Felieton Marka Kęskrawca. Jednostka i masa
Czy gdyby ktoś wynalazł wehikuł czasu i przeniósł się w przeszłość, po czym zabił Hitlera na początku jego kariery - mielibyśmy nazizm, drugą wojnę i Holokaust? Czy to lider Rzeszy zdecydował o historii, czy też realia były takie, że zawsze znalazłby się ktoś, kto pociągnąłby ten niemiecki wagon szaleństwa, co najwyżej z mniejszymi konsekwencjami dla świata?
Przepraszam za to dziwne porównanie, bo tak naprawdę chcę pisać o piłce nożnej, i nie w negatywnym, ale pozytywnym sensie. Spójrzmy na Cristiano Ronaldo. Wśród męskiej publiczności nie budzi on wielkiej sympatii. Jedni mają mu za złe rozbuchane do granic ego, inni po prostu zazdroszczą. Faktem pozostaje, że ze średniej drużyny, której daleko do Portugalii sprzed dekady, uczynił zespół, który daje sobie bardzo dobrze radę w turniejach. Widać po Ronaldo, że koledzy go słuchają, zarażają się jego wiarą w zwycięstwo i gotowi są na morderczą pracę, bo wiedzą, że ich lider jest cały czas „pod napięciem” i nie ma zamiaru odpuszczać. A teraz spójrzmy na cichego, introwertycznego Leo Messiego, który mimo że bardziej utalentowany od Ronaldo, nie jest w stanie być prawdziwym liderem Argentyny. Tu geniusz nie idzie w parze z charakterem. W Barcelonie jest otoczony wirtuozami, ale w reprezentacji niekoniecznie. W kryzysowych sytuacjach to jemu udziela się nastrój grupy, a nie odwrotnie. To samo można powiedzieć o Robercie Lewandowskim. Kiedy mu nie idzie, robi się smutny i zamyka w sobie. Nie daje rady wziąć odpowiedzialności na swe barki i błysnąć geniuszem.
Można wiele złego powiedzieć o Zbigniewie Bońku, ale to była dużo większa indywidualność. Jak zbuduję ten wehikuł czasu, wyciągnę jego młodszą wersję z przeszłości.