Ekstremalny lot szybowcem z Bieszczadów aż do Rumunii! To było jak zimowy atak na K2
Raz w życiu wchodzi się zimową porą na K2 i raz w życiu leci się na wysokości 7 tysięcy metrów w tak ekstremalnych warunkach, jak zrobiliśmy to z Sebastianem Kawą. Wiem co czują himalaiści, ale nie chciałbym już tego powtarzać - mówi Piotr Bobula z Krainy Szybowisk.
Dokonali wyczynu, jakiego nikt dotąd nie osiągnął. - Rok temu Sebastian Kawa, wielokrotny szybowcowy mistrz świata, zadzwonił do mnie i mówi, że chodzi mu po głowie pewien projekt - opowiada Piotr Bobula, który 28 lat temu przybył w Bieszczady z Podhala, aby reaktywować przedwojenne tradycje szybownicze tego terenu. - Chciał, abyśmy, wykorzystując technikę lotu na fali, polecieli bez zatrzymywania się na granicy ukraińskiej nad Karpatami Wschodnimi do granicy rumuńskiej. Próbowałem mu to wybić z głowy, bo na Ukrainie trwa wojna, a po drugie przestrzeń powietrzna jest tam we władaniu wojska. Sebastian nie dał za wygraną i zaczął załatwiać wyprawę.
Zamarzali wewnątrz kabiny
Potrzebne było uzyskanie oficjalnych pozwoleń na przekroczenie granicy UE i lot nad terenem Ukrainy. Przez dwa miesiące, w listopadzie i grudniu, gdy tylko pojawiały się sprzyjające warunki pogodowe, siadali za stery, dolatywali do granicy na prądach wznoszących, ale niestety nie otrzymywali zgody na jej przekroczenie, bo czegoś zawsze brakowało. 14 grudnia, o świcie, wystartowali po raz czwarty.
W dalszej części przeczytasz:
- jaki podstęp zastosowali szybownicy, by wlecieć na terytorium Ukrainy
- jak się ratowali przed zamarznięciem wewnątrz kabiny
- jak Piotr Bobula reaktywował w Bieszczadach szybownictwo
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień