Fabrykanckie korzenie Lwa-Starowicza
Profesor Zbigniew Lew-Starowicz, znany polski seksuolog i psychiatra, opowiada o swoich łódzkich i sieradzkich korzeniach, o dziadku Janie, do którego należała słynna kamienica „Pod Góralem”, stojąca w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej
We wszystkich Pana biografiach jako miejsce urodzenia podaje się Sieradz. Ale chyba Pana rodzinnym miastem jest Łódź?
To prawda, bo dziadek, babcia, ojciec byli związani z Łodzią, ze słynną kamienicą „Pod Góralem”. Ale mój ojciec został wyrzucony z Łodzi przez Niemców. Niemcy zabrali mu mieszkanie i wtedy tata przeniósł się do Sieradza, do domu mojej mamy. Gdyby nie wojna i okupacja, to pewnie urodziłbym się w Łodzi. A tak przyszedłem na świat w Sieradzu. Tata już tam został. Nie było do czego wracać w Łodzi. Mieszkanie zostało rozgrabione. Niemcy wszystko zabrali.
Pamięta Pan swego dziadka Jana Starowicza, do którego należała wspomniana kamienica „Pod Góralem”?
Nie, bo dziadek i babcia zmarli przed moim narodzeniem. Wiedziałem, że był właścicielem tej słynnej kamienicy, mam jego zdjęcia.
Czym zajmował się dziadek?
W pewnym sensie był fabrykantem, bo zarządzał fabryką Leonhardta. Miał też zainteresowania artystyczne. Interesował go styl zakopiański. Stworzył w Łodzi straż pożarną. Został pochowany w mundurze strażaka. Zajmował się działalnością charytatywną. Warto wspomnieć, że był zaprzyjaźniony z pierwszym ordynariuszem diecezji łódzkiej, biskupem Wincentym Tymienieckim. Gościł go często w swoim domu i wspierał.
Podobno zaraz po śmierci biskup został pochowany w waszym grobowcu rodzinnym?
Tak, dokładnie w grobowcu mojej babci.
Kamienica „Pod Góralem”, stojąca przy ul. Piotrkowskiej, blisko placu Niepodległości, została zbudowana na początku XX wieku. Dziadek marzył o domu zbudowanym w takim stylu?
Oczywiście, bo był zakochany w stylu zakopiańskim. Góral na froncie kamienicy wzbudzał duże zainteresowanie, bo nie był to rozpowszechniony styl w Łodzi.
Kamienica dalej należy do Pana rodziny?
Po śmierci babci i dziadka została podzielona między dzieci. A było ich pięcioro. Część swoje udziały w kamienicy sprzedała już przed wojną. Między innymi mój tata. Wiele na tym nie zyskał. Dostał duże pieniądze, ale źle zainwestował, potem wybuchła wojna. Natomiast dwójka rodzeństwa taty nie sprzedała swych udziałów. Wiele lat po zakończeniu wojny, z dziesięć lat temu, wystąpiła z roszczeniami. Dostali jakieś pieniądze. Kamienica należy dziś do zasobów komunalnych. Gdy byłem w ubiegłym roku w Łodzi, to ją odwiedziłem. Popatrzyłem, jak dziś wygląda. Muszę przyznać, że jest imponująca. Duża, przestronna, z wielkim podwórkiem. Cieszę się, że została odnowiona.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień