Ewelina Marcisz, biegaczka narciarska Halicza Ustrzyki Dolne, jest pierwszą zawodniczką z Podkarpacia pewną startu na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich Pjongczang 2018. Prawo startu w Korei 26-latka z Korczyny k. Krosna wywalczyła w biegach drużynowym i sztafetowych.
W mistrzostwach świata w Lahti było 8. miejsce w sztafecie i 9. w sprincie drużynowym z Justyna Kowalczyk, co dało Wam promocję na igrzyska. Szczęśliwa?
W końcu się udało, bo poprzednie mi umknęły przez kontuzję. Będę się starała, żeby być jednak w dużo lepszej formie, niż w Lahti, bo prawdę mówiąc te wyniki to nie jest spełnienie marzeń. Po dobrym starcie w Falun mój apetyt wzrósł. Jednak i na Uniwersjadę i na mistrzostwa świata pojechałam po zaledwie trzech miesiącach treningów i moje złudzenia szybko pękły. Nie da się w trzy miesiące zbudować dyspozycji, na którą inni pracowali cały rok.
Czyli 42. lokata na 10 km klasykiem i 52. w sprincie stylem dowolnym to był aktualny wyznacznik twojej formy?
Po chorobie podeszłam do mistrzostw bez większych oczekiwań. Z jednej strony uważam je za udane, bo to minimum na igrzyska zostało spełnione i wszyscy gratulują nam 8. miejsca, ale z drugiej strony przed sprintami myślałam, że wejdę do „30”. W „klasyku” tak naprawdę to nic nie biegłam, myślałam „co ja tutaj robię”. Dlatego po takim „strzale” bałam się tych timsprintów z Justyną. Tam jednak powalczyłam, dałam z siebie max i myślę, że te wszystkie miejsca to był wyznacznik mojej obecnej dyspozycji. Przykro to mówić, ale brakowało sił.
Po dwóch medalach na Uniwersjadzie w 2015 roku w Szczyrbskim Jeziorze, w styczniu w Ałamtach zajęłaś dwa 4. miejsca. Najgorsze dla sportowców...
Na pewno to najbardziej pechowe miejsca dla każdego zawodnika bo w głębi serca liczyłam na medale, z drugiej nie wiedz czego oczekiwać po swoich problemach ze zdrowiem. Przed biegiem na 5 km „klasykiem” choroba mnie rozłożyła. Nie byłam sobą, czułam, że mogę więcej a przecież byłam czwarta. Pomyślałam: „jutro będzie mój dzień”.
Jednak wszystko było na nie w ten wtorek: i temperatura, i samopoczucie i mój sprzęt, bo organizatorzy zaskoczyli nas całkowicie i dwie minuty przed startem wjechał na trasę ratrak.
Moje narty nie były na to przygotowane i choć przez moment byłam druga, nie było się jak dowieźć do mety. Dlatego sprinty już odpuściłam, wróciłam do kraju, żeby lepiej się wyleczyć i przygotować do mistrzostw w Lahti.
Skończyłaś już sezon?
Mam nadzieję, że nie bo w planie mam start w Pucharze Kontynentalnym i mistrzostwach Polski. Oczywiście jak będzie śnieg, bo prognozy są bardzo niekorzystne. Fajnie byłoby się pokazać choć raz w kraju, bo w mistrzostwach Polski ostatni raz startowałam w 2012 roku. Dlatego liczę na występ w Szklarskiej Porębie.
Jak godzisz sport ze studiami na AWF Katowice. Zimowa sesja już zaliczona?
Jeszcze nie, ale sporo przedmiotów już nadrobiłam, zdałam dwa egzaminy. Zaraz po sezonie wybieram się na uczelnię, mam emailowy kontakt z wykładowcami. Staram się bardzo, bo kończę w tym roku studia na kierunku zarządzanie obiektami sportowymi i turystycznymi. Przeniosłam się z Krakowa, z wychowania fizycznego i było ciężko, ale jestem już u kresu.
Piszę pracę o dopingu w sporcie z perspektywy zarządzania. Sama jestem objęta takim programem, więc jest mi o tyle łatwiej.
Pracę w trzech-czwartych pisałam na zgrupowaniach, nie chciałam wszystkiego zostawiać na ostatni moment, jak na licencjacie.
Twoja najmłodsza siostra Iza zdobyła w tym roku medale mistrzostw Polski i olimpiady młodzieży. Mówi się, że przerasta i ciebie i Marcelinę talentem.
Mam nadzieję, bo chciałabym, żeby była najlepsza. To solidna i ambitna dziewczyna, bardzo zaangażowana i pracowita. Spodobała się trenerowi kadry, bo potrenowała już z seniorkami. Ma chęci i predyspozycje plus wsparcie rodziców, którzy popierają to co robimy. Jak będzie mieć głowę na karku i nie da sobą manipulować to może sporo zdziałać.