Polscy piłkarze ręczni bez większych problemów pokonali Egipt odnosząc pier¬wsze zwycięstwo w olimpijskim turnieju w Rio de Janeiro
– Musimy zacząć grać jak faceci – mówił po ostatnim meczu z Niemcami Karol Bielecki. Wczoraj o braku męskiej postawy Polacy mówić się musieli, bo zagrali bardzo ambitnie, z zębem, i pokazali, że są drużyną znacznie lepszą od Egiptu, choć jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej ich trener przestrzegał przez takimi opiniami.
Przystępując do meczu z polskim zespołem Egipcjanie byli w lepszej sytuacji, bo na koncie mieli już jedno zwycięstwo, a biało-czerwoni z dwiema porażkami zamykali tabelę. Na boisku szybko jednak udowodnili, że to wypadek przy pracy i wrócili na właściwe tory.
Po 128 minutach bez prowadzenia – w meczach z Brazylią i Niemcami Polacy ani razu nie byli bliżej zwycięstwa od rywali – wreszcie mogli cieszyć się większą liczbą zdobytych goli od rywali. A jak już to zdobyli, to nie oddali do samego końca.
Po raz pierwszy w tym turnieju polski zespół nie grał falami, choć w drugiej połowie zdarzył mu się kilkuminutowy przestój, spowodowany świetną grą wprowadzonego na boisko egipskiego bramkarza i zmianą obrony na wyższą, z którą biało-czerwoni słabo robie radzili. Na szczęście bramkowa zaliczka była już wtedy spora, więc zwycięstwo nie było zagrożone, aczkolwiek przewaga Polaków z minuty na minutę malała.
Po dwóch porażkach wydawało się, że trener Tałant Duj¬szebajew zdecyduje się na roszadę personalną i włączy do zespołu oficjalnego rezerwowego, Mariusza Jurkiewicza. „Kaczka” nadal jednak czeka na swoją szansę, a mecz oglądał z trybun. Razem z nim siedziała spora grupa polskich sportowców, którzy w czwartek nie mieli zaplanowanych startów. Szefowie misji olimpijskiej nie ukrywają, że właśnie mecze naszych drużyn – piłkarzy ręcznych i siatkarzy – cieszą się największą popularnością wśród innych sportowców i zapotrzebowanie na bilety jest bardzo duże.
W obu wcześniejszych spotkaniach w grze podopiecznych Dujszebajewa szwankowało wiele, ale chyba najbardziej gra w defensywie. Przeciwko Egiptowi Polacy w tym elemencie zagrali bardzo dobrze, co przełożyło się też na wy¬soką skuteczność obron Sławomira Szmala. W pierwszej połowie kapitan polskiej drużyny dał się pokonać z gry zaledwie pięć razy, a pozostałe pięć bramek rywale rzucili z karnych.
Także w ataku biało-czerwoni długo grali pewnie i skutecznie, nie tracili piłek, więc nie byli narażeni na kontry. Od pierwszej do ostatniej minuty byli zespołem zdecydowanie lepszym.
W ostatniej minucie pierwszej połowy polscy kibice, którzy stanowili w czwartek zdecydowaną większość w Arenie Przyszłości, zamarli, bo kontuzji doznał Michał Jurecki, który na zdrowie narzekał już przed turniejem i z tego powodu opuścił jedyny trening w hali meczowej. „Dzidziuś” zszedł z boiska z pomocą kolegów, pojechał na wózku na przerwę do szatni, ale kilkanaście minut później... z niej wybiegł. Na boisko jednak nie wrócił.
Oczywiście wygrana z Egiptem nie gwarantuje jeszcze awansu do ćwierćfinału, ale daje solidne podstawy, by o nim myśleć. Tym bardziej, że w kolejnym spotkaniu, w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu, Polacy zmierzą się ze Szwecją, która w Rio przegrała w poprzedniej kolejce z Egiptem.
Istnieje wprawdzie możliwość, że dwie wygrane nie zagwarantują miejsca w ćwierćfinale, ale trzeba pamiętać, że przed drużyną Dujszebajewa jeszcze trzy spotkania, bo rozgrywki w grupie B zakończą w poniedziałek, kiedy zmierzą się ze Słowenią. Ćwierćfinały odbędą się w środę.