Hebrajskie słowo „Torah” zwykliśmy tłumaczyć jako „Prawo”, bo rzeczywiście księgi Starego Testamentu określane tym mianem zawierają masę przepisów, co wolno a czego nie wolno czynić. Samo słowo pochodzi jednak od czasownika „rzucać” i nabiera znaczenia zmierzającego w stronę „pouczenia”, „wskazówki” w kontekście pracy pasterza, który co jakiś czas musi rzucić kamieniem obok owcy kierującej swe kroki na manowce, żeby ją przed błędem ostrzec. W tym sensie zalecenia: „nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij” są jak odstraszający od błędu sygnał dla owcy, by nie popełniła życiowego błędu. Brakuje im jednak treści pozytywnej, bo „nie zabijaj” nie mówi jeszcze, jak mamy żyć i życie afirmować, a „nie cudzołóż” niewątpliwie nie mówi wszystkiego człowiekowi pytającemu, jak zbudować szczęśliwe małżeństwo.
Nasz umysł domaga się jasności, lubimy wiedzieć i potrzebujemy światła dla naszego intelektu, które pozwoli podejmować dobre decyzje. Niejednokrotnie liczymy, że tego światła w całej pełni udzieli nam religia, którą wielu traktuje jak najbardziej czytelny drogowskaz dla ludzkiego życia. Niestety dla ludzi tak myślących o religii, chrześcijaństwo będzie rozczarowaniem.
Prawo, które w Starym Testamencie traktowane było niczym instrukcja obsługi życia ludzkiego, w Kościele spadło do rangi pedagoga, który za rękę prowadzi ucznia do szkoły, ale sam nauczycielem nie jest. Mistycy chrześcijańscy obcując z głębią objawienia i otrzymując światło poznania bez przerwy mówią i piszą o „obłoku niewiedzy” i „nocy ciemnej”, które również są ich doświadczeniem. Dzisiejszy Kościół w Polsce w jakiś paradoksalny sposób jest dla jednych ostoją konserwatyzmu, a dla innych ulega duchowi czasu i modernizmowi…
Droga ortodoksji dla ludzkiego rozumu jest paradoksalna, bo udzielone nam pouczenie wyznaczają jasno granice błędu, ale sama droga w prawdzie domaga się nieustannego odkrywania, dlatego śmiało można powiedzieć, że spowija ją mgła. Z jednej strony powiedziane jest jasno: „czcij ojca swego i matkę swoją”, a z drugiej: „kto miłuje bardziej ojca i matkę niż mnie, nie może być moim uczniem”. Pomiędzy tymi paradoksami chrześcijanin idzie szukając prawdy w relacji z rodzicami, którym winien szacunek i którym winien wyznaczyć granice ich wpływu na swoje życie.
Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego stawia nas wobec największego paradoksu chrześcijaństwa zapraszając do uwielbienia Boga jako Trójcy. Czy jest jakieś większe wyzwanie dla ludzkiego umysłu niż wskazanie drogi poznania Boga między przekonaniem, że jest jeden i równocześnie troisty? Dwa jasne stwierdzenia: „jest jeden Bóg” oraz „są trzy osoby Boga” otwierają nas na nieustanne odkrywanie Jego natury.
Jeśli ktoś chce jasności w umyśle usiłującym pojąc naturę Boga, wpadnie albo w myślenie o jedyności Boga bliskie judaizmowi lub islamowi, albo w pogański politeizm. Chrześcijanie cierpliwie będą iść drogą we mgle widząc jasno jedynie granice, za którymi rozciąga się przepaść błędu.