Ekstremalna Droga Krzyżowa. Ks. Jacek Stryczek: Nikogo nie zachęcam do utożsamiania się z Jezusem. To byłoby bałwochwalcze
Ekstremalna Droga Krzyżowa to jest moja duchowość, mój sposób bycia: zawsze pod górę, aby pokonywać trudności. Wiele razy w moim życiu było tak, że stawałem przed jakąś górą i niemożliwością wydawało się, żeby wejść na jej szczyt. Ale ja nie potrafię się cofać - mówi ks. Jacek Stryczek.
Jezus niosąc swój krzyż, miał do pokonania 750 metrów. Droga Krzyżowa, którą dziś idą pątnicy w Jerozolimie wynosi 1450 metrów. Ekstremalna Droga Krzyżowa, jaką Ksiądz proponuje, wynosi 40 kilometrów. Dlaczego?
Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej jest mniej więcej 40 kilometrów, a to jest tradycyjna droga pątników. Ale najważniejsze jest to, że marsz w ciemną noc musi boleć. Człowiek przekracza wtedy swoje granice bólu, wychodzi z własnej strefy komfortu, idzie do świata, w którym może powiedzieć Bogu: „Nie chcę, żebyś Ty coś dla mnie zrobił, tylko chcę się z Tobą spotkać”. To jest droga oparta na doświadczeniu duchowym. A jeśli mówimy o tym, jakie to ma zakorzenienie w religii, to przypomnę, że jesteśmy zarówno duchem jak i ciałem. Uważam, że modlitwa w myśli, bez zaangażowania ciała, nie daje tyle, ile da pełne zaangażowanie.
Czym tak naprawdę jest dla uczestników ta czterdziestokilometrowa wędrówka w ciemną noc?
Chyba najlepiej będzie, jeśli zacznę od siebie, ponieważ Ekstremalna Droga Krzyżowa to jest moja duchowość, mój sposób bycia: zawsze pod górę, aby pokonywać trudności. Wiele razy w moim życiu było tak, że stawałem przed jakąś górą i niemożliwością wydawało się, żeby wejść na jej szczyt. Ale ja nie potrafię się cofać. Stąd też dla mnie całkiem naturalne jest to, że idzie się w nocy 40 kilometrów i że musi boleć, muszą być tego konsekwencje. A konsekwencją jest między innymi to, że przekroczenie własnej bariery komfortu daje poczucie wolności. Na początku zawsze pojawia się myśl: „Czy podołam”? Zwłaszcza, że przez ostatnie lata pogoda nas nie rozpieszczała; jednego roku deszcz padał nieustannie do godziny 3 nad ranem. Innym razem temperatura przekraczała minus 14 stopni, więc rzeczywiście z lekkim przerażeniem patrzyłem na pątników. No, ale podjęli decyzję i poszli. To jest ten pierwszy moment.
Czyli pierwszy etap jest podjęciem wyzwania. Jest takie powiedzenie, że nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Ale chcę tu jeszcze powiedzieć o tym, co dzieje się przed wykonaniem tego pierwszego kroku. Kiedy do ludzi trafia informacja o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, to na początku myślą sobie: „Co, ja nie potrafię? Ja nie dam rady?” (śmiech). Gdybym jednak miał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tym ludziom chce się iść, to myślę, że słyszą wyzwanie duszy; to ona ich wzywa. Idą nie z powodu komfortu, czy chęci osiągnięcia jakiejś korzyści, tylko dlatego, że czują, iż w życiu chodzi o coś więcej. To jest podstawowy powód, dla którego ruszają w tę drogę. I to sprawia, że ta droga może ich zmienić.
Co się z tymi ludźmi dzieje potem?
Na początku mają dużo siły, więc idą zadowoleni. Choć mnie przydarzyła się i taka Ekstremalna Droga Krzyżowa, kiedy szedłem po operacji nogi. Byłem słaby, nogi bolały już po przejściu pierwszego kilometra i to do samego końca - przeszedłem wtedy ponad 50 kilometrów. Bywa więc różnie. Ale im głębiej i dalej ludzie wchodzą w tę ciemną noc, to zwykle gdzieś po północy, a niektórzy przed świtem zaczynają odczuwać dyskomfort. Pojawiają się pytania: „Co ja tu właściwie robię? Tyle drogi jeszcze przede mną”. To moment graniczny. Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że opuścił swoją strefę bezpieczeństwa. Dla mnie przejść 40 kilometrów to nie jest znów tak wiele, ale za każdym razem, już nad ranem czuję się tak, jakby wszystko we mnie wołało: „Hej, co ty tu robisz? Wracaj do domu, masz tam ciepłe łóżko”. Wydaje mi się, że to jest najważniejszy moment modlitwy. Jeśli pyta pani, co się wydarza potem, to powiem, że wtedy zmienia się sposób myślenia o samym sobie. Człowiek bardziej idzie siłą woli, siłą ducha, niż używając fizycznej siły. Czy wówczas modlitwa polega na tym, że człowiek odczuwa jasność umysłu? Powiedziałbym raczej, że jest to świadomość, że człowiek znalazł się w strefie, do której wcześniej nie wchodził. To jest pełen wysiłku sposób na przemianę swojego myślenia. Wtedy zaczyna się prawdziwa modlitwa. Nie ma ona nic wspólnego z tym, że człowiek ma w końcu dużo czasu, może sobie usiąść i wszystko mu się poukłada - w to nie wierzę.
W drodze krzyżowej nie chodzi o naśladowanie cierpienia, jakiego doświadczył Jezus, ale chodzi o to, by pójść za jego słowami
Ludzie idą z jakąś intencją?
Osobiście zniechęcam do takiego myślenia. Wiem, że istnieje taka praktyka, ale co to znaczy - iść z intencją? Otóż oznacza to, że człowiek idzie, żeby coś sobie załatwić. Jezus powiedział, że kto chce zachować swoje życie, niech je straci; Droga Krzyżowa w sensie ewangelicznym jest raczej kierunkiem do tego, żeby stracić życie po to, by odnaleźć nowe, niż żeby coś sobie wyjednać. Ona nie jest po to, aby mnie w życiu było lepiej, ale po to, abym stał się lepszy. No, nie chciałaby pani być lepsza? (śmiech).
Szczerze mówiąc, myślę o tym każdego dnia.
No właśnie. To jest wystarczający powód i posiada, wydaje mi się, większą wagę, niż intencja.
Ciekawa jestem początku, tego momentu kiedy powstała idea Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Po raz pierwszy odbyła się ona w 2009 roku. Jak się narodził ten pomysł?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień