Pochodząca z Wasilkowa Kinga Dębska, reżyserka „Zabawy zabawy” wraz z córką Marią, odtwórczynią jednej z głównych ról, opowiadały o swym dziele białostockim widzom.
Film „Zabawa zabawa” przedstawia historie trzech kobiet nadużywających alkoholu. Wybitnej lekarki, brylującej w mediach prokuratorki i pracującej w korporacji studentki z prowincji.
- Nasze środowisko filmowe bardzo dużo pije - mówi bez ogródek Kinga Dębska. - Wiedziałam, że to jest temat dla kina. I wspomina, że zanim nakręciła swój pierwszy film fabularny - „Moje córki krowy” stworzyła dokument „Aktorka”. Jego bohaterką była wielka osobowość polskiego kina lat 60. XX wieku - Elżbieta Czyżewska.
- Też miała ten problem, chodziła na spotkania AA, wyszła z niego, ale nikt nie był w stanie jej tego zapomnieć i umarła w zapomnieniu - opowiada Dębska. - Pamiętam, że przy montowaniu tego filmu, montażysta powiedział, że nie lubi tej baby. Reżyserka powiedziała mu, że będą montować film do tej pory, aż polubi bohaterkę. - I w końcu ją zrozumiał - sumuje. - Bo jak ktoś pije, jest jak taki jeż, wysuwa kolce, kłuje ten świat, trzeba go zrozumieć i wtedy pomyślałam, że warto byłoby zrobić o tym film.
Okazuje się, że temat wymagał głębokiego zastanowienia.
- Inny film zrobiłby alkoholik, inny ktoś, kto z tego wyszedł - twierdzi Kinga Dębska.
Reżyserka spotkała się z Ewą Woydyłło-Osiatyńską, sławną terapeutką uzależnień. I to ona doradziła jej poznanie Miki Urbaniak. Wcześniej reżyserka przeczytała książkę Urbaniak „Alkoholiczka”, a później skontaktowała się z autorką, żeby wspólnie stworzyć scenariusz przyszłego filmu.
- To było trudne, bo nie rozumiałam jej punktu widzenia - wyznaje Kinga Dębska. - Ona piła od 15. do 30. roku życia, potem przestała i już nie pije, a ja sobie okazjonalnie popijam winko. To kompletnie inna perspektywa, ale postanowiłam uczynić z niej atut.
- Kręcąc film „Zabawa zabawa” nie chciałam piętnować alkoholizmu, tylko pokazać, że to jest sprawa nas wszystkich, nie tylko kobiet, które piją, ale też osób, które są obok, nie reagują - mówi reżyserka. - To sprawa facetów, którzy nie wiedzą co zrobić, dzieci, pielęgniarek, policjantów. A poza tym - nigdy nie wiadomo, co może się stać z nami na starość - może sama stanę się alkoholiczką? Życie jest zaskakujące.
Bohaterki „Zabawy zabawy” są dobrze sytuowane.
- Nie chciałam, żeby pieniądze były dla nich problemem - przyznaje Kinga Dębska. - Jesteśmy już na innym poziomie. W każdym malutkim miasteczku najwięcej jest aptek i całodobowych sklepów z alkoholem. Picie przed sklepem i opowiadanie o marskości wątroby zostawiłam innym. Chciałam, żeby moje bohaterki miały fajne życia, fajne prace, pieniądze, szansę na wszystko, ale jednak były w nałogu, który im jeszcze wszystkiego nie odebrał.
Dopiero w ostatniej scenie, pani profesor medycyny, którą gra Dorota Kolak, pije na przystanku z butelki.
- To już jest upadek społeczny - ocenia Dębska. Miała też w zanadrzu scenę samobójstwa profesorki, ale przy montażu z niej zrezygnowała.
Autorki scenariusza uznały, że chcą pokazać uzależnione od alkoholu kobiety w różnym wieku. Przed zdjęciami reżyserka zdecydowała, że każda z aktorek grających alkoholiczkę - Dorota Kolak, Agata Kulesza i Maria Dębska, będą próbowały osobno, bez wymieniania się doświadczeniami.
- Rywalizowały tylko, która ma najbardziej pijane oczy - wspomina Kinga Dębska.
Odtwórczynie głównych ról właściwie mijały się na planie.
Rolę najmłodszej alkoholiczki powierzyła swojej córce. Obie panie nie pierwszy raz spotkały się na planie, ale pierwszy raz młoda aktorka dostała u mamy tak poważną rolę.
- Marysię znam od urodzenia, po co miałam szukać na mieście, skoro mam takie zdolne dziecko w domu - śmieje się Kinga Dębska.
- Praca w filmie to dżungla, która nie wybacza - podkreśla Maria Dębska. - Na planie patrzy na mnie 50. osób, to że mama dowodzi, sprawia, że wiem, że dostanę dobrą scenę do zagrania, ale pracowało się trudno, za to dobrze. Trudno, bo jak wyjaśniała na spotkaniu w kinie Forum Kinga Dębska: „Każda matka zna własne dziecko i wie, kiedy ściemnia”.
- Sztuczki, które przechodzą u innych reżyserów, tu nie działały - przyznaje Maria Dębska. - Umówiłyśmy się, że nie pijemy na planie.
Na twarzy matki widać pewne zaskoczenie.
- Z kim się tak umawiałaś? - dopytuje. - Z charakteryzatorką - odpowiada córka. I już całkiem poważnie opowiada, że kiedy dostała scenariusz, trudno jej było zrozumieć, dlaczego taka młoda dziewczyna może się okazać alkoholiczką. Wiedziała, że nie może jej oceniać, zbagatelizować, ale że musi graną przez siebie postać zrozumieć. - Pomogły mi w tym książki, filmy, szczególnie polskie, o facetach, wymiotach, o tym że dotyczy to tylko biedniejszych ludzi, tych którym nie wyszło, głównie starszych panów - wspomina Dębska. I nie ukrywa, że taki obraz wyprowadził ją z równowagi. - To niesprawiedliwe, bo odbiera ludziom takim jak my, młodym, prawo do słabości - uważa młoda aktorka. Uczestniczyła też w mityngach Anonimowych Alkoholików.
- Kiedy patrzyłam w oczy dziewczyny, który ma tyle lat co ja, bardzo dobrze ubranej, przyjeżdżającej dobrym samochodem i opowiadającej historie, od których włos jeży się na głowie, miałam dużo do przepracowania - mówi Maria Dębska.
Reżyserka przyznała się, że decyzja córki o chodzeniu na spotkania AA jej zaimponowała. Maria Dębska nie ukrywała, że jest aktorką i zbiera doświadczenia do roli. - Po kilku spotkaniach ich uczestnicy powiedzieli mi wprost, że nie uwierzyli - wspomina. - Myśleli, że mam problem z alkoholem, tylko go ukrywam za maską aktorki. Siadywała z nimi w kręgu, uczestniczyła we wszystkich rytuałach i szczerze odpowiadała na pytania osoby prowadzącej mityng.
- Te spotkania bardzo dużo mi dały, bardzo mnie otworzyły, jestem teraz takim ortodoksem, który uważa, że to AA jest wspaniałą instytucją, przydatną nawet osobom, które nie mają problemu z uzależnieniem - sumuje swoje doświadczenia Maria Dębska.
Najbardziej bolesną sceną filmu „Zabawa zabawa” jest sfilmowany w jednym ujęciu gwałt na najmłodszej bohaterce, granej właśnie przez Marię Dębską. - Dla mnie to nie była najtrudniejsza scena - zaskakuje odpowiedzią aktorka. - Jest mocno fizyczna, było do niej bardzo dużo przygotowań technicznych, żeby się nic nikomu nie stało. Żebym nie złamała nosa koledze, który mnie na planie gwałci, ani żeby on mi nic nie zrobił. Umieraliśmy ze śmiechu podczas przygotowań, bo to była bardzo dziwna gimnastyka.
Kinga Dębska podpowiada, że zanim córka weszła na plan oglądała, jak panowie sami się gwałcą w tej scenie, pokazując jej jak ma zagrać. Obydwie panie nie mogą powstrzymać śmiechu.
- Mieliśmy ubaw po pachy, a wyszła bardzo dramatyczna scena - kwituje Maria Dębska. I zaraz zastrzega, że nie chce udawać, że była ona łatwa. Szczególnie że została nakręcona w jednym ujęciu - kamera jest włączona non stop od momentu wejścia gwałciciela z dziewczyną do hangaru, po moment kiedy z niej schodzi. - Musieliśmy być świadomi kamery, operator Andrzej Wojciechowski nie mógł popełnić błędu - przyznaje reżyserka. W dodatku ta scena była nakręcona pierwszego dnia zdjęciowego, dopiero kiedy cała ekipa zapoznawała się ze sobą. Praca nad nią trwała od godz. 17 do 5 nad ranem.
Ale w filmie są też sceny tragikomiczne. W roli pary safandułowatych policjantów, którzy mają do czynienia z mniej lub bardziej pijanymi bohaterkami filmu, wystąpili Sławomir Zapała i białostoczanin Rafał Rutkowski.
- Chciałam zrobić film dla ludzi, który się sprzeda, nie dla krytyków czy kolegów - wyznaje Kinga Dębska. I dlatego wprowadziła role policjantów. - Są przedstawicielami tej reszty społeczeństwa, która niby wie, rozumie, ale nic nie jest w stanie zrobić z alkoholizmem. Lubię sytuacje, w których widz już by się śmiał, a jednak nie ma powodu.
Reżyserka przyznaje, że tak naprawdę w filmie „Zabawa zabawa” są trzy filmy i trzy bohaterki. - Dla mnie alkoholizm jest chorobą samotności, na własny użytek nazywam ją brakiem miłości do siebie samego - mówi Kinga Dębska. - Ta choroba powoduje, że człowiek jest sam.
Reżyserka zastanawiała się, czy w filmie pijące kobiety nie powinny się jednak spotkać. Ale Dorota Kolak stwierdziła, że wtedy aktorki będą kraść od siebie pomysły. I pomysł upadł. - Pamiętam, jak w jednej ze scen chciałam sobie dolać wódki do kawy, a mama mi zabroniła - wspomina Maria Dębska. Bo wcześniej tak zagrała Dorota Kolak.
Reżyserka potraktowała swoją pracę bardzo surowo. Przyznaje, że pierwsza wersja filmu trwała prawie trzy godziny. - Z każdego wątku wypadło bardzo dużo scen i wszystkie aktorki były na premierze sfrustrowane, bo nie zobaczyły siebie w wielu zagranych przed kamerą scenach - wyznaje reżyserka. - Pamiętam, że po premierze patrzyły na mnie wzrokiem zranionego kota. Chciałam po prostu stworzyć wartki film, który jest opowieścią o jednej kobiecie w trzech różnych odsłonach i w różnym wieku. Uzależnionej od alkoholu.