Felieton księdza Jacka Siepsiaka. Światło do świecenia
Światło stawia się tak, by było je widać, by oświetlało. Co zatem sądzić o tych, którzy ukrywają swoje działania? Może nie chcą się przechwalać? A jednak światło jest od oświetlania.
Jeżeli ktoś utrzymuje w tajemnicy swoje czyny, to rodzi się podejrzenie, że jest to coś „brzydkiego”, do ukrycia. Dlatego mamy prawo do informacji, co do działań podejmowanych w naszym imieniu. Bo nie wiemy, czy ten cel uświęca takie środki (skoro ich nie znamy). Jest jeszcze jednak inna racja dla jawności.
Mianowicie władza w dojrzałym społeczeństwie nie powinna zastępować ludzi w ich odpowiadaniu na wyzwania, lecz raczej organizować ich wokół owych wyzwań. Władza ma pomagać w zaangażowaniach, koordynować je, ułatwiać, a nie traktować obywateli jak małe dzieci, za które wszystko trzeba zrobić. (Inaczej jest to paternalizm lub „upupianie”).
A do takiej współpracy konieczna jest wiedza. Nikt nie angażuje się na ślepo, chyba że jest fanatykiem. Stąd na świeczniku trzeba postawić to, co się robi, co się planuje, trochę się „pochwalić”, by obywatele wiedzieli, w co mogliby się zaangażować. Podobny mechanizm występuje i w drugą stronę. Organizacje pozarządowe muszą się „chwalić”, by inni im pomogli oraz by rząd ich wsparł.
W ten sposób sprawdza się powiedzenie występujące w Ewangelii tuż po słowach o lampie na świeczniku: „Kto ma, temu będzie dodane” (Łk 8,18). Robisz coś sensownego, masz dobry plan. Powiedz o tym (postaw lampę na świeczniku), zrób kampanię, a pewnie będzie ci dodane, znajdą się tacy, którzy zechcą współdziałać w tym projekcie. O ile to zabrzmi sensownie, o ile będą mogli cię z tego rozliczyć (zdasz sprawozdanie)… Też o ile pozwolisz im przyjść ze swoimi pomysłami. Czyli: o ile chcesz, by ci „dodano”.
Bo są też tacy, którym tylko się wydaje, że mają. „A kto nie ma, temu zabiorą nawet to, co mu się wydaje, że ma”. Np. władzy wydaje się, że ma zaufanie społeczne, a działa tak jakby go nie miała. Nie organizuje ludzi wokół swoich działań, lecz odcina ich od niezależnej informacji i działa za nich (w tajemnicy). Tak się nie zyskuje współpracowników. Można tylko utwierdzać fanatyków.
Podobnie umierają różne organizacje, gdy nie potrafią dotrzeć do ludzi ze swoim „światłem”, gdy czekają tylko na tych, którzy powinni sami do nich przyjść, bo przecież „jesteśmy tacy świetni i ideowi”. To dotyczy również Kościoła. Mentalność oblężonej twierdzy jest samobójcza. Wtedy najwierniejszym z wiernych wydaje się, że coś mają, ale będzie im to zabrane, jeśli nie wyjdą z tym, co dać powinni. Są jak światło pod korcem ukryte. Nikomu niepotrzebne. Stąd jak zgaśnie, nikt się nie zorientuje.