Ewa Minge buduje Dom Życia, a plotkują o jej grzywce i twarzy
Projektantka przemawia na sesji, by pomóc chorym na nowotwory. A co robią z tego plotkarskie media? Analizują, co stało się z jej twarzą...
Ewa Minge. To nazwisko samo w sobie jest marką. Swoimi pokazami mody podbijała Włochy, Hiszpanię, Francję. Ubierała Barbie (to jest wyróżnienie), Jolantę Kwaśniewską i jej córkę Aleksandrę na bal debiutantek. To właśnie wtedy zrobiło się w Polsce głośno o projektantce i jej firmie z malutkiego lubuskiego Pszczewa.
Dziś Ewa Minge ciągle jest na topie (ma szyć suknię ślubną dla „perfekcyjnej” Małgorzaty Rozenek), ale teraz głównie słychać o niej z powodu działalności charytatywnej, jaką się zajęła. Mieszka w Zielonej Górze i to właśnie tutaj tworzy coś wyjątkowego na rzecz osób z chorobą nowotworową. Fundacja Black Butterflies już jest. A ma być Dom Życia - z gabinetami lekarskimi, rekonstrukcją piersi, psychologiem, prawnikiem, leczeniem poprzez sztukę. Minge przyszła na sesję Rady Miasta Zielona Góra, by formalnie załatwić udostępnienie lokalu fundacji bez konieczności przeprowadzania przetargu. Mówiła, że to dopiero początek, bo w planach jest budowa kliniki i nowej siedziby.
Wiem, jak to jest, gdy znajomi nie dzwonią
- Osiem lat temu sama zachorowałam na raka. Z wrodzonym niedorozwojem wątroby chemioterapia była straszna - wyznała Ewa Minge. Mówiła radnym, że wsparcie jest niezwykle potrzebne i takie ma zapewnić właśnie Dom Życia. Mówiła, że wie, jak to jest, gdy usłyszy się „tę” diagnozę. Gdy znajomi nie dzwonią, bo nie wiedzą, jak się zachować. Gdy w domu są małe dzieci, a brakuje nadziei.
- To było przejmujące, wzruszające wystąpienie i bardzo merytoryczne. Kompleksowo odnoszące się do rozwiązania kwestii choroby - ocenia radny Jacek Budziński. - Podziękowałem za nie pani Ewie, bo 26 lat jestem nauczycielem i przez ten czas odprowadzałem kilkoro swoich uczniów na cmentarz. Pamiętam, jak bardzo pragnęli, oprócz leczenia, również opieki duchowej. I taką ma im zapewnić Dom Życia.
Zabijacie, bo hejt jest jak cichy bezkarny morderca - napisała projektantka Ewa Minge
Radni jednogłośnie zgodzili się na użyczenie lokalu. A informacja ta obiegła całą Polskę, budząc w niektórych ogromne poczucie... obciachu. Bo jeden z brukowców skupił się na tym, że... twarz projektantki podczas sesji wyglądała źle.
- To jest chore. Skandaliczne - ocenia tę publikację Sebastian Ciemnoczołowski, który reprezentując Urząd Miasta w Zielonej Górze, od pół roku współpracuje z projektantką w sprawie fundacji. - Ewa żyje tym jeszcze dłużej. Oddaje temu całe serce. A potem robi się sensację, nie skupiając ani w centymetrze na zagadnieniu, a na jej twarzy.
Projektantka oficjalnie odniosła się do materiału zdjęciowego i komentarzy pod nim na swoim Facebooku. W emocjonalnym wpisie stwierdziła, że wyglądała koszmarnie, ale była na tej radzie miasta w sprawie onkologicznie chorych ludzi i fundacji, która im pomaga, a nie na konkursie piękności. I że poświęca swój wizerunek zupełnie innym wartościom, bardziej ludzkim, niż wydaje się „dziennikarzom”...
Tego wpisu projektantki nie ma już na jej profilu. Materiał z brukowca znikł z sieci. Tyle że sprawa zaczęła żyć swoim życiem, bo przejęły ją plotkarskie portale, które od lat z upodobaniem zajmują się twarzą Ewy Minge. Ogólnopolski serwis zamieścił opis sesji zielonogórskiej rady - z tytułem „Poznajecie Ewę Minge?” i pytaniem na końcu: „Podoba Wam się grzywka Ewy?”...
Rozmawialiśmy o tym wczoraj z projektantką. - Płakałam - przyznaje.
Tak, płaczę i ja
- Dlaczego się rozkleiłam? - zastanawia się projektantka. I odpowiada słowami, w których słychać, że z całych sił walczy o schronienie i pomoc chorym na raka. Ale są słowa, które powalą najsilniejszego...
Dyskusja dotycząca wyglądu projektantki toczyła się również na Facebooku „GL” - pod artykułem dotyczącym Domu Życia. „Artykuł jest o tym że Pani Ewa pomaga i wspiera ludzi w potrzebie, chce otworzyć fundację i za to należą się jej brawa, a nie głupie komentarze na temat jej wyglądu (...). Pani Ewa ma ogromne i wrażliwe na krzywdę innych ludzi serce.” - skwitowała Czytelniczka pani Maria.