Era dezubekizacji. Po patronach ulic, po policjantach, pora na sport
Rząd zamierza usunąć ze związków sportowych osoby z przeszłością w komunistycznych służbach. - To może być prawdziwe trzęsienie ziemi w sporcie - przyznają po cichu działacze, i czekają na konkrety.
Prace nad nowelizacją ustawy o sporcie potwierdził oficjalnie minister sportu i turystyki Witold Bańka. Jednym z założeń nowego prawa jest dezubekizacja związków sportowych, czyli usunięcie z ich władz osób - byłych funkcjonariuszy i agentów służb bezpieczeństwa PRL.
Takie osoby mają mieć formalny zakaz zasiadania we władzach związków.
- To kwestia oczyszczania sportu w wielu wymiarach. Zarówno w wymiarze zarządczym, ale również w wymiarze moralnym - mówił kilka dni temu Bańka.
Jak miałoby to wyglądać, jak przebiegałaby weryfikacja i kiedy miałaby się zacząć? Tego na razie nie wiadomo, ale można przewidywać, że będzie to duża operacja. W Polsce działa 70 związków sportowych, we władzach których zasiada 560 osób. To zarówno duże i zamożne organizacje jak Polski Związek Piłki Nożnej, jak i niszowe - np. Polski Związek Psich Zaprzęgów.
Henryk Olszewski, prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, który kilka dni temu był w Lublinie, nie chciał komentować słów ministra Bańki: - Na tematy polityczne nie chcę rozmawiać. Nie jestem od tego. Zajmuję się sportem - kwituje.
Z podobną reakcją spotkaliśmy się, gdy próbowaliśmy pytać o sprawę wśród lubelskich działaczy sportowych. - Nie zastanawiałem się nad tym. Ta sprawa mnie nie dotyczy - mówi Marek Lembrych, prezes Lubelskiego Związku Koszykówki.
Zbigniew Bartnik, prezes Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, też nie chce komentować koncepcji ministra: - Staram się być daleko od polityki. Poczekajmy z opiniami, aż poznamy szczegóły sprawy.
Generalnie związki sportowe przygotowują swoje stanowiska, które mają zamiar przedstawić ministrowi Bańce.
Nieoficjalnie działacze są bardziej rozmowni. Jeden z nich widzi też w planie 33-letniego Bańki zamiar odmłodzenia kadry w związkach.
- Obecni działacze często sprawują swoje funkcje od wielu lat. Są zasiedziali, otoczyli się wiernymi współpracownikami i nie wprowadzają innowacyjnych zmian w związkach. Jeśli odejdą, to zrobi się miejsce dla młodszych, z nowymi pomysłami i siłami. Sportowi to może się tylko przysłużyć - komentuje nasz rozmówca i dodaje: - Gdyby państwu naprawdę zależało na oczyszczeniu sportu z byłych SB-ków, to dezubekizację powinno było przeprowadzić 10 lat temu, chociaż i teraz znajdzie się wielu takich działaczy. Jeśli dojdzie do takiej wymiany kadr, to może to być prawdziwe trzęsienie ziemi - przewiduje.
Ilu jest byłych funkcjonariuszy służb w sporcie? Tego nie wiadomo, ale w przeszłości takie przypadki się zdarzały. Do 2012 roku LZPN kierował Marian Rapa, były oficer kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa w Lublinie. W 2006 r. Rapa zeznawał nawet w głośnym procesie lustracyjnym Zyty Gilowskiej.
- W kontrwywiadzie pracowali różni ludzie, nie tylko zbóje. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie krzywdziłem ludzi. A po zmianie systemu przeszedłem pozytywną weryfikację, na emeryturę odszedłem w 1992 roku - tłumaczył wówczas Rapa. W 2012 r. nie startował ponownie na szefa LZPN.
Można śmiało powiedzieć, że dezubekizacja sportu wzbudzi nie mniejsze emocje jak wcześniejsze, podobne działania rządu PiS. Sport jest bowiem kolejną strefą, którą Prawo i Sprawiedliwość chce „oczyścić” z pozostałości po minionym ustroju.
Patroni i służby
Zaczęło się jeszcze w zeszłym roku od zmiany nazw ulic. W życie weszła ustawa dekomunizacyjna, na mocy której gminy mają zmienić nazwy ulic w przypadkach, gdy są to nazwy propagujące ustrój komunistyczny.
Spory o patronów to jeszcze nic w porównaniu z zamieszaniem i emocjami, które towarzyszą kolejnej ustawie przygotowanej przez rząd PiS, przyjętej przez parlament i podpisanej przez prezydenta. Chodzi o ustawę dezubekizacyjną.
Zacznie obowiązywać w październiku tego roku i na jej mocy zostaną obniżone emerytury i renty „za służbę na rzecz totalitarnego państwa” od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r.
Katalog osób objętych tą ustawą jest bardzo szeroki, bo zaczyna się od PRL-owskiego Resortu Bezpieczeństwa Publicznego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, przez jednostki wywiadowcze i kontrwywiadowcze, po Milicję Obywatelską, a nawet pracowników biur paszportowych.
Czyli mniejsze świadczenia mają otrzymywać wszyscy, którzy mieli jakikolwiek związek z komunistycznymi służbami.
Jeden z najważniejszych zapisów ustawy brzmi: „Wysokość emerytury (…) nie może być wyższa niż miesięczna kwota przeciętnej emerytury wypłaconej przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (…)”.
Tłumacząc - od 1 października maksymalna emerytura dla tych osób nie będzie mogła być wyższa niż ok. 2 tys. zł brutto, renta - 1,5 tys. zł i 1,7 tys. zł w przypadku renty rodzinnej.
MSWiA szacuje, że ustawę finansowo odczuje w sumie 240 tysięcy osób w całej Polsce. Mniejsze emerytury ma otrzymać 18 tys. byłych już policjantów. Tylko na Lubelszczyźnie pod ustawę „podpada” ponad 1300 osób.
- To nie jest kara, lecz przywrócenie elementarnej sprawiedliwości po 25 latach istnienia wolnej Polski - niedawno przekonywał w Kurierze lubelski poseł PiS Sylwester Tułajew. - Taki krok ma także wymiar ekonomiczno-społeczny. Przyniesie bowiem oszczędności w budżecie państwa. Będą one wynosić ponad 11 milionów złotych miesięcznie, co oznacza ponad 135 mln zł oszczędności rocznie - dodawał.
Po drugiej stronie barykady stoi lider lubelskiego SLD, były poseł, Jacek Czerniak: - Prawo nie może działać wstecz. Nie można ustawą odebrać komuś praw, świadczeń, które już nabył i z których korzysta. Po drugie, mam duże zastrzeżenia natury moralnej, chodzi o stosowanie w tym przypadku odpowiedzialności zbiorowej. PiS wychodzi z złożenia, że każdy funkcjonariusz dawnych służb działał niezgodnie z prawem lub na jego granicy. A przecież od orzekania o takich sprawach są sądy - mówił nam.
Wielka weryfikacja
Zanim jednak świadczenia zostaną obniżone, przebieg służby każdej z takich osób zbada IPN. Taka „komisja weryfikacyjna” oceni też, czy funkcjonariusz, który przynajmniej dzień czy miesiąc przepracował w służbach PRL, powinien otrzymać niższe świadczenie.
Każdy niezadowolony z wyników tej lustracji będzie mógł skierować sprawę do sądu. MSWiA ocenia, że do sądów może wpłynąć jakieś 31 tysięcy spraw.
- Z tego, co mówią ludzie, to na pewno tak się stanie. Pójdą do sądów, bo nie będą mieli nic do stracenia - mówi Artur Garbach, przewodniczący zarządu wojewódzkiego NSZZ Policjantów. Zaznacza, że związek popiera przeciwników ustawy, ale w tym proteście będzie stał w tylnym rzędzie. - Bo dotyczy głównie emerytów, a my reprezentujemy czynnych policjantów - tłumaczy Garbacz.
Tadeusz Miciuła, prezes zarządu wojewódzkiego Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych, to były inspektor budowlany służący w milicji od 1976 roku, który w 1982 r. został wcielony do SB. Pracował tam do 1990 roku i pozytywnie przeszedł weryfikację.
- Potem utworzono Urząd Ochrony Państwa. Tam przepracowałem jeszcze 10 lat - mówi i ustawę dezubekizacyjną określa krótko: - Świństwo. Zajmowałem się sprawami gospodarczymi, bo na tym się znałem. Nie miałem nic wspólnego ze zwalczaniem opozycji, to o jakiej sprawiedliwości mówimy? - stawia pytanie prezes.
Patroni ulic, placów i skwerów do wymiany
Samorządy w całym kraju mają czas do września tego roku na zmianę nazw ulic, jeśli propagują one ustrój komunistyczny.
Takie zasady wprowadziła tzw. ustawa dekomunizacyjna obowiązująca od jesieni zeszłego roku.
Wydawało się, że w Lublinie z dekomunizacją nie powinno być problemu, bo już w latach 90. XX wieku zmieniono tu nazwy 45 ulic.
Wtedy np. ul. Lenina została przemianowana na al. Andersa, dawna ul. Gwardii Ludowej nosi teraz nazwę ks. Blachnickiego, a al. PKWN jest teraz ul. Głęboką.
Jak się jednak okazuje, nadal są w Lublinie patroni ulic, których być może trzeba by wymazać z mapy miasta.
Związek Piłsudczyków zwrócił się do ratusza z wnioskiem o zmianę nazw ulic: Jana Hempla (współzałożyciel LSS Społem), Lucyny Herc (podporucznik Armii Ludowej), Henryka Raabego (pierwszy rektor UMCS) i Michała Wójtowicza (dowódca Gwardii Ludowej w Obwodzie Lubelskim).
Piłsudczycy zaproponowali nawet nowe nazwy ulic: Hanki Ordonówny, Jurka Bitschana, płk. Emila Czaplińskiego. W przypadku ul. Hempla wystarczyłoby zmienić tylko imię patrona w uchwale - z Jana Hieronima Hempla na Jana Mariana Hempla (polskiego geologa).
Nad propozycją Piłsudczyków debatował miejski Zespół do spraw Nazewnictwa Ulic i Placów Publicznych i na razie stanęło na tym, że procedura została wstrzymana - do czasu wypowiedzenia się na ten temat Instytutu Pamięci Narodowej.
O ile wymazanie z mapy miasta nazwisk działaczy komunistycznych wydaje się zrozumiałe, to więcej pytań jest przy propozycji Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna. Wnioskowało ono o zmianę nazwy ulicy Obrońców Pokoju na właśnie Obrońców Grodna.
- Nazwa Obrońców Pokoju została wprowadzona dla uczczenia ruchu obrońców pokoju i bojowników o wolność takich, jak: Ludwik Waryński, Jarosław Dąbrowski, Walery Wróblewski, Hanka Sawicka. Czyli bohaterów propagandy komunistycznej z czasu PRL-u - mówił Tomasz Rodziewicz, prezes TPGiW.
- Nie przystaliśmy na tę propozycję - informuje dziś Marcin Nowak, miejski radny Wspólnego Lublina i członek Zespołu ds. Nazw Ulic. - Obrońcy Pokoju w żaden sposób nie kojarzą się z władzą komunistyczną. Co więcej, ta nazwa się już zakorzeniła, przy tej ulicy mieszka dużo osób i zmiana wywołałaby protesty. Jeśli jednak miałoby dojść do zmiany nazwy ulicy, to lepszy byłby powrót do nazwy sprzed 1951 roku - dodaje.
Wówczas patronem dzisiejszej Obrońców Pokoju był Józef Piechota, prezydent Lublina w okresie międzywojennym.
Ostatecznie miejski Zespół do spraw Nazewnictwa Ulic i Placów Publicznych zaproponował, aby nazwę Obrońców Grodna otrzymała planowana nowa część ul. Bohaterów Monte Cassino.
Nowak ma nadzieję, że skoro ratusz nie zgadza się na zmianę nazwy Obrońców Pokoju, to wojewoda lubelski nie będzie interweniował w tej sprawie.
- Bo zmiana wprowadzi tylko bałagan - mówi radny.