W 1925 r. Warszawa, a z nią cały kraj, żyła wielkim skandalem, który wybuchł w tamtejszym Urzędzie Śledczym. Wyszło na jaw, że aspirant Daniel Bachrach, wszechwładny szef brygady do walki z fałszerzami pieniędzy, sam kierował szajką podrabiającą nowo wprowadzone do obiegu złotówki.
Oczywiście został natychmiast wylany z pracy, wraz z innymi zamieszanymi w aferę policjantami, którym patronował zastępca naczelnika Urzędu Śledczego, Ludwik Kurnatowski. Wsypa ta nie odstraszyła rzecz jasna innych hochsztaplerów. Wiedzieli oni, że pieniądze najlepiej zarabiać na ich podrabianiu.
Fałszywe 5, 10 i 20-złotówki wytwarzane w zakamarkach warszawskich Nalewek rozchodziły się po całej II RP. Trafiały do Łodzi, Poznania, na Śląsk i do Gdańska. Tam znajdowały się filie centrali, których zadaniem było rozprowadzenie po terenie trefnego towaru. Również ówczesny Białystok pełnił taką rolę. Fałszywki nie tylko kursowały po mieście, na co uskarżał się miejscowy Urząd Pocztowy przy ul. Kościelnej i oddział Banku Polskiego przy Warszawskiej, lecz były zwłaszcza kolportowane na wschodnich obszarach województwa białostockiego - w okolicach Grodna, Wołkowyska, Baranowicz i Słonima.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień