Entuzjazm w pokonywaniu niemożliwego przepisem na lepszą codzienność
Kto w Toruniu nie zna Łopacińskich? Co za pytanie, lepiej zapytać, kto na świecie ich nie zna, w końcu podróżując okrążyli nasz glob dwukrotnie w ciągu jednego roku.
Mogliśmy śledzić ich przygody, trzymać kciuki, cieszyć się z nimi, czasem martwić. Ale to oni przekraczali granice, oni doświadczali. Zrobili coś, co dla wielu ciągle jeszcze wydaje się szaleństwem, rzeczą niemożliwą. Porzucili codzienne życie i ruszyli w podróż dookoła świata. Kto z nas o tym nie marzył? Oni to zrobili. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, sięgnęli po swoje marzenie wyrywając się z rutyny i to bardzo spektakularnie. Podejrzewam, że teraz, kiedy wrócili znowu do codzienności, nie wygląda ona już tak samo, jak przed tą podróżą. Po tej wyprawie dołączyli do grona tych, którzy stają się dla innych wzorem, takim bodźcem, który porusza wyobraźnię i jest dowodem na to, że możliwe jest przekraczać granice niemożliwego. Choć mogą sobie z tego nie zdawać sprawy, są dla wielu bohaterami.
Kilka tygodni temu, byłam na spotkaniu z podróżnikiem i zdobywcą Aleksandrem Dobą, podpowiem, że to pierwszy człowiek, który dwukrotnie, samotnie przepłynął kajakiem Atlantyk z kontynentu na kontynent tylko siłą własnych mięśni. Ten szczegół, że z kontynentu na kontynent, może wydawać się nieistotny wobec faktu pokonania samemu, w małym kajaku sporego oceanu, ale jednak jest dość ważny, gdy patrzy się na dokonania innych w tej dziedzinie. Poprzednicy, a było ich trzech, przepłynęli „tylko” krótszą trasę z wyspy na wyspę. Doba wybrał dłuższe wersje. Osiągnięcia te sprawiły, że wszedł do elity zdobywców, stał się bohaterem. Wyczyn niemały, dla wielu podejrzewam, że wręcz niewyobrażalny. Myślę, że nie tylko ja, ale spora część licznie zgromadzonej widowni tego spotkania, była pod wrażeniem ekspresji i temperamentu tego człowieka, gdy opowiadał prosto i dowcipnie o codzienności swoich rejsów. Z jego opowieści można było nieomal wysnuć wniosek, że to taka zabawna przygoda i jeśli masz ochotę, potem jeszcze determinację, a do tego się postarasz i dobrze przygotujesz, to nie ma żadnej przeszkody, by ruszać w taką podróż. Nie sądzę, aby wśród zgromadzonych na sali ktoś wybierał się na ocean, by go jakkolwiek pokonać. Nie wątpię jednak w to, że Doba swoją opowieścią zainspirował kilka osób do tego, by wybrać kajak i nim przemierzać choćby mniejsze akweny wodne. Głównym przesłaniem jednak, które emanowało z tego człowieka, było to, że pokonywanie barier jest możliwe nie tylko w wyobraźni, ale i w życiu, w codzienności.
Mogłoby się wydawać, że przywołuję tych podróżników, ich wyczyny, zmierzając do myśli, na pograniczu trochę sloganu, jak oto na ich przykładzie widać, że warto mieć odwagę marzyć, a jeszcze najlepiej marzenia realizować. Z pewnością tak, ale mnie w tych ludziach dużo bardziej pociąga entuzjazm z jakim patrzą na życie i nie tylko opowiadając o przygodach, ale też o sytuacjach zwykłych. Mam wrażenie, że ich pasja jest jak pryzmat, przez którą przepuszczona nawet najzwyklejsza codzienności ma wiele barw. I myślę sobie, że najprostszą inspiracją, jaka może płynąć dla każdego, to jest właśnie ten entuzjazm w pokonywaniu pozornie niemożliwego w naszej monotonnej powszedniości.