Zaproponowali emerytowi pracę stróża. Później odurzyli go i wozili po sklepach. Mężczyzna wziął na siebie trzy telefony i telewizor na raty...
– Nie wiem, co się ze mną działo. Zapłacę teraz za głupotę pieniędzmi i zdrowiem... – mówi ze smutkiem 73-letni Zygmunt Konopko. Oszust zaczepił go 14 lutego koło kwiaciarni w Kostrzy¬nie. – Podszedł do mnie pan i zapytał, czy nie chciałbym pracować jako stróż na parkingu. Pomyślałem, że spadł mi z nieba, bo emeryturę mam niewielką, w domu córka z trójką dzieci i tylko zięć pracuje... – opowiada mężczyzna. Zgodził się, a przyszły „pracodawca” zaprosił go do samochodu. W aucie siedziało dwóch innych mężczyzn. Jeden był kierowcą, a drugi też miał zostać zatrudniony jako stróż na parkingu. Tak powiedziano panu Zygmuntowi.
„Szef” dał mu napój
Jeden z mężczyzn zaproponował kanapkę. Pan Zygmunt odmówił. – Nie byłem głodny. Ale wtedy podano mi jakiś napój w zakręcanej butelce. Nakrętka była luźna, łatwo się odkręciła. Nie chciało mi się pić, ale nie chciałem być niegrzeczny i się napiłem – relacjonuje.
Biorąc pod uwagę to, co stało się później, nie ma wątpliwości, że w napoju był jakiś środek odurzający. – „Szef” powiedział mi, że zaczynam od jutra i musimy wziąć na mnie telefon. Zaznaczył, że rachunki będzie płaciła firma. Poszliśmy więc do salonu z telefonami w Kostrzynie. Samochód i dwaj jego koledzy zostali na parkingu. Podobnie było w innych miastach – przyznaje pan Zygmunt.
Wszystko potoczyło się szybko. W salonie wzięli telefon z „najwyższej” półki z drogim abonamentem na trzy lata. Następnie pojechali, niby coś załatwić, do Słubic. Tam pan Zygmunt też wziął telefon, też jeden z najdroższych, z wysokim abonamentem na trzy lata. To samo było w Dębnie. Tam, oprócz telefonu, mężczyzna wziął jeszcze telewizor, „żeby miał co oglądać na nockach”.
Chciałem być grzeczny i napiłem się napoju, który dał mi oszust – mówi pan Zygmunt
– Tata w pokoju ma telewizor stary, używany, od kogoś dostał. Nie kupił sobie sam, bo nie stać go było na raty – wtrąca Mirella Gwizdoń, która jest obecna przy naszej rozmowie.
Kiedy już oszuści zrealizowali swój plan, zabrali telefony, telewizor, dokumenty i zostawili pana Zygmunta w Dębnie. Była godzina 22.30. Mężczyzna okazją ze stacji paliw wrócił do domu.
Policja to wyjaśni
Kiedy rano opowiedział córce wydarzenia z poprzedniego dnia, ta natychmiast zadzwoniła na policję w Kostrzynie. – Powiedzieli, że nie mamy po co do nich przyjeżdżać. Kazali udać się do Dębna. Tam nas wstępnie przesłuchano i odesłano z powrotem do Kostrzyna. Przebadano też ojca alkomatem, bo wyglądał i zachowywał się, jakby był pijany. Alkomat pokazał zero. Był już wieczór. Wróciliśmy do domu – mówi pani Mirella.
Następnego dnia udali się na posterunek w Kostrzynie. Tam policjant wysłuchał pana Zygmunta, po czym odesłano go do Słubic. – Dopiero w Słubicach potraktowali nas poważnie. Przesłuchiwali tatę 4,5 godziny. Dokładnie wypytywali o każdy szczegół. Niestety, stwierdzili, że na badanie toksykologiczne jest już za późno – dodaje pani Mirella.
– Przyjęliśmy zawiadomienie od tego pana. Pierwsze prze-stępstwo miało jednak miejsce w Kostrzynie, więc tam musieliśmy przekazać sprawę do dalszego postępowania – informuje Magdalena Jankowska, rzeczniczka policji w Słubicach.
– Ustalenie przebiegu takiego zdarzenia wymaga dotarcia do policjantów będących wówczas na służbie. Deklaruję rzetelne wyjaśnienie tej sprawy, ale z pewnością nie dzisiaj – odpowiedział nam wczoraj Marcin Maludy, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Dodał, że w wyjaśnienie okoliczności tej sprawy zostanie zaangażowany wydział kontroli KWP, który wyjaśni, czy policjanci postąpili zgodnie z przepisami, odsyłając pana Zygmunta na posterunek w innej miejscowości.
W salonach z telefonami pracownicy kojarzą pana Zygmunta i towarzyszącą mu osobę, ale nie mogą wypowiadać się w mediach. Oszukany mężczyzna pokazał nam wczoraj rzekomy parking, gdzie miał być stróżem. W rzeczywistości to ogrodzony plac z zamkniętą bramą. Na dźwięk dzwonka przy furtce nikt nie reagował. Do tematu wrócimy.