Nadzieja, radość, bliskość – z tym przede wszystkim kojarzą się Święta Bożego Narodzenia. Może to takie banalne, ale nie zdajemy sobie sprawy, ile osób tej banalności jest pozbawionych. Bezdomni, alkoholicy, samotni – to tylko niektórzy oczekujący normalności, tak bardzo niedocenianej przez przeciętnego człowieka. Jej namiastkę znajdują w Fundacji Wzajemnej Pomocy „Barka”, która staje się niekiedy ich drugim – jedynym – domem.
– Wielki ból, cierpienie, tęsknota, ale z drugiej strony wielka radość, bo jestem tutaj
– tak opisał zbliżające się Święta Bożego Narodzenia Piotr. Alkoholik po 25 odwykach i dwóch wszywkach. Przeszedł m.in. sepsę i dwie hipotermie. – Święta prawdopodobnie, jak już będzie załatwiony odwyk, spędzę w odosobnieniu. Taka nauczka też mi się przyda. Taka szkoła życia – mówi mężczyzna.
– Nie traktuję tego jako katastrofy, jakiegoś dramatu. To uratuje moje życie, moje zdrowie. Mam 44 lata i chciałbym jeszcze z sześćdziesiąt pożyć. No bez przesady… Może do dziewięćdziesiątki. Zobaczyć, jak mój syn się wychowuje, jak gra ze mną w piłkę, jak jeździ na rowerze. Bo czas bardzo szybko ucieka, tym bardziej jak się pije
– dodaje.
Piotr pochodzi z Łomży, a do Barki trafił prosto z islandzkiej ulicy w 2016 r. – Byłem już… gorzej nawet niż dnem. Piłem wszystko, co miało związek z alkoholem – opowiada.
Znalazł go w Reykjaviku Piotr Siodema z fundacji i zapytał, czy chce wrócić do kraju. – Na początku byłem przerażony, bo nie wiedziałem, co to jest ta fundacja, z czym to się je. Był lęk. Wstyd powrotu do Polski – mówi dalej.
Po powrocie podjął terapię odwykową, a po niej zaczął pracować. Jak podkreśla, fundacja uratowała mu życie. – Życie tutaj nauczyło mnie bardzo dużo pokory, że to nie jest takie „hop siup”, takie łatwe… Mam 44 lata, a zachowuje się czasami, jakbym miał lat 17. Cofam się w rozwoju – podkreśla Piotrek.
Jednak nie wszystko ułożyło się po jego myśli. – Jak w przypadku każdego alkoholika było za dobrze. Poczułem się zbyt pewny siebie i zapiłem, a jak już zapiłem, no to hulaj dusza – opowiada, że potrafił być w jednym ciągu nawet 3 lata. – Jak sobie przypomnę, co potrafiłem zrobić, cudów dokonać, żeby zdobyć pieniądze na alkohol – wspomina. Zaczynał od piwa, poprzez setkę wódki, a kończył na litrowych ilościach wypitego alkoholu. – Bywało nawet tak, że budziłem się nie wiadomo gdzie. Raz pociągiem dojechałem do ukraińskiej granicy. Dobrze, że obudził mnie konduktor, bo bym granicę przekroczył – opowiada.
– Dzisiaj była najgorsza, taka niemoc… Przyjechałem właśnie olsztyńskim pociągiem. Dojechałem do Poznania i od razu pierwsze kroki postawiłem do Barki, bo wiem, że tutaj dostanę pomoc
– mówi nam w poniedziałek 13 grudnia.
Chce zacząć znów budować od nowa, bo wierzy, że tym razem mu się uda, ponieważ miesiąc temu urodził mu się syn Antoś. – Powiedziałem, że dość. Dość tego kombinowania – stanowczo zaznacza świeżo upieczony tata. – Chcę odzyskać zaufanie, bo zawiodłem bardzo dużo osób. Najbardziej zawiodłem siebie, swoje dziecko, swoją kobietę. I wiem, że to nie będzie pstryknięciem i że to się tak samo naprawi. Muszę ciężko na to pracować, zrobić sobie taki szczery rachunek sumienia – dodaje.
Wie, że w Barce nikogo nie oszuka, tak jak nikt go nie okłamie. – Jesteśmy ludźmi ulicy. Kiedyś powiedziałem, że jestem bezdomny. Tak naprawdę nim nie jestem, bo tu jest mój dom, gdzie zawsze mogę przyjść. Wypić gorącej herbaty. Zjeść talerz zupy. Doradzić się. Z psychologiem porozmawiać. Po prostu się wspierać nawzajem – kończy Piotr.
Stały port – Barka
Fundacja Barka jest organizacją pozarządową, która ma na celu wspieranie grup marginalizowanych, zapewnianie im szansy na odbudowę życia przez stworzenie programu pomocy wzajemnej, edukacji, rozwoju przedsiębiorczości w społeczeństwie obywatelskim.
Jej początków należy szukać w czerwcu 1989 roku, kiedy to małżeństwo psychologów Barbara i Tomasza Sadowscy, odpowiadając na rosnące problemy społeczne okresu transformacji, chcieli stworzyć środowiska i struktury społeczne, w których „zapomniani oraz niechciani” Polacy mieliby szansę rozwoju osobistego i społecznego. Dlatego też zamieszkali wraz z córkami i z grupą 25 osób osamotnionych, bezdomnych, bezrobotnych, niepełnosprawnych, osób po pobycie w zakładach karnych, a często również uzależnionych w domu we Władysławowie – 70 km na zachód od Poznania. W tej pierwszej wspólnocie zostały wypracowane zasady, które stały się podstawą dla rozwoju całego systemu Barki. Istotną cechą – odróżniającą domy wspólnotowe od placówek świadczących pomoc osobom bezdomnym – jest brak podziału na pracowników i klientów korzystających z usługi.
We wspólnotach obowiązuje system liderów i asystentów. Tymi pierwszymi zostają Ci z mieszkańców, którzy podnieśli się z trudnych życiowych kryzysów i na podstawie swoich życiowych doświadczeń – poprzez przykład – pomagają innym w rozwoju moralnym, społecznym, duchowym i zawodowym na podstawie idei pomocy wzajemnej i samopomocy.
Liderzy prowadzą domy wspólnotowe, żyją w trzeźwości i pracują w programach zagranicznych, które Barka prowadzi w Anglii, Irlandii, Holandii, Belgii, Niemczech i na Islandii. Poza tym zakładają spółdzielnie socjalne i prowadzą Centra Integracji Społecznej. Natomiast asystentami są osoby pracujące w Barce, pomagające członkom wspólnoty.
Odnaleźć swoje miejsce
– Mam na imię Andrzej. Jestem alkoholikiem. Do Barki trafiłem w 2002 roku prosto z izby wytrzeźwień. Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Żyję tu. Mieszkam. Pomagam innym – takim, jakim ja kiedyś byłem
– przedstawia się nam jeden z liderów.
Andrzej we wspólnocie zajmuje się głównie gastronomią i pomocą w zorganizowaniu miejsca w programach odwykowych i terapeutycznych dla potrzebujących mieszkańców oraz osób powracających zza granicy, ale w zasadzie czuwa nad wieloma sprawami związanymi z jej funkcjonowaniem.
– Przychodząc do Barki, byłem na poziomie analfabetyzmu wtórnego. Byłem naprawdę na samym dnie egzystencji ludzkiej. Piłem różnego rodzaju trunki. Miałem próby samobójcze. Po prostu chciałem ze sobą skończyć. Nie widziałem żadnego sensu życia
– opowiada mężczyzna.
Z pomocą fundacji przeszedł wszystkie ścieżki edukacji oraz pomagając innym, zwiedził kilka państw europejskich: Anglię, Holandię i Niemcy. Jak opowiada, po stanięciu na nogi, wyjechał ze wspólnoty i zamieszkał w Płocku, gdzie pracował w ochronie. Natomiast to nie było wymarzone zajęcie dla niego, dlatego wrócił. – Nie widzę życia poza Barką. Moją wewnętrzną potrzebą jest właśnie pomoc drugiej osobie – podkreśla Andrzej. Odnowił relacje z siostrą i braćmi oraz nazywa się spełnionym człowiekiem.
Kolejne święta z pandemią w tle
Zbliżają się drugie święta w pandemii, więc Barka po raz kolejny nie będzie mogła zorganizować większej kolacji wigilijnej z udziałem osób spoza wspólnoty. W zamian za to 24 grudnia będzie wydawać paczki żywnościowe i ciepły posiłek dla potrzebujących. Dodatkowo około 70 spersonalizowanych paczek trafi w piątek, 17 grudnia, do dzieci z rodzin, które wspiera fundacja.
W Wigilię mieszkańcy wspólnoty wraz z pracownikami zasiądą tylko w swoim gronie do kolacji.
– Staramy się w naszej wspólnocie stworzyć takie rodzinne, domowe warunki. Być dla siebie bratem, siostrą, bo dzięki temu łatwiej jest przetrwać. Jest tutaj wiele osób, które relacje z bliskimi mają już bardzo utrudnione albo nie mają ich w ogóle
– mówi Agata Pawlak, instruktor w Centrum Integracji Społecznej fundacji Barka.
Na wyjątkowość świąt, nie tylko w Barce, zwraca uwagę córka jej założycieli, Maria Sadowska. Wskazuje ona, że symboliczny pusty talerz do tej pory zawsze zapełniał się realnie podczas barkowej Wigilii – nawet 250 osób zasiadało do wspólnej kolacji.
– Myślę, że dobrze by było, gdyby w naszych rodzinach ten talerz nie był taki symboliczny. Żebyśmy otwierali się na innych, na potrzebujących, na sąsiadów, na osoby, które do nas przyjeżdżają z innych krajów, które wyznają różne religie
– wymienia Sadowska.
– Jest to jednak „narodzenie” nowiny, nowej nadziei i radości. Święta w pewien sposób otwierają też nasze serca – przynajmniej powinny – więc bardzo nam zależy, żebyśmy ten czas wykorzystali na podzielenie się sobą, posiłkiem, uwagą – kończy.
Bezdomni w mieście
Nie można dokładnie określić, ile osób w kryzysie bezdomności przebywa na terenie Poznania, jak wyjaśnia Bogna Kisiel z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Spowodowane jest to między innymi tym, że niektóre z nich zmieniają miejsca pobytu, a nawet przemieszczają się pomiędzy miejscowościami. Można natomiast wskazać, ilu potrzebujących w kryzysie bezdomności skorzystało ze wsparcia MOPR-u. W 2019 r. było to 1390 osób, rok później – 1492, a w tym roku – 1539.
Osoby te w pierwszym półroczu bieżącego roku skorzystały z takich form pomocy jak: zasiłek stały – 247 osób; zasiłek okresowy – 670; schronienie – 221; posiłek – 237; inne zasiłki celowe i pomoc w naturze (np. odzież, leki) – 489 osób; składki zdrowotne – 357.
Rocznie wydawanych jest ok. 1000 decyzji uprawniających do korzystania ze świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. W pierwszym półroczu tego roku wydanych zostało 537 takich decyzji, jak informuje Kisiel.
Pracownicy socjalni Działu Pomocy Osobom Bezdomnym MOPR przez cały rok monitorują miejsca (tzw. koczowiska), w których przebywają osoby w kryzysie bezdomności. Dwa lata temu odnotowano 112 miejsc, w których przebywały 263 osoby. Rok później było to 117 lokalizacji z 242 osobami, a w tym roku ustalono 132 takie miejsca, w których mieszkało ok. 180 bezdomnych.
Ze względu na pogodę pracownicy socjalni wraz ze strażnikami miejskimi regularnie odwiedzają takie miejsca od listopada.
– Podczas objazdów informują bezdomnych o formach pomocy, z jakich mogą skorzystać, pytają o stan zdrowia, mierzą temperaturę, rozdają maseczki, pakiety żywnościowe, mówią, gdzie uzyskać pomoc medyczną, a gdy trzeba, sami ją wzywają
– mówi Anna Zając-Domżał, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
– Teraz przed świętami nasi pracownicy dodatkowo przekazują informacje o paczkach z Barki oraz jadłodajniach, gdzie można dostać ciepły posiłek. Przede wszystkim jednak namawiają do skorzystania z oferty miasta – dodaje.
Poznań przygotował dla osób w kryzysie bezdomności ponad 300 miejsc w schroniskach i kilkadziesiąt w ogrzewalni przy Krańcowej oraz noclegowni przy ul. Borówki. 29 grudnia będzie mieć miejsce akcja „Zgotujmy razem trochę dobra”, której organizatorem jest Urząd Miasta Poznania, agencja LUCKYYOU, IT.integro i Stowarzyszeni Pogotowie Społeczne. Jak wyjaśnia Zając-Domżał, dzięki temu osoby w kryzysie bezdomności otrzymają ciepły posiłek przygotowany przez poznańskich restauratorów.
Przede wszystkim zdrowia
– To takie specyficzne święta, gdzie rodzi się Bóg, gdzie jest nadzieja. Właśnie taka nadzieja dla nas – osób, które stanęły na rozdrożach swojego życia. Przyjechały z różnych części świata – czy to z Irlandii, czy Islandii – i próbują odbudować swoje życie. Gdzie wszyscy myśleli, że nic z nich nie będzie, a jednak dostały tę kolejną szansę na odbudowę swojego życia
– mówi Andrzej.
Natomiast Piotr, na pytanie czego mu życzyć z okazji zbliżających się świąt, odpowiada, że zdrowia, dobrego samopoczucia i spełnienia marzeń – jego największe jest jednak nieosiągalne.
– Spędzić święta z rodzicami. Bo ich już nie ma. Nie żyją. Przytulić się do mamy, do taty. Przeprosić. Czasu się nie cofnie – mówi z zaszklonymi oczami i dodaje szybko: – A nawet jak zamknąć oczy, to godnie. Żeby nikt nie powiedział, że zdechł pijak pod płotem, tylko, że umarł normalnie, „fajny facet był”. Czego mi można życzyć? Trzeźwego życia.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień