Felieton bp Tadeusza Pieronka. Widziane pod Wawelem: Tośmy się doczekali...
Nie ulega wątpliwości, że od czasu do czasu trzeba reformować instytucje państwowe, nawet tak doświadczone i stare jak sądownictwo, ale należy tego dokonywać mądrze, z namysłem i w takiej mierze, w jakiej jest to niezbędne dla ich prawidłowego funkcjonowania.
Sądownictwo jest służbą wymiaru sprawiedliwości, niezawisłą, działającą wyłącznie w granicach obowiązującego prawa, z dodatkiem mądrościowej zasady, że sędzia jest po to, by to prawo stosować z ludzkim wyczuciem, uwzględniającym wszelkie możliwe okoliczności, które mogą wpłynąć na treść wyroku. Gdyby nie było tego ludzkiego oka sędziego, wyroki mogłyby spokojnie wydawać odpowiednio zaprogramowane komputery.
Jest prawdą, że polskie społeczeństwo narzekało na sądy, ale głównie dlatego, że nie działały sprawnie, co powodowało, że na wyroki trzeba był czekać nawet kilka lat. Zwracano też uwagę, że mimo przeprowadzonej weryfikacji, pracują w nich sędziowie, którzy wydawali wyroki na strajkujących i walczących o wolność Polski w okresie Solidarności.
Rząd, nazywający się „dobrą zmianą”, nie poszedł w kierunku stworzenia wydajniejszego mechanizmu wymiaru sprawiedliwości, ani nie usunął sędziów PRL-u, natomiast postanowił zreformować polski system sądownictwa, pod hasłem zlikwidowania „kasty sędziowskiej”, która rzekomo żadnej władzy nie podlega, a powinna być pod nadzorem politycznej władzy wykonawczej, składającej się wyłącznie z członków prawicy partyjnej. To nie był pomysł na reformę sądownictwa, tylko na stworzenie z niego instytucji służącej jedynie słusznej partii, która - nosząc nazwę „Prawo i Sprawiedliwość” - jest przekonana, że cokolwiek postanowi, będzie zgodne z prawem i sprawiedliwością.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień