Firmy mogą przestać zatrudniać studentów
Z Jeremim Mordasewiczem, doradcą zarządu Konfederacji Lewiatan, członkiem Rady Nadzorczej ZUS, rozmawia Agnieszka Kamińska.
Obecnie firmy nie płacą składek od umów-zleceń, na podstawie których pracują studenci i uczniowie do 26. roku życia. Rząd chciałby to zmienić. Związkowcy i niektórzy studenci już grzmią, piszą w internecie: „ręce precz od pracy młodych”. Mają rację?
Moim zdaniem, tak. Objęcie ubezpieczeniem uczniów i studentów ma swoje wady i zalety. Wad jest jednak więcej. Dziś atutem studentów na rynku pracy jest to, że są to tańsi pracownicy. Wykonują najczęściej prace dorywcze. Często takie, które mają charakter tymczasowy, sezonowy. Jeśli ich praca zostanie oskładkowana, to koszty ich zatrudnienia wzrosną o 40 procent, co może skutkować rozwinięciem się szarej strefy. Pracodawcy będą ich przyjmować do pracy, tyle że na czarno. Poza tym gdy pracodawca będzie musiał przyjąć pracownika i płacić za niego składki, to zdecyduje się na kogoś, kto się nie uczy i ma doświadczenie. Dziś uczeń czy student to często pracownik o niskiej wydajności, nie zawsze jest dyspozycyjny, bo chodzi do szkoły i ma inne obowiązki. Jego pozycja jest dużo słabsza niż kogoś, kto pracuje od lat. Po prostu firmy mogą przestać zatrudniać studentów i uczniów. Minusem jest też to, że firmy musiałyby prowadzić sprawozdawczość dotyczącą ubezpieczenia społecznego. W przypadku prac sezonowych może to być duże utrudnienie dla firm. Bo nawet gdy student czy uczeń będzie roznosił ulotki przez kilka dni, to firma będzie musiała zgłosić go do ZUS i załatwiać wszystkie formalności urzędowe.
No tak, ale dzięki oskładkowaniu młodzi już podczas studiów będą odkładać pieniądze na emerytury. To chyba ważny argument?
Oczywiście, można to uznać za plus proponowanego rozwiązania. Załóżmy jednak, że człowiek pracuje 40 lat, a praca podczas studiów trwa 2-3 lata, to składki z tego okresu nieznacznie wpłyną na podwyższenie emerytury. To będą bardzo znikome kwoty. Tymczasem koszty płacenia składek mogą być dużo wyższe. Mam tu na myśli chociażby trudności z wejściem młodych na rynek pracy. Studenci dorabiają sporadycznie, pracują nieregularnie i żeby umożliwić im dalszą możliwość pracy i utrzymania się, koszty ich zatrudnienia nie powinny wzrastać.
Niektórzy twierdzą, że obecny brak tych obciążeń to niepotrzebne uprzywilejowanie.
Zadaniem młodych ludzi jest uczenie się, studiowanie. Bardzo dobrze, że wielu z nich dorabia, a koszty ubezpieczenia pokrywa państwo. Dzięki brakowi składek dla pracodawców są oni cenni. Zyskują doświadczenie, szybciej potem wsysa ich rynek pracy. Pamiętajmy, że ciągle jeszcze bezrobocie w tej grupie pracowników jest duże. W interesie nas wszystkich jest to, aby ułatwiać im start na rynku pracy. Można uznać, że zwolnienie z obowiązku opłacania za młodych ludzi składek do momentu zakończenia przez nich edukacji ma pomóc im w znalezieniu pracy. Jest więc uzasadnionym wsparciem na początku życia zawodowego. Nie sądzę, aby tę sytuację można było uznać za uprzywilejowanie. Oczywiście, gdy obciążymy pracę studentów, to 40-letnia pracownica, która do tej pory przegrywała z nimi na rynku pracy, może się stać nagle bardzo atrakcyjnym pracownikiem dla firm.
Czy opodatkowanie umów studenckich jest dobrym pomysłem na łatanie dziury w kasie ZUS? Rząd niedawno oskładkował zwykłe umowy-zlecenia i twierdzi, że to był dobry krok.
Wpływy z oskładkowania umów studentów i uczniów nie będą miały znaczącego wpływu na zmniejszenie tego deficytu. Dużo korzystniejsze byłoby podwyższenie wieku emerytalnego lub ograniczenia w przywilejach emerytalnych niektórych pracowników. Mamy dziś takie grupy zawodowe, które za wpłaconą złotówkę w ramach składki emerytalnej otrzymują 3 złote emerytury.
Czy propozycja rządu ma realne szanse na wejście w życie?
Moim zdaniem, nie wejdzie. Przeciwni są pracodawcy, studenci i związki zawodowe. A rząd, w obliczu wyborów samorządowych, będzie się liczył z opinią społeczeństwa. Było to widać już w przypadku obniżenia wieku emerytalnego. Rząd zgodził się na rozwiązanie, które z punktu widzenia ekonomicznego nie jest korzystne, ale daje poparcie społeczne.