Fenomen ego cokolwiek łżącego
Jak Jarosław Kaczyński oraz PiS stosują na elektoracie socjotechnikę, co uwypukliła konferencja prasowa, na której pytań nie przewidziano.
Bardzo uważnie śledziłam środową konferencję prasową PiS, która miała być odpowiedzią na kryzys parlamentarny w państwie. I ręką wyciągniętą do opozycji wraz z pomysłem, jak się dogadać, aby w państwie, mimo różnic, zapanował spokój. Aby zagraniczne media nie wytykały nas palcami, nie było potrzeby, by Komisja Europejska sztorcowała nas na międzynarodowej arenie za hakerkę z Trybunałem Konstytucyjnym, i żeby zamiast obrzucania się błotem - wreszcie zaczął się dialog.
O ten ostatni zabiega
zwłaszcza Jarosław Kaczyński, co podkreślił wyraźnie podczas konferencji. Dialog jednak rozumie inaczej niż ci, którzy rozmawiają, a nie tylko wymieniają informacje.
Prezes Kaczyński postrzega go jako możliwość wejścia w polemikę, jednak pod warunkiem że będzie, jak on chce, bo propozycje, które składa społeczeństwu, są słuszne i i chronią nas przed złem tego świata.
Pewnie z tych właśnie względów prezes Kaczyński rozpoczął konferencję o pojednaniu w kraju od złożenia kondolencji „poległemu w Berlinie” kierowcy ciężarówki. Wiedząc, jak bardzo Polacy, którzy stanowią PiS-owski elektorat, cierpią na deficyt docenienia i szacunku, poruszył czułą strunę. „Poległ” to nie to samo, co zginął. „Poległ” oznacza - oddał życie za ojczyznę, w walce z terroryzmem, do którego „my - partia rządząca” u nas nie dopuścimy.
- Gdybyśmy się otwarli, to zagrożenia byłyby jeszcze większe - pogroził palcem prezes, trafiając prosto do serc tych, którzy głosowali na PiS. A wiedząc, że już chwycił i trzyma mocno, mógł teraz wyjść z propozycją do opozycji.
Zaoferował jej, pod warunkiem że się zmieni i nie będzie łamać prawa, manifestując pod Sejmem czy okupując salę sejmową, że zostanie dobrym ojcem. Zgodzi się mianowicie na to, aby opozycja wybrała lidera, który całą opozycję utrzyma (dla porządku) w garści.
A żeby pokazać, że ma gest, Jarosław Kaczyński zaproponował, żeby co piąte posiedzenie parlamentu przygotowywała przeciwna mu ekipa. Byłby to ukłon w stronę „demokracji angielskiej” - jak nazwał swój pomysł prezes, poruszony najwidoczniej dobrymi praktykami zaczerpniętymi z brytyjskiego systemu parlamentarnego.
I podkreślił - warunek jest jeden - powrót do normalnej pracy parlamentu. Później zaś przypomniał mediom, że akceptują działania, które są przestępstwem, zamiast pisać o tym, że to, co robi opozycja, to jest zwykła bandyterka.
Zapomniał, zdaje się,
jak układał się z Samoobroną, która od blokowania nie stroniła. Nie pamiętał, iż nie schodził z mównicy, mimo pouczeń marszałka Sejmu poprzedniej ekipy, i przekraczał czas wypowiedzi, co jest niezgodne z regulaminem.
Później premier Beata Szydło podkreśliła tylko to, co powiedział prezes, a marszałek Sejmu zapewnił, że nie zamierza przegłosowywać jeszcze raz budżetu, bo... nie ma takiej potrzeby. Kworum było (a gdzie dowód?), ustawa musiała być pilnie przyjęta, PiS się nie ugnie. Co mu szkodzi, przecież i tak ma większość? Nie może pokazać, że jest słabe i zmieni zdanie pod wpływem nacisków.
Choć nieco cofnął się w sprawie dziennikarzy. Marszałek Senatu nadal chce wynieść media z dala od sejmowych korytarzy, bo w budynku F (co z tego, że daleko) będzie im wygodniej. Ale najpierw to przedyskutuje. Dostaną nawet pokój socjalny, więc wszystko z myślą o tym, aby poprawić dziennikarskie warunki pracy. Dlaczego więc nie doceniają troski, jaką PiS otacza naród? Zwłaszcza że zna jego potrzeby, o czym świadczy fakt, że dostało władzę i rządzić chce jak w rodzinie, którą trzeba chronić przed obcymi.
Zapomina jednak, że w polskiej rodzinie silne są zarówno wartości liberalne, jak i tradycyjne, a to często tworzy napięcia. Na te napięcia PiS nie ma żadnego pomysłu. Oprócz jednego działającego na krótką metę, ale nieskutecznego, aby trwale zmienić państwo.
To odbijanie piłeczki
Co się dzieje, kiedy ludzie trafiają do terapeuty rodzinnego, po którym spodziewają się cudu zgody? Ich oczekiwanie to: „Niech on, ona się zmieni. Ja - nie”.
- Na przykład ojciec nastolatka ma formalnie władzę, ale nie ma autorytetu, bo nie ma wiedzy z obszaru technologicznej rewolucji - mówił we wrześniu „Rzeczpospolitej” Bogdan de Barbaro, jeden z najwybitniejszych polskich psychoterapeutów. - Rewolucja obyczajowa i technologiczna sprawia, że to, co się dzieje z 17-letnim dzieckiem, słabo mogą rozumieć osoby o pokolenie starsze. A kiedy rodzic staje się bezradny, może chcieć nadużywać władzy. Pytanie o władzę jest jednym z kluczowych w rodzinie. Sytuację w rodzinie można też traktować jako metaforę sytuacji społecznej.
Władza jednak dociekliwości nie lubi, dlatego zamknęła usta dziennikarzom, czyniąc środową konferencję orędziem bez możliwości zadawania pytań. Elektorat PiS nie widzi w tym nic niestosownego. Po prostu PiS „ma jaja”, a nie wydmuszki i nie musi się tłumaczyć. Dlatego nawet jeśli kłamie, robi to z wdziękiem. W końcu ciągle jeszcze stoi na portfelu.