ePiSkopat: rząd dusz czy rząd? Kto naprawdę niszczy Kościół i kto potrzebuje nawrócenia
Sensacyjne odkrycie notatek ewangelistów w grotach Kumran, starożytnej osady na Pustyni Judzkiej, rzuca nowe światło na chrześcijaństwo. Uczniowie Jezusa twierdzą, że od najmłodszych lat zabiegał On u władz i namiestników Rzymu o zapisanie swoich nauk w państwowych kodeksach. W efekcie Jego nacisków, wspieranych przez wpływowych uczniów, w tym znanych mędrców z dziedziny legislacji, w całej Palestynie, Syrii i Antiochii wprowadzono m.in. przepis nakazujący „ucinanie ręki i nogi, która jest powodem do grzechu” oraz „wyłupywanie grzesznych oczu”. Inny paragraf nakazywał „uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucać w morze tego, który przywiódł do grzechu wierzących”.
Ewangelista Marek wspomina w odkrytych notatkach, że przed trzydziestką syn Józefa i Maryi poczuł się zniechęcony oporną postawą ludu, mnożącego wciąż te same wątpliwości, więc doszedł do wniosku, że nie ma co nauczać maluczkich w przypowieściach – bo efekt jest tylko lokalny i mizerny. O wiele skuteczniejsze od przekonywania i służenia własnym przykładem (w tym cudami typu uzdrowienie Łazarza) jest użycie twardego prawa, prostych nakazów – i ostrego miecza.
Jezus nie wypędził kupczących ze świątyni, tylko wraz z Rzymianami upaństwowił ich i solidnie opodatkował. Kupił sobie za to, oprócz domu i zdobnej kwadrygi, złoty pierścień, który podawał wiernym do pocałowania.
Z sensacyjnych zapisków wynika też, że Jezus nie umarł na krzyżu, tylko jeździł po okolicy zdobną kwadrygą w asyście uzbrojonych w miecze ewangelistów i egzekwował respektowanie nakazów i zakazów. W mowach publicznych skupiał się na posyłaniu do piekła wszystkich, którzy mieli jakieś anse. Niepoprawnych kazał krzyżować – stąd wziął się symbol chrześcijaństwa. Wedle zwojów z Kumran, miał on nieść do tępego ludu prosty przekaz: nie przestrzegasz objawionego przez nas boskiego prawa, to trafisz na krzyż.
Przepraszam za ten stek bzdur, który w pewnych warunkach, a zwłaszcza kręgach, mógłby się ocierać o bluźnierstwo karane ucięciem wszystkich członków. Ja wierzę. Wierzę w Chrystusa i Jego naukę. Wierzę w ponadczasowość Jego przypowieści. Wierzę w Jego męczeńską śmierć – za nas. Wierzę w kościół powszechny – wspólnotę chrześcijan.
Tym bardziej wstrząsa mną to, co od wielu lat robią hierarchowie mego Kościoła, tu, na „tej ziemi”. Dzisiejszy kryzys polskiego Kościoła hierarchicznego to w główniej mierze efekt jego zblatowania z władzą. Trwa ono od początku III RP, a apogeum osiągnęło za czasów PiS (stąd „ePiSkopat”).
Hierarchowie Kościoła, od lat, nie mają wiernym właściwie nic do powiedzenia – poza gromieniem tych, którzy grzeszą lub mogą być powodem do grzechu; chodzi tu zwłaszcza o seks, co ociera się o wartą szerszych badań obsesję. Jak mawia z przekąsem mój znajomy biblista (zakonnik!), takie nasilenie treści seksualnych, jak u czołowych polskich biskupów, można spotkać jedynie u zapalonych ekshibicjonistów i nimfomanek.
Biskupi skupili się w wolnej Polsce na wymuszaniu na świeckiej władzy, by wpisała do świeckich kodeksów przepisy, za sprawą których lud – Boży i nieboży - ma się stać święty. Takie przedziwne pomieszanie procesu legislacji z planem zbawienia. Do którego myśmy jednakowoż – niesłusznie! – jako katolicy przywykli.
Efekty? Jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych świata, wprowadzenie religii do szkół (i powieszenie krzyży między godłem a kwiatkiem i tablicą), pensje dla kapłanów z państwowej kasy, więcej lekcji religii niż historii, biologii i geografii (dziś padają zarzuty, że „młodzi zostali wychowani przez Netfliksa”; a co robią od 30 lat katecheci?), dotacje od ministerstw dla zaprzyjaźnionych ojców dyrektorów na cele bulwersujące wiernych, używanie krzyża jak miecza do zwalczania „niewiernych” (czyli wiernych głosujących nie na tę partię, co trzeba).
Oto twarde – świeckie – prawo w praktyce. Oto realny świecki miecz ucinający grzeszne ręce i nogi, wyłupujący grzeszne oczy. Oto rzekomo święte zasady wymuszane ludzkimi przepisami i coraz bardziej nieludzkim przekazem płynącym z ambony. Zasady, w które coraz mniej wiernych wierzy. Nie dlatego, że w ich sercach zamieszkało Zło, lecz dlatego, że przez całe lata większość biskupów nie dbała o to, by - za sprawą osadzonych w duchu czasu Chrystusowych przypowieści i osobistego przykładu – zamieszkało w nich Dobro.
Dziś mamy kryzys wywołany przez orzeczenie TK w sprawie aborcji, serię afer pedofilskich, tuszowanych przez szanowanych hierarchów, raport Watykanu o nadużyciach seksualnych b. arcybiskupa Waszyngtonu – i masę pytań w tej sprawie do kardynała Stanisława Dziwisza…
To nie jest atak na Kościół! To jest próba oczyszczenia Kościoła z tego, czym nigdy nie powinien się stać. Gdyby nasi hierarchowie wsłuchiwali się w Ewangelię i chcieli ją stosować, Kościołowi nie groziłaby dziś hurtowa utrata rządu dusz. Jeśli się nie nawrócą – zostanie im tylko rząd.