Feministki nie zasłużyły na ironiczne podejście [rozmowa]
Rozmowa z dr Anną Wójtewicz, socjologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika o Światowym Dniu Feminizmu.
- Świętuje Pani Dzień Feminizmu?
- Nie.
- Dlaczego?
- Uważam, że to, o co walczyły kobiety, począwszy od pierwszej fali feminizmu, powinno się wprowadzać w życie na co dzień. Zauważył pan, że Światowy Dzień Feminizmu znajduje się w Kalendarzu Świąt Nietypowych?
- No i...
- Nie ukrywam, że lekko mnie to zabolało. To najlepiej świadczy o tym, jaki jest powszechny stosunek do feminizmu.
- Tak samo jak Dzień Ofiar Stalinizmu i Światowy Dzień Pracy Socjalnej.
- I tak samo jak Dzień Psa, Dzień Czarnego Kota i szereg innych naprawdę głupich świąt.
- A czy może być inaczej, skoro duża część populacji ma do feministek stosunek ironiczny. Feministki sobie na to nie zasłużyły?
- Absolutnie nie zasłużyły. Do tego drwiącego stosunku przyłożyły rękę media, które zwykle, jeśli już zapraszają feministkę do programu, to stawiają ją w kontrze do osoby o skrajnie odmiennych poglądach. Często zaprasza się osoby, które znane są z tego, że poniosą je emocje. Drugi problem jest taki, że nie uczy się ludzi feminizmu. Nie ma w naszych szkołach zajęć poświęconych tej tematyce. Jeśli na lekcjach wspomina się o ruchu feministycznym jako o zjawisku społecznym, to tylko w sposób incydentalny, nie nadając temu odpowiedniej wagi. Nic dziwnego, że później feminizm bywa wykpiwany. Nasi studenci często po raz pierwszy uzyskują rzetelne informacje o feminizmie dopiero na studiach. Dziwią się, że feministki wcale nie paliły staników, a walka o prawa wyborcze była tylko jednym z wielu ich postulatów. O tym, że feminizm jest ideą, która sprawi, że będzie się żyło lepiej zarówno kobietom, jak i mężczyznom czy mniejszościom.
- A może współczesne feministki rozmieniły feminizm na drobne? Przyzna Pani, że niektóre z postulatów to „problemy pierwszego świata”.
- W ten sposób może postrzegać tę sprawę ktoś, kto nie wie, że nie ma jednego feminizmu. Feminizm to różne nurty i odmiany, w tym np. feminizm katolicki. Jeśli tego nie bierzemy pod uwagę, łatwo wybierać z tego feminizmu różne michałki. U nas opinia publiczna najczęściej przypomina sobie o feminizmie przy okazji dyskusji o aborcji, choć dla większości feministek nie jest to najważniejsza rzecz, którą chciałyby zmienić w życiu społecznym. Feminizm nie wymaga demonstracji, ale systematycznej pracy.
- Wiemy już, że wiele dziś feministki dzieli. A co jest częścią wspólną dla ruchu feministycznego na początku XXI wieku?
- W moim rozumieniu feminizm pozostaje ruchem społecznym, ideą i narzędziem służącym do likwidacji nierówności społecznych. To jest narzędzie, które może zachęcać nie tylko kobiety do angażowania się w kwestie społeczne. Celem feminizmu jest likwidowanie nierówności genderowej, wynikającej z tego, że społeczeństwo dzieli nas na kobiety i mężczyzn, co skutkuje między innymi nierównością płac.
- W relacjach z koleżankami z zagranicy musi Pani pękać z dumy. Pod wieloma względami Polska jest w światowej czołówce równości.
- Prowokuje mnie pan. Nasze statystyki są druzgocące.
- Są dużo lepsze niż w większości krajów europejskich.
- Mam wątpliwości, co do ich konstruowania. Na przykład, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie ofiary gwałtów (również te w więzieniach), to okaże się, że częściej gwałceni są mężczyźni. Statystyki podają liczby zaniżone, np. w sprawach niebieskiej karty. Uważam, że tylko badania pogłębione mogłyby dać pełny obraz.
- Czego życzyłaby Pani feministkom w dniu ich święta?
- Odczarowania. Aby społeczeństwo nie posługiwało się mitami na temat feminizmu. Wszystkim nam wyjdzie to na dobre.