lepiej się rozumiemy.
Reprezentacja to marzenie
Putnockiemu jeszcze nie udało się zadebiutować w barwach reprezentacji narodowej. W kadrze Słowaków na Euro 2016 znalazł się Jan Mucha (Slowan Bratysława), Jan Novota (Rapid Wiedeń) oraz Matus Kozacik (Victoria Pilzno). - Cała trójka to dobrzy bramkarze. Byłem już powoływany do reprezentacji, lecz wciąż czekam na debiut. To jest moje marzenie i widać, że z polskiej ligi można się tam dostać, o czym świadczą przykłady Jana Muchy i Duszana Kuciaka - przypomina Putnocky.
Putnocky w Poznaniu mieszka ze swoją żoną, Zuzanną. Małżonka dba o zdrowe odżywianie bramkarza. Ten najbardziej lubi makarony, acz nie ukrywa że cieszy się, że kuchnia polska i słowacka są podobne.
- Mamy trochę dalej do domu, jak jest kilka dni wolnego to jedziemy do rodziny. Nie zmienia to faktu, że dobrze się czuję w Poznaniu, miasto jest ładniejsze niż Chorzów czy Katowice, w których mieszkałem. Moim sąsiadem jest Marcin Robak i to z nim mam najlepszy kontakt. Ale w ogrodzie razem już nie trenujemy. Wystarczy to, co w klubie - śmieje się.