Fermy norek koło Radnicy jednak nie będzie?

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Nasze Miasto
Łukasz Koleśnik

Fermy norek koło Radnicy jednak nie będzie?

Łukasz Koleśnik

Inwestor wycofał dokumenty, które były potrzebne do uzyskania pozwoleń na budowę. Wywiesza białą flagę? Niekoniecznie.

Odkąd mieszkańcy Radnicy dowiedzieli się, że w pobliżu ich wsi może powstać ferma norek amerykańskich, od razu wyrazili sprzeciw..

Mimo zapewnień inwestora, że ferma będzie zabezpieczona, radniczanie zdania nie zmieniali. Mało tego, coraz więcej środowisk dołączało się do protestu.
- Takie fermy nie cieszą się dobrą sławą - mówi sołtys Marian Kopczyński. - Nic dziwnego, że nikt z nas tutaj ich nie chce. Smród, choroby, plagi much i do tego słyszałem, że te zwierzęta uciekają i robią duże szkody w gospodarstwach - dodaje.
Firma, która zamierzała wybudować fermę na blisko 300 tys. norek, kusiła m.in. nowymi miejscami pracy i na każdym kroku zapewniała, że hodowla nie będzie sprawiała mieszkańcom problemów.

Nic z tego. Walka trwała blisko rok i dziś mieszkańcy odnieśli mały sukces. - Dostałem pismo z gminy, w którym wyraźnie podkreślone jest, że inwestor wycofał wniosek o wydanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych na realizację przedsięwzięcia - mówi sołtys Radnicy.
Z tej informacji zadowolona jest również radna sejmiku wojewódzkiego, Anna Chinalska, która również walczyła o to, aby ferma norek nie powstała w Radnicy. - Bardzo mnie to cieszy. Interpelowałam w tej sprawie na posiedzeniu sejmiku. Odnieśliśmy sukces. Mam nadzieję, że ostateczny - mówi A. Chinalska.

Niepewni są też mieszkańcy Radnicy. - Nie sądzę, żeby tak łatwo inwestor zrezygnował z zakupionej ziemi. Może po prostu chcą uśpić przeciwnika - mówi sołtys Kopczyński. - Jeszcze nie do końca jesteśmy spokojni i trzymamy gardę. Jeśli temat powróci, to w dalszym ciągu będziemy naciskać na to, że nie chcemy fermy norek koło naszych domów - dodaje.

Również burmistrz Marek Cebula informuje, że sprawa fermy norek niekoniecznie dobiegła końca.
- Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska stwierdziła, że raport inwestora ma duże braki oraz nieprecyzyjne dane. RDOŚ zaopiniował dokument negatywnie - wyjaśnia Cebula. - Dlatego też inwestor się wycofał. Nie wiadomo jednak czy nie będzie próbował ponownie. Może przecież sporządzić nowy raport - zaznacza burmistrz.

Gmina nie ma też wielkiego wpływu na to, co przedsiębiorca zrobi z zakupionym w Radnicy terenem.
- Przede wszystkim nie kupił go od nas. To była działka prywatna. Nie wiemy na jakich warunkach parcela została sprzedana - zaznacza włodarz.

Działka należała wcześniej do byłego radnego wojewódzkiego i obecnego przedstawiciela Towarzystwa Miłośników Ziemi Krośnieńskiej, Zdzisława Paduszyńskiego. Wielu ludzi ma mu za złe, że sprzedał teren przedsiębiorstwu zajmującemu się hodowlą norek.
- Nie widziałem żadnych przeciwwskazań - mówi Z. Paduszyński. - Dlaczego? Ekolodzy wystąpili do ministra rolnictwa o zakaz hodowli zwierząt futerkowych. Wniosek został odrzucony, gdyż Polska jest jednym z największych producentów w Europie w tej gałęzi hodowli. Ponadto przepisy wobec takich hodowców są bardzo rygorystyczne co uniemożliwia negatywne oddziaływanie na środowisko. Skoro taka jest polityka państwa, to jestem pewny, że hodowla inwestora w żaden sposób nie oddziaływałaby negatywnie na środowisko i byłaby pod ścisłym nadzorem - zaznacza Paduszyński.

Były radny sejmiku dodaje, że każdy mieszkaniec miał okazję przejechać się do nowoczesnej fermy norek, ale praktycznie nikt nie skorzystał.
- Sprzedając działkę, byłem przekonany, że gmina oraz wieś na tym nie straci. Mało tego, mogli zyskać. Miejsca pracy, podatki. Rozmawiałem inwestorem, który zapewniał, że część dochodów przekazywałby dla wsi - mówi Z. Paduszyński. Dodaje, że dziwi się sprzeciwom, dotyczącym wszelakich hodowli. - Norki, indyki, świnie. Wszystko jest na nie. Nawet w okolicach wsi. To gdzie mają się tacy hodowcy budować? - dopytuje.

Łukasz Koleśnik

Co robię?


Żadna tematyka mnie nie odstrasza. Biznes, polityka, sport, reportaże, fotoreportaże, relacje, newsy, historia. Dzięki temu też pogłębiam swoją wiedzę i doskonalę swoje umiejętności.


Największą satysfakcję z pracy mam wtedy, kiedy w jakiś sposób mogę pomóc. Dlatego często opisuję ludzi z problemami, chorych i potrzebujących oraz zachęcam do pomocy. I kiedy uda się pomóc nawet w najmniejszym stopniu, to jest plus. 


Działam głównie na terenie powiatu krośnieńskiego. Obecnie trzymam rękę na pulsie, jeśli chodzi o poszczególne inwestycje w regionie, jak chociażby przygotowywane podniesienie zabytkowego mostu w Krośnie Odrzańskim (Czy zabytkowy most w Krośnie Odrzańskim zostanie podniesiony w tym roku? To coraz mniej prawdopodobne), przyglądam się rozwojowi szpitala w regionie (Zachodnie Centrum Medyczne w końcu kupiło nowy rentgen do szpitala. Budynek w Gubinie doczeka się termomodernizacji).


Jak trafiłem do Gazety Lubuskiej?


W Gazecie Lubuskiej jestem zatrudniony od kwietnia 2015 roku. Wcześniej też pracowałem jak dziennikarz, głównie na terenie Gubina i okolic. Tam stawiałem też swoje pierwsze kroki w zawodzie, poznałem podstawy, złapałem kontakty.


Początkowo nie łączyłem swojej przyszłości z dziennikarstwem. Myślałem o informatyce albo aktorstwie (wiem, spory rozstrzał ;) ). Ostatecznie trafiłem jednak na studia do Wrocławia, gdzie studiowałem na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Poszczęściło mi się i po studiach zacząłem pracę w zawodzie oraz trwam w nim do dziś.


O mnie


Jestem miłośnikiem piłki nożnej oraz koszykówki. Od lat zapalony kibic Borussii Dortmund. Łatwo się domyślić, że w wolnym czasie lubię oglądać mecze, ale nie tylko. Czytam książki. Głównie kryminały lub biografie. Kinomaniak. Oglądam filmy (fan Gwiezdnych Wojen, ale tych starych) i seriale (za dużo by wymieniać). Lubię czasem pobiegać (za rzadko, co po mnie widać ;) ). Tak w skrócie. To tyle :)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.