Felieton Przemysława Franczaka. Smecz towarzyski. Diesel Plus
Doczekaliśmy się w Małopolsce na wiatr, co rozgonił ciemne, skłębione zasłony. Nie, to nie jest metafora wyborcza i piosenka o Sejmiku Wojewódzkim, te słowa należy traktować najzupełniej dosłownie.
Za nami pierwszy smog (coś jak pierwszy śnieg, tylko mniej ekscytujące), znów można było wziąć oddech bez ryzyka wystąpienia astmy oskrzelowej. Raptem po miesiącu. W Krakowie od 23 września nie było ani jednego dnia poniżej normy, a oficjalne komunikaty „powietrze umiarkowane” były bezczelnie mylące.
Sytuacja się nie zmienia. Wciąż potrzeba wiatru o sile bałtyckiego sztormu, żeby jesienią odzyskać u nas satysfakcjonującą przejrzystość widzenia, jakość obrazu w technologii 4K oraz zmianę wachlarza zapachów na bardziej naturalny. I choć prezydent Jacek Majchrowski (można już gratulować wyboru na piątą kadencję) ma rację, wypominając premierowi Mateuszowi Morawieckiemu kłamstwo, że Kraków nic w sprawie smogu nie zrobił, to sprawa jest bardziej złożona. Bo zrobił - wystawcie sobie, że w kraju uchodzimy za pionierów tej walki i programu wymiany pieców - tylko że na razie nic to nie dało.
Fakt jest faktem, że bez zmiany zwyczajów i świadomości mieszkańców gmin ościennych, wyziewy działalności których również zasnuwają tę krakowską nieckę, każda inicjatywa będzie o kant zadu potłuc. Niemniej, próbować trzeba, a w kampanii wyborczej rozpaczliwie brakowało nowych pomysłów na walkę z zanieczyszczeniem powietrza. Ot, klepanie starych zaklęć, bo z jednej strony tak trzeba, a z drugiej nie ma co denerwować niechętnych przecież rewolucjom mieszkańców. Gra pozorów, krótko mówiąc, z takim np. ograniczaniem ruchu w centrum nie wychylił się nikt. Nikt nie ma odwagi nawet wypowiedzieć w tym kontekście słowa: diesel. Nie mówiąc o postawieniu pytania, co z tym fantem zrobić.
Od 23 września nie było ani jednego dnia poniżej normy, a oficjalne komunikaty „powietrze umiarkowane” były bezczelnie mylące
To kwestia, która na szczeblach rządowych może wzbudzać popłoch. Nasz rynek dieslami z Niemiec jest od lat zalewany, a tam… No cóż, gdy ostatnio prezydent Andrzeja Duda chciał uderzyć Niemców w czuły punkt, to nie powinien był mówić o żarówkach, tylko o dieslach właśnie. Tam jednak afera Volkswagena z fałszowaniem oprogramowania do kontroli emisji spalin wywołała interesujące skutki. Berlin od połowy 2019 roku wprowadza zakaz wjazdu dla niespełniających norm diesli na ulice - na razie - o największym natężeniu ruchu (czyli takie nasze Aleje). Z kolei walczący o wizerunek Volkswagen daje atrakcyjne upusty przy wymianie starych aut z silnikami wysokoprężnymi, własne programy dopłat mają też najbardziej zanieczyszczone miasta.
Gdy u nas ktoś pójdzie do wyborów z hasłem „diesel plus” to wygra je w cuglach, na razie jednak skupmy się na normach. Do Polski trafiają z reguły takie diesle, które ich nie spełniają, a po wizycie w lokalnym warsztacie nie spełniają ich jeszcze bardziej (magiczna usługa: wycinanie filtra DPF). Jako producenta krakowskiego smogu łatwiej jest wskazać i napiętnować babinę palącą mułem węglowym niż ojca dzieciom w wymarzonym 10-letnim audi TDI. A wbrew pozorom niewiele ich różni.
No to co? Znajdzie się jakiś odważny wizjoner? Zaraz przestanie wiać.