Eleni: Nie tylko daję, ale i biorę od ludzi. Energię...
Z Eleni rozmawiamy o nowej płycie, działalności charytatywnej, Poznaniu i Grecji.
Pani pierwsza od sześciu lat płyta „Statek do Pireusu” zaskakuje. Są tam aż 23 utwory. Skąd ta mnogość, kiedy mówi się, że mamy kryzys fonografii i ludzie płyt nie kupują?
Zobaczymy, jak to będzie. Rzeczywiście Kostas Dzokas skomponował 23 utwory. Pracował nad tym dość długo. To nie stało się z dnia na dzień. Włożył w to dużo pracy, a płyta jest zróżnicowana. Są na niej rytmy typowo greckie, ale są i utwory bardzo nostalgiczne, do których także przyzwyczaiłam swoją publiczność. Wirtuozowska gra Jannisa Sirianisa na buzuki powoduje, że prowadzimy swoisty dialog. Ja śpiewam, a on odpowiada na buzuki. On też włożył w to wszystko dużo pracy. Oprócz tego trzeba docenić aranżacje Macieja Szymańskiego. Na gitarach gra Aleksander Białous. W wydaniu płyty bardzo pomógł nam Piotr Kałużny. Myślę, że dla moich fanów to płyta zupełnie inna. Sięgnęliśmy do greckich korzeni. A moi fani czekali na taki krążek. Oczywiście, przede mną kolejna płyta, o której marzę już od wielu lat i myślę, że w końcu to marzenie zrealizuję.
Chodzi o zapowiadaną od lat płytę z największymi przebojami greckimi?
Z klasycznymi piosenkami, na których ja się wychowałam. Na razie mamy płytę „Statek do Pireusu”. Do jej tworzenia zaprosiliśmy też znakomitych autorów tekstów jak Lech Konopiński, Andrzej Sikorowski, Jacek Bukowski czy Andrzej Kuryło. Teksty napisał też Kostas. Myślę, że każdy znajdzie na tym krążku coś dla siebie.
23 utwory... Jak długo ta płyta powstawała?
Minęły dwa lata, zanim Kostas wszystko skomponował. A potem autorzy tekstów też musieli się przyłożyć, musiały powstać aranżacje i mogliśmy wejść do studia. Ten proces trochę trwał i wiele godzin spędziliśmy z naszym realizatorem Grzegorzem Rzechówką. Mnóstwo pracy w to włożono. To wszystko działo się poza naszymi zajęciami związanymi z koncertami.
Które z piosenek na płycie są szczególnie ważne dla pani?
Jestem romantyczką i lubię utwory spokojniejsze jak „Nie warto smutnym być”, „To dobry dzień” czy „Pogodny czas”. Oczywiście typowe rytmy greckie również są mi bliskie, bo po prostu je czuję.
Na tym krążku są zarówno rytmy greckie, jak również orientalne czy żydowskie. Skąd pomysł, aby tak rozszerzyć stronę muzyczną?
Myślę, że muzyka grecka to pojęcie szerokie, jeśli chodzi o instrumentarium. Oczywiście używa się buzuki jako instrumentu przewodniego, ale oprócz tego słychać akordeon, klarnet i charakterystyczne instrumenty perkusyjne. Sięgnęliśmy po szerokie spectrum muzyki i każdy coś dla siebie znajdzie.
Płyta nosi tytuł „Statek do Pireusu”. Czym urzeka panią Pireus?
To jest port, z którego wypływa wiele statków na wyspy greckie. Myślę, że ten krążek to też taka sentymentalna podróż po Grecji. Stąd tytuł „Statek do Pireusu”. Tekst do tej piosenki napisał Andrzej Sikorowski.
Jest wśród tych piosenek utwór „Prawo do marzeń”. O czym pani marzy?
O czym marzę? Jeśli chodzi o sprawy zawodowe to o kolejnej płycie.
A jeśli chodzi o sprawy niezawodowe?
W różnym okresie mamy różne marzenia. Często marzymy o tym, aby mieć więcej spokoju i więcej czasu dla bliskich, dla przyjaciół. To takie bardzo przyziemne marzenia.
Jedna z piosenek nosi tytuł „Ballada środziemnomorska”. Który z krajów tego obszaru poza Grecją jest pani szczególnie bliski?
Krajem bardzo zbliżonym do Grecji, choćby ze względu na temperament ludzi, są Włochy. Włosi kochają muzykę, kochają śpiew. Dlatego Włochy także są mi bardzo bliskie.
Ale wracając do Grecji - wiele słyszymy o panującym tam kryzysie. Jeździ tam pani regularnie. Jak się go odczuwa?
Gdy wyjeżdżam na krótko, trudno mi oceniać. Ja nie widzę tej różnicy. Mimo to, że jest kryzys, muzyka jest dla Greków bardzo ważna i nie rezygnują z koncertów. Chodzą na koncerty swoich ulubionych piosenkarzy. Ktoś mógłby powiedzieć, że kryzys odczuwa się też w kulturze, ale dla Greków muzyka jest częścią ich życia, dlatego z niej nie rezygnują. To wspaniale, że mimo kryzysu starają się po prostu dalej żyć i dalej z piosenką pokazywać to wszystko, co czują w sercu.
Czy w związku z kryzysem Grecy nadal emigrują?
Teraz jakby się ten proces zatrzymał. Wygląda na to, że się uspokoiło.
Czy pani daje też koncerty w Grecji?
Nie. Ja wyjeżdżam tam jedynie na wypoczynek i po to, aby spotkać się z rodziną.
Jedna z piosenek nosi tytuł „Życie w rytmie Zorby”. Czym jest dla pani Zorba, a właściwie Sirtaki i czym był dla pani film „Grek Zorba” z Anthonym Queenem?
Zorba to taniec życia. Charakterystyczny jest finał tego filmu, kiedy wszystko się wali, a oni tańczą. Dla Greka muzyka i śpiew są treścią życia. Pomimo to, że wszystko runęło, taniec życia i emocje pozostają i trzeba iść do przodu. Dalej żyć i na nowo wszystko odbudowywać.
Mówiła pani, że płyta powstawała równolegle z waszymi koncertami. Dużo jest tych koncertów?
Tak. Właściwie każdy weekend mam zajęty. Oczywiście planujemy też czas na wypoczynek. W lipcu wyjadę znów do Grecji. Taki czas też musi się znaleźć, bo trzeba regenerować siły na kolejne trasy koncertowe.
Sporo działa pani charytatywnie. Jaką część działalności stanowią działania dobroczynne i kogo aktualnie pani wspiera?
To koncerty, na które jeżdżę sama. Do dzieci niepełnosprawnych, do seniorów. Często do ludzi chorych. To bardzo kameralne spotkania, podczas których ci ludzie mogą być ze mną blisko i posłuchać piosenek nie tylko z ekranu, ale właśnie na żywo. To są bardzo fajne spotkania i myślę, że nie tylko daję, ale i biorę od tych ludzi. Czerpię od nich dużo siły.
Czy po tylu latach obecności na estradzie nie myślała pani o napisaniu książki o sobie? Kiedyś ukazał się wywiad-rzeka z panią „Nic miłości nie pokona”...
Był on bardziej związany z moją sytuacją i przeżyciami. Na razie o książce nie myślałam.
Od 42 lat, czyli od 1977 roku mieszka pani w Poznaniu. Czuje się poznanianką?
Myślę, że mogę powiedzieć, że czuję się mieszkanką Poznania. Tutaj mam swoich przyjaciół, swój dom, swoich fanów. W Poznaniu czuję się jak w domu.
A ma pani swoje ulubione miejsca w Poznaniu?
Latem bardzo lubię spacerować po Starym Rynku. Ma on swój klimat. Ludzie, którzy siedzą w kawiarenkach i w ogrodach na zewnątrz, gwar i muzyka - wszystko to tworzy bardzo ciepły, fajny klimat. Lubię też jeździć nad Maltę. To także przepiękne miejsce z mnóstwem zieleni. Myślę, że Poznań bardzo się rozwinął i cieszę się, że duży nacisk kładzie na zieleń, która jest przecież bardzo potrzebna dla oka. Przy zieleni człowiek po prostu odpoczywa.
Od wydania poprzedniej płyty minęło 6 lat. Co się z panią działo oprócz tego, że koncertowała?
Myśleliśmy o nowej płycie, choć jak wspomniałam, nagrywanie zajęło dwa lata, ale wcześniej przygotowywaliśmy się do nagrań. Byliśmy też w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, gdzie spotykaliśmy się z Polonią. Czas biegnie tak szybko, jesteśmy tak zaabsorbowani, że stwierdziłam, iż momentami nie mam czasu nawet dla siebie, aby się troszeczkę wyciszyć i pomyśleć, bo naprawdę tyle różnych, drobnych spraw pojawia się codziennie, że brakuje dnia. Jest po prostu za krótki. Myślę, że tak mają też inni. Pytałam o to moich przyjaciół, a oni mówią, że wstają, a tu zbliża się wieczór, a tyle jeszcze do zrobienia... Wszyscy gonimy, dlatego dobrze jest czasami się zatrzymać. Dlatego cieszę się, że mam swój mały ogród i swój mały świat.
Blisko lasu...
Tak. Blisko lasu. Mogę wyjść na taras, wypić kawę i posłuchać, jak mi śpiewają ptaszki, zobaczyć, jak rosną moje rośliny, jak pięknie rozkwitają rododendrony, jak kwitną kwiaty. To naprawdę przynosi mi dużą ulgę i odpoczynek.
W takim razie jakie plany?
Przede wszystkim koncerty i już pewnie zaczniemy myśleć nad kolejną płytą, bo zanim ona zostanie nagrana, minie troszeczkę czasu. Dlatego już teraz trzeba nad tym pracować. Pomysłów mamy sporo i któryś z nich w końcu zrealizujemy. Myślę m.in. o wydaniu płyty z balladami. Zabieramy się za nasze plany, a bywa, że coś innego stanie na drodze. Ale cierpliwości...
Kiedyś wspomniała pani o płycie koncertowej...
Wszystko przed nami, a co zrealizujemy, co los przyniesie, to już inna sprawa. My planujemy, a ktoś inny te plany zmienia.