Fatalną końcówką daliśmy nadzieję torunianom
W trzecim meczu finału przegraliśmy w Toruniu z Polskim Cukrem. Zrobiliśmy tak na własne życzenie, po fatalnej końcówce
Polski Cukier Toruń - Stelmet BC Zielona Góra 84:74 (14:18, 23:21, 22:18, 25:17)
Polski Cukier Mbodj 21, Weaver 14 (1), Trotter 11, Diduszko 5, Sulima 2 oraz: Skifić i Wiśniewski po 12 (2), Perka 7 (1), Sanduł i Śnieg po 0.
Stekmet: Kelati 25 (6), Dragivcević 9, Koszarek 8 (1), Moore 2, Zamojski 1\oraz: Florence 12 (2), Gruszecki 9 (1), Mokros 5 (1), Hrycaniuk 3, Matczak i Der po 0.
Sędziowali: Marek Maliszewski (Gdynia), Michał Proc (Warszawa) Łukasz Andrzejewski (Gorzów)
Widzów: 4.470
Przed meczem było jasne, że nadzieje na powrót do gry Nemanji Djurisicia okazały się płonne. Czarnogórzec nie miał szans na występ, choć pojechał wraz z drużyną do Torunia Jak słychać, nie ma możliwości by w tym sezonie jeszcze mógł zagrać.
Niepokoił stan zdrowia Amerykanina Jamesa Florence’a. Padł w starciu z rywalem w końcówce drugiego sobotniego meczu i skutki odczuwał jeszcze wczorajszego popołudnia. Na szczęście zagrał i pomógł zespołowi.
Gospodarze bardzo chcieli zwyciężyć. Zaczęliśmy od wsadu Vladimira Dragicevicia, potem punktowali torunianie, głównie Cheikh Mbodj. Stelmet jednak pokazywał solidną obronę i grę zespołową. Po trafieniu Dragicevicia prowadziliśmy 13:12. W drugiej kwarcie Polski Cukier robił wszystko by wyjść na prowadzenie, Stelmet sprawiał wrażenie jakby miał jeszcze rezerwy i czekał co zrobi rywal. Odblokował się Łukasz Wiśniewski, zaczął trafiać i gospodarze w pewnym momencie, za jego sprawą, odskoczyli na pięć punktów 34:29. To pobudziło naszych. Wystarczyło kilka fajnych akcji byśmy nie tylko odrobili stratę, ale przed przerwą wyszli na prowadzenie 39:37. Gospodarze lepiej zbierali, ale Stelmet celniej rzucał.
Druga połowa zapowiadała się nadzwyczaj ciekawie.
I taka była. Zaczęliśmy bardzo dobrze, bo po trójce Łukasza Koszarka wygrywaliśmy w 27 min 53:47. Potem jednak złapaliśmy pierwszy dołek i pozwoliliśmy rywalom zdobyć kolejno 10 punktów. Gospodarze uwierzyli w siebie. Rozgorzała zacięta walka. Wydawało się, że Stelmet wygląda lepiej. Gospodarze mieli problem z wysokimi, bo za pięć przewinień spadł Maksym Sanduł, a rozgrywający świetny mecz Mbodj miał już cztery faule. Gdy w 34 min za trzy trafił, zaliczający znakomity występ, Thomas Kelati i wygrywaliśmy 71:69 wydawało się, że jesteśmy krok od sukcesu. Wtedy przyszedł, już nie dołek, ale dół. Zaczęliśmy gremialnie popełniać błędy, piłka nie wpadała do kosza. A Polski Cukier trafiał. W ciągu czterech minut z 69:71 gospodarze wyciągnęli na 81:71, a więc było 12:0!
Tak nie powinien się dawać ogrywać mistrz. Potem, przy gorącym dopingu publiczności (w Toruniu padł rekord liczby widzów) Polski Cukier grał jak natchniony, a Stelmet wyglądał jakby mu niezbyt zależało. Ile w tym było taktyki i liczenia na to, że wygramy jutro, a u siebie, w sobotę, zaliczymy fetę z okazji zdobycia tytułu mistrzowskiego okaże się w czwartkowy wieczór.
Na razie prowadzimy ale już tylko 2:1 potwierdzając że mamy problem w meczach wyjazdowych . Spotkanie numer cztery jutro. Do tematu wrócimy.