Esperantystą jest się na całe życie

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Agata Sawczenko

Esperantystą jest się na całe życie

Agata Sawczenko

Naprawdę niewiele czasu wystarczy, by płynnie posługiwać się tym językiem - zapewniają białostoccy esperantyści. I przekonują, że esperanto to nie tylko język, ale i sposób na życie: otwiera horyzonty, pomaga zwiedzać świat, poznawać ludzi

Nie ma języka prostszego do nauczenia się niż esperanto - przekonują białostoccy esperantyści. Wielu z nich umiejętność posługiwania się tym językiem posiadło samodzielnie - ucząc się ze starych książek, później z internetu. Uczą się - bo sprawia im to przyjemność - to, że szybko osiągają sukcesy, że już po półgodzinnej lekcji są w stanie samodzielnie przeczytać i zrozumieć krótki tekścik. Później odkrywają, że takich cichych pasjonatów jest więcej. I że esperanto daje nie tylko wewnętrzną satysfakcję z małych sukcesów. Że ułatwia kontakty z ludźmi, umożliwia podróżowanie. I rozszerza horyzonty.

W Białymstoku - mieście twórcy esperanto - tego języka nie słychać na ulicach. Nie używa się go w urzędach, nie naucza się w szkołach. O Zamenhofie pamiętamy, gdy chcemy się czymś białostockim pochwalić. I gdy oprowadzamy znajomych z innego miasta po stolicy Podlasia - proszę, to pomnik Zamenhofa, tu mural, gdzie macha do nas z okienka. A tu Centrum Zamenhofa... Co tam się dzieje... Eeee, nieważne.

A jednak. Okazuje się, że są u nas ludzie, którzy na powitanie zamiast: dzień dobry, powiedzą: bonan matenon, bela vidi vin. Są tacy, którzy spotykają się raz w tygodniu, żeby sobie po esperancku porozmawiać. I są tacy, którzy dopiero się go uczą. A w grudniu - zapraszają na Dni Zamenhofa. W grudniu - bo to urodziny twórcy esperanto.

Każdego dnia uczę się czegoś nowego - zapewnia Przemysław Wierzbowski. Od kilku lat jest szefem Białostockiego Towarzystwa Esperantystów. Esperanto nauczył się przypadkiem. 12 lat temu był jeszcze uczniem. Na stronę internetową z kursem esperanto zajrzał z nudów, gdy chory leżał w domu.

- Właśnie trwały Dni Zamenhofa. Usłyszałem o nich w radiu. Bo choć mieszkam tuż obok pomnika Ludwika Zamenhofa, to wstyd się przyznać, ale wcześniej nigdy nie zainteresowałem się, kim był. Nie słyszałem też wiele o esperanto - mówi. Zapewnia, że moment, gdy znalazł stronę z kursem, był przełomowy w jego życiu. - Po krótkiej lekcji byłem w stanie przeczytać i zrozumieć krótki tekst - opowiada. A wcześniej nauka języków obcych była dla mnie męczarnią.

Tak zresztą często jest - jak zapewnia Przemysław Wierzbowski - z wieloma esperantystami. - Bardzo wielu od esperanta zaczyna właśnie swoją przygodę z językami obcymi. Wielu jest poliglotami. Ja też później uczyłem się rosyjskiego, ukraińskiego, ulepszyłem swoją znajomość angielskiego. Mieszkałem rok we Francji, więc też nauczyłem się francuskiego - wymienia.

I zaraz wraca do pierwszych sukcesów w esperanto. - Co mnie zafascynowało? - zastanawia się - Chyba ta prostota, szybkie sukcesy.

Dopiero po roku samodzielnej nauki zaszedł do klubu esperantystów. Tam znów szok - jest w stanie porozmawiać w języku esperanto. - Zupełnie nieprawdopodobne - wspomina dziś pan Przemysław. - Zaraz potem odbyła się jakaś impreza. Przyjechali ludzie z Afryki, z Azji, z Ameryki. I wszyscy używaliśmy tego samego języka. I to było coś ciekawego.

Co mu dało esperanto? Nie ma wątpliwości: - Przede wszystkim poznanie świata od innej strony. Poznania ludzi, którzy często myślą w niekonwencjonalny sposób o rzeczywistości, która nas otacza. Bo esperanto bardzo często przyciąga ludzi otwartych. Ludzi, którzy są tolerancyjni wobec innych, otwartych na nowe pomysły. Takich, którzy nie boją się zmian, którzy lubią się uczyć, poznawać nowe rzeczy. Esperantyści to nie jest jakaś zamknięta grupa. To jest grono ludzi otwartych - zapewnia.

Dla Steni Romanowicz natomiast esperanto stało się sposobem na wypełnienie czasu na emeryturze.

- Jestem osobą, która łaknie nowinek, łaknie towarzystwa - tłumaczy. I wspomina, jak opowiadała kuzynce o swoich planach na emeryturę: - Chciałabym podróżować… - mówiła. Kuzynka przypomniała jej wtedy o wspólnej znajomej - esperantystce, która korespondowała z ludźmi z całego świata. - I tak się zaczęła moja przygoda z esperanto, które bardzo szeroko otworzyło mi drzwi: spotkałam nowych ludzi, koresponduję z esperantystką z Japonii, odświeżyłam niektóre znajomości, zaczynam robić też nowe rzeczy, zupełnie niezwiązanych z esperanto. Dzięki temu nie mam czasu myśleć o problemach, nabrałam odwagi.

O odwadze, otwartości, które daje esperanto, mówi też Joanna Filipowicz-Choroszucha. W tym języku mówi już ponad 30 lat. Uczyć się zaczęła go jeszcze w liceum.

- Działało u nas kółko językowe esperanto - mówi. Opowiada, jak jako jeszcze nastolatka pojechała na pierwszą studencką imprezę esperancką. - Atmosfera dla mnie, uczennicy, była oszałamiająca i świetna: ludzie z wielu krajów, przekrój wiekowy ogromny, byli ludzie nawet po dziewięćdziesiątce. No i brak bariery językowej. Dla mnie wtedy to było piękne.

O barierach językowych mówi też Stanisław Dobrowolski. - Gdy byłem młody, w gazetach publikowano adresy ludzi z całego świata. Kto chciał - mógł do nich napisać - mówi.

Kwitły wtedy takie korespondencyjne przyjaźnie. - W szkole uczyłem się wtedy rosyjskiego. Ale w tym języku nie ze wszystkimi mogłem się dogadać - mówi. Kupił więc podręczniki. I uczył się włoskiego, hiszpańskiego, niemieckiego, angielskiego i francuskiego.

- Ale na naukę każdego z tych języków trzeba było poświęcić dużo czasu. A efekty i tak nie były zadowalające - mówi. - Wciąż nie mogłem napisać listu w żadnym z tych języków.

Receptą okazało się oczywiście esperanto. - Ale wtedy odszukanie w Białymstoku esperantystów wcale nie było takie proste - uśmiecha się pan Stanisław. Wspomina, że naukę zaczynał od wertowania słownika - bo akurat nie było ani kursów, ani nawet podręczników. Poradził sobie. Dziś jest wykładowcą tego języka, pilotem międzynarodowych wycieczek w tym języku, tłumaczem książek…

Wszyscy są zrzeszeni w Białostockim Towarzystwie Esperantystów. W sumie entuzjastów esperanto jest w Białymstoku około 70. Spotykają się co tydzień - tak, żeby poćwiczyć język. Rozmawiają o wszystkim - o tym, co robili wczoraj, o podróżach, o życiu, o pogodzie, o świętach.

Prowadzą też kursy dla początkujących. Co roku zgłasza się około 20 nowych osób. Uczą też dzieci w przedszkolu im. Kubusia Puchatka oraz licealistów - z I i VII LO. Przyjmują gości z całego świata. - Mieliśmy latem gości z Japonii, którzy prezentowali swój język i origami, mieliśmy gości z Ukrainy. Co roku zapraszamy też wolontariuszy - mówi Przemysław Wierzbowski.

- Esperantystą jest się całe życie - uśmiecha się Stanisław Dobrowolski.

Dni Zamenhofa

Białostockie Towarzystwo Esperantystów już w grudniu zaprasza na 17. Dni Zamenhofa. Odbędą się one 9 i 10 grudnia w I Liceum Ogólnokształcącym w Białymstoku. Przyjadą goście z całej Polski, ale też z zagranicy, m.in. z Niemiec, Litwy, Francji, Włoch, Szkocji.

Będzie można posłuchać muzyki w języku esperanto, zapoznać się z nowościami książkowymi w tym języku, wysłuchać prelekcji, czy spróbować tortu urodzinowego Ludwika Zamenhofa. W niedzielę natomiast tradycyjnie już odbędzie się wycieczka. Tym razem uczestnicy odwiedzą Suwałki i klasztor w Wigrach.

O esperanto głośno jest w Białymstoku także za sprawą wypowiedzi radnych na ostatniej sesji. Dyskutowali oni o połączeniu Centrum Zamenhofa z Białostockim Ośrodkiem Kultury. - Z marketingowego punktu widzenia pozbywanie się takie j placówki jest błędem. Ludwik Zamenhof jest w Europie znany. Nie warto go chować pod innym szyldem - mówił na sesji radny PO Marek Chojnowski.

Dla Dariusza Wasilewskiego z prezydenckiego klubu, twórca języka esperanto na zbyt dużą uwagę nie zasługuje, ewentualnie może budzić pewne zaciekawienie. - Trzeba pogratulować prezydentowi decyzji, że likwiduje ten mało potrzebny twór (CLZ - red.), który promuje niszową, hobbystyczną sferę. Po co nam Ludwik Zamenhof i jego utopijna ideologia? - pytał radny Wasilewski, który przy okazji porównał esperanto do języków m.in. wymyślanych przez Tolkiena czy twórców serialu Star Trek.

Agata Sawczenko

W "Kurierze Porannym" i "Gazecie Współczesnej" zajmuję się przede wszystkim szeroko pojętą ochroną zdrowia. Chętnie podejmuję też tematy społeczne i piszę o ciekawych ludziach.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.