Dla obozu władzy kwestia prezydentury to sprawa utrzymania jej w rękach Andrzeja Dudy. Urzędujący prezydent przed pięcioma laty główną linią ataku na ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego uczynił kwestię jego skłonności do bycia notariuszem rządu Donalda Tuska i Ewy Kopacz.
Dzisiaj widać, że akurat w tej dziedzinie - podpisywania ustaw popieranych przez obóz władzy - prezydent Duda o wiele długości prześcignął poprzednika i zapewnił sobie trwałe miejsce na podium także na przyszłość, wszak trudno wyobrazić sobie, by ktokolwiek po nim był jeszcze bardziej potulny wobec rządu. Dawno już zapomniano o pojedynczych przypadkach niemrawych prób politycznej niesubordynacji prezydenta, przykładowo w sprawie ustaw sądowych.
Debata opozycji o szansach na prezydenturę to zupełnie inna historia. Jest jasne, że najlepszy czas PiS ma już w tym obrocie politycznej koniunktury za sobą. Na kampanię obozu władzy pracowała jak nigdy dotąd po 1989 roku cała machina państwa: kampanii podporządkowane było wszystko: każdy ruch najwyższych urzędników, każdy oddech polityków itd. Programy telewizji państwowej były jednym wielkim spotem wyborczym, który miał dwa cele: obrzydzić konkurencję i ozłocić władzę.
Pomimo tego wszystkiego i wielkich wydatków na 500+ i 13. emeryturę, nie udało się powiększyć zasobów obozu władzy w Sejmie. W procentach poparcie przyrosło, ale proporcjonalnie opozycji także. W liczbie miejsc w ławach poselskich po stronie władzy ani drgnęło.
Dawno już zapomniano o pojedynczych przypadkach prób politycznej niesubordynacji prezydenta
Lekka większość opozycji w Senacie natomiast to jak na te warunki gry poważny sukces opozycji, głownie Koalicji Obywatelskiej.
Wszystko wskazuje na to, że marsz po władzę dzisiejszej opozycji zacznie się całkowicie niespodziewanie od Senatu. Kolejnym etapem tej drogi ma być właśnie prezydentura. To dlatego temat ten ważny dla opozycji nieporównanie więcej niż dla obozu władzy.
Reprezentantka lub reprezentant opozycji w wyborach musi być doświadczonym politykiem, który podejmie grę z większością PiS, a wcześniej musi mieć zdolność zgromadzenia w II turze ponad 50% głosów Polaków - nie wystarczy zatem być prawicowym lub lewicowym. Trzeba znaleźć wspólny język z wieloma grupami wyborców. Trzeba mieć to coś.
Wszystko wskazuje na to, że marsz po władzę opozycji zacznie się całkiem niespodziewanie od Senatu
Obóz władzy ma kandydata, wie, jak urządzić jego kampanię. Opozycja stoi u progu najważniejszych przedwyborczych dyskusji.
Można rzecz jasna ciągnąć w nieskończoność debaty o słabszym niż oczekiwano wyniku opozycji. Żeby tylko za wiele się na ten temat nie zagadać, bo dwie rzeczy są już oczywiste: PiS szczyt swoich możliwości ma za sobą, a kolejny etap zmiany w Polsce to droga po prezydenturę. I na tym trzeba się skupić.