Fajerwerki są fajne, ale ich huk to trauma dla zwierząt
Coraz częściej na hałas skarżą się też ludzie, zwłaszcza starsi. Ale czy to powód, żeby psuć sobie doskonałą zabawę? Zdania w Chojnicach są podzielone.
Czy z krajobrazu sylwestrowej nocy znikną fajerwerki, tak jak to wprowadza w życie wiele miast z uwagi na dobro ludzi i zwierząt? W Chojnicach na razie się na to nie zanosi.
- Dzwoniła do nas tylko jedna osoba w tej sprawie - przyznaje Arkadiusz Megger, zastępca komendanta straży miejskiej. - Żeby zakazać strzelania. Ale to nie jest do zrobienia od ręki i wymaga decyzji burmistrza. Oczywiście przekażę, że taka sugestia padła.
Nowe ograniczenia?
Megger dodaje, że sam ma dwa psy i doskonale wie, że boją się huku petard. - Ale nie można ludzi zamykać w klatce i stosować coraz to nowe ograniczenia - mówi. - Jest tradycją, że w sylwestra i Nowy Rok można odpalać fajerwerki, więc niech tak zostanie. Problem polega chyba na tym, że i w inne dni - zwłaszcza dzieci - chcą się bawić petardami. A rodzice nie kontrolują tego, co robią ich pociechy. I często mają pretensje, że ktoś strzela.
Barbara Homa-Bońkowska ze schroniska dla zwierząt „Przytulisko” podkreśla, że dla czworonogów strzelanie to dopust boży, na szczęście w tej części miasta huk jest mniej słyszalny, choć bywa, że ktoś i tu odpala petardy. - Życzyłabym sobie, żeby nikt nie strzelał - mówi. - Po co dokładać naszym zwierzakom jeszcze jedną traumę po tym wszystkim, co przeszły...
Powątpiewa, że coś by się zmieniło, gdyby wprowadzić zakaz strzelania, bo i tak znaleźliby się tacy, którzy by go łamali. - Przecież słyszymy wystrzały fajerwerków już od listopada - mówi.
Najgorzej w centrum
Dodaje, że najgorzej mają zwierzaki w centrum, bo tam jest najgłośniej. - My sobie jakoś poradzimy - mówi. - Ale tam pewnie znowu wiele psów zaginie przez petardy.
Może więc, jak we wszystkim, najlepszy będzie umiar?