Fabryka to nie tylko produkcja. To wielkie miłości, prawdziwe przyjaźnie, niezapomniane imprezy. Wspomnienia odżyły.
Szum, gwar, radość, czasami łzy. I mnóstwo spontanicznych okrzyków. Tak wyglądał zwłaszcza początek spotkania byłych pracowników Falubazu. Przyszło około 100 osób.
Wśród nich Antoni Głowienka. To on wspólnie z Ryszardem Łukianowskim wymyślił nazwę Falubaz! - Stało się to w latach 60., gdy pracowaliśmy nad logo dla zakładu. Nikt wtedy nie wiedział, co oznacza nowa nazwa. Często ją mylono. Niektórzy mówili Fabulaz, inni Fabuzal. W końcu wyłoniło się logo, które znamy obecnie, czyli Falubaz, co oznacza po prosu Fabryka Lubuska Bawełnianych Zgrzeblarek - tłumaczył pan Antoni. - Fabryki już nie ma, a nazwa żyje własnym życiem, z czego się ogromnie cieszę. Znają ją nie tylko kibice żużla, ale również ludzie w różnych częściach globu. Miło mi jest właściwie podwójnie. Po pierwsze, pracowałem w Falubazie, a po drugie, byłem współautorem tej nazwy.
Przyszedł na spotkanie z... ciekawości. - Jestem tu mimo choroby. Koniec końców bardzo się cieszę, bo emocje są ogromnie i bardzo pozytywne - przyznał, nie kryjąc wzruszenia pan Antoni, który w Falubazie był konstruktorem. - Niektóre osoby podchodzą, podają swoje imiona, a ja ich niestety nie poznaję. Jest łatwiej dopiero wówczas, jak podają nazwisko. W ten sposób spotkałem już wielu dawno niewidzianych przyjaciół. To bardzo miły wieczór.
Byli pracownicy Falubazu spotkali sie po raz drugi. Teraz przyszło znacznie więcej osób, bo przeczytali o nim w „GL”. - Zawiązaliśmy stowarzyszenie byłych pracowników Falubazu, żeby podtrzymać kontakty ze znajomymi z pracy. Minęło już tyle lat, a miło przecież podtrzymywać dawne przyjaźnie - wyjawił nam cel Kazimierz Poniatowski.
Na spotkaniu rozmawialiśmy również z Michałem Rudnickim. - Pracowałem na montażu , więc trochę się tego świata zwiedziło. Najdalsze kraje to Chiny i Urugwaj. Jak ostatnio podliczyłem, to wyszły 23 państwa - opowiadał. A dlaczego zdecydował się przyjść? - Brakuje mi ludzi, kontaktów, rozmów. To właśnie dlatego. Znajomymi też czuli taką potrzebę - stwierdził.
Adolf Wolski rozpoczął pracę w Falubazie, gdy miał niespełna 21 lat. Jak wspominał, pracował w fabryce 34 lata, od 1948 do 1982 roku. W Falubazie poznał swoją żonę, która miała wtedy 19 lat. Pobrali się po kilku miesiącach. - Pracowaliśmy w sąsiednich działach. Z tym dziewczęciem przeżyłem 66 lat i 7 miesięcy. Poznaliśmy się w listopadzie, a w kwietniu już był ślub. Nie było się, co zastanawiać. Ciepła pierzyna, młoda kobieta i teściowa, która umiała bardzo dobrze gotować. Co więcej potrzeba młodemu człowiekowi? A dziś mam już siedmioro wnucząt, troje prawnucząt. Najstarszy wnuczek ma 11 lat - opowiada pan Adolf. Z błyskiem w oku przyznał, że poznaje wszystkie panie, z którymi... był na randce. Czyli? - Ja umiem liczyć tylko do stu - zażartował. Jaką ma receptę na tak długie wspólne życie? - Miłość jak grypa - minie. Dla mnie dobroć jest o wiele ważniejsza. Trzeba się wzajemnie szanować. U mnie, na szczęście, było jedno i drugie.
Byli pracownicy Falubazu zamierzają spotykać się cyklicznie. Kolejny raz - w czerwcu. - Chcemy wspierać się w różnych sprawach. Na przykład w kwestiach zaliczeń pracy w warunkach szkodliwych albo naliczeń stażu. Zamierzamy również gromadzić pamiątki z okresu pracy, bo przecież każdy z nas ma ich w swoich szafach wiele - stwierdził Kazimierz Poniatowski.