Szkoda, że w nowym sezonie zabraknie polskiej drużyny w Eurolidze. Poziom finału pokazuje, że tą są zupełnie inne rozgrywki niż inne puchary.
W tym roku w Eurolidze grał mistrz Polski Stelmet Zielona Góra, ale odpadł już po fazie grupowej. Zgodnie z regulaminem awansował do drugiego puchary zarządzanego przez Euroleague Commercial Asset, czyli Europucharu.
Doszedł tam do ćwierćfinału, eliminując po drodze Wenecję i UNIKS Kazań, przegrywając dopiero z hiszpańskim Herbalife Gran Canaria Las Palmas.
Tuż po zakończeniu tych rozgrywek podpisał kontrakt na trzy lata na udział w Europucharze. Tak więc w najlepszej lidze Europy nawet mistrzostwo Polski nie zagwarantuje udziału w Eurolidze, bo Polska nie ma tam miejsca w związku z „odchudzeniem” rozgrywek do 16 zespołów.
A szkoda, bo Euroligę od innych europejskich pucharów dzielą lata świetlne. Wisienką na torcie był tegoroczny finał, w którym CSKA Moskwa pokonał Fenerbahce Stambuł po dogrywce 101:96. Mecz w Berlinie stał na niesamowitym poziomie, ekipa z Turcji przegrywała już różnicą 21 pkt., ale rzutem na taśmę doprowadziła do dogrywki. Jednak w niej nie dała rady. A najlepszym strzelcem Fenerbahce był znany z... Polpaku Świecie Bobby Dixon (17 pkt.).
Stelmet liczy, że gwarancja na trzy lata gry w Europucharze otworzy im ponownie drogę do Euroligi, ale musiałyby zmienić się przepisy. A przede wszystkim musi zostać zażegnany konflikt z FIBA Europe (jego członkiem jest PZKosz.), który od nowego roku wymyślił własny puchar - Ligę Mistrzów, a jej zapleczem ma być Puchar Europy.
Mistrz Polski ma zagwarantowane miejsce w LM, wicemistrz zagra w eliminacjach. FIBA Eu-rope jednak zagroziła uczestnikom, którzy podpisali umowę z Europucharem, wykluczeniem z swojego grona całej federacji (dotyczy także reprezentacji).
Na razie decyzja odłożona została w czasie, trzeba poczekać na jej rozstrzygnięcie. A w lidze polskiej nie są znane jeszcze ostateczne wyniki, bo walka toczy się na razie w półfinałach.