Jesteśmy przyjaciółkami i wykształconymi wokalistkami, ale każda ma swój silny charakter - mówią Frele. Ich śląskie covery hitów podbiły internet.
Dotarło już do Adele, co zrobiłyście z jej utworem „Hello” i jaką popularność w internecie osiągnął „Achim”?
Dzwoniłyśmy do niej, ale jeszcze nie dała nam znać, czy jej się podoba, czy nie (śmiech).
Co zmieniło się w waszym życiu, odkąd zaczęłyście wrzucać do sieci przeróbki światowych hitów na śląską nutę? Zaskoczyła was skala popularności zwłaszcza utworu „Achim”, po którym zaczęli się wami interesować nie tylko internauci, ale też media?
Nie spodziewałyśmy się, że będzie aż taki odzew i takie zainteresowanie. Co się zmieniło? Został przebity taki balonik, bo nim to nastąpiło, próbowałyśmy się pokazać szerszej publiczności, pisałyśmy do agencji. Śpiewamy ze sobą już od dobrych kilku lat. Starałyśmy się wypłynąć razem z zespołem coverowym. To trwało kilka chwil. Aż któregoś wieczoru na naszej drodze pojawiła się Adele w wersji po śląsku, co tak naprawdę otworzyło furtkę. I sprawiło, że dziś tutaj jesteśmy i mogłyśmy wystąpić m.in. na OFF Festivalu, a także w wielu innych miejscach. Otworzyła się przed nami furtka do tego, co chciałybyśmy robić - mamy nadzieję - przez całe życie.
Myślicie o tym, by pewnego dnia przestać coverować inne gwiazdy i zacząć tworzyć autorską płytę?
Jasne, że tak! Myślimy o tym bardzo intensywnie. Póki co pracujemy nad materiałem coverowym i równocześnie nad autorskim repertuarem. Nie będziemy więcej zdradzać, bo potrzebujemy jeszcze trochę czasu. Chciałybyśmy, żeby efekt był dobry i faktycznie taki nasz.
Na początku sierpnia na waszym profilu na Facebooku pojawiły się zdjęcia ze studia nagraniowego Maq Records w Wojkowicach.
Na razie zwiastował kolejny cover („Dejta cicho”, czyli przeróbkę „Despacito” - przyp. red.), ale tym razem nagrany już w dobrej jakości. Po raz pierwszy. Mamy nadzieję, że spodoba się odbiorcom, którzy czasem pisali w komentarzach na Facebooku, że nagrywany tosterem. Sugerowali nam, byśmy kupiły sobie jakiś lepszy sprzęt. Dlatego tym razem nowy utwór został zrealizowany w studiu nagraniowym.
Są teorie mówiące o tym, że solowym wykonawcom jest łatwiej, bo wtedy każdy sam odpowiada za występ i spija śmietankę, gdy jest sukces, albo zbiera cięgi, gdy pojawiają się fałsze. W waszym przypadku mamy zderzenie trzech osobowości. Podczas pracy zdarzają się tarcia między wami?
Oczywiście. Jesteśmy przyjaciółkami od wielu lat i wykształconymi wokalistkami, gdzie jednak każda ma swój silny charakter. Ciche dni bywają, ale raczej na Facebooku, bo na co dzień już nie mieszkamy razem. Natomiast nie ma między nami wielkich spięć. Jeśli pojawiają się kłótnie, to bardziej jest to rzetelne wykładanie swoich argumentów za i przeciw i szukanie kompromisów.
Na ile projekt Frele jest artystyczną kreacją, a na ile autentyczną miłością do regionu i gwary śląskiej?
Kochamy Śląsk, jesteśmy stąd, więc nie może być inaczej! Język śląski jest przepiękny, przeuroczy i pozbawiony nadęcia. Nawet ludzie spoza Śląska to czują.
A czy nie obawiacie się, że staniecie się zakładniczkami śpiewania w gwarze śląskiej i słuchaczom może być ciężko zaakceptować was w innym wydaniu, gdy będziecie śpiewać używając poprawnej polszczyzny?
Różnie bywa, ale na przykład Marcela ma swój projekt autorski, w którym nie śpiewa po śląsku, tylko po polsku. I wychodzi jej to znakomicie, ludzie przychodzą na koncerty, jest coraz więcej odsłon w serwisie YouTube i ten projekt coraz lepiej sobie radzi. Poza tym my też dbamy o to, aby nie wpaść w szufladkę „śląskich dziołch”, które śpiewają wyłącznie pod namiotem do piwa. Chciałybyśmy, aby ludzie zobaczyli, że Śląsk jest fajny. By Śląsk nie był pokazywany stereotypowo. Coraz więcej powstaje projektów i marek, które są fajnie odbierane w Polsce, na przykład Gryfnie. One faktycznie promują Śląsk, ale robią to w bardzo dobry sposób.