Eksperyment się udał, ale kosztował nas mnóstwo nerwów
Trener Nenad Bjelica regularnie wystawia w pierwszym składzie zawodników, którzy na razie zawodzą. Gra ma im pomóc zbudować formę, a jednocześnie mają zastąpić kluczowych piłkarzy potrzebujących odpoczynku.
- Potrzebujemy wyników, ale musimy również budować formę zawodników. Nie jest łatwo to pogodzić, ale to jedyna droga by doszli do odpowiedniej dyspozycji
- mówi Nenad Bjelica, mając na myśli przede wszystkim Denissa Rakelsa, Nickiego Bille Nielsena oraz Niklasa Barkrotha. Szkoleniowiec Lecha regularnie na nich stawia i raz przynosi to marny efekt, jak to było w Płocku, a innym razem prowadzi do sukcesu, bo takim było zwycięstwo 2:0 z Cracovią w Krakowie.
Co prawda tym razem wspomnianą wyżej trójkę wyręczyli znajdujący się w znacznie lepszej dyspozycji rezerwowi, którzy pojawili się na boisku po godzinie gry, ale Chorwatowi udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ci, których trzeba było ogrywać, dostali swoją szansę, a kluczowi zawodnicy zmęczeni meczem z Utrechtem mogli odetchnąć przed środowym meczem Pucharu Polski z Pogonią (godz. 20 w Szczecinie). Weszli w odpowiednim momencie, zrobili różnicę i zapewnili Kolejorzowi ważne trzy punkty.
Eksperyment Bjelicy kosztował nas jednak sporo nerwów, bo lechici choć mieli wyraźną przewagę w posiadaniu piłki, nie potrafili zamienić jej w klarowne sytuacje bramkowe, a gdy nawet udało się wykreować dobrą okazję Nickiemu Bille, w dziecinny sposób ją zmarnował. To jeszcze można wybaczyć, trudno jednak zachować spokój, gdy spóźnia się do podań, nie potrafi nawet w łatwych sytuacjach przyjąć piłki i chaotycznie biega w polu karnym.
Nicki Bille poza chęciami do gry, nie ma żadnych piłkarskich atutów. To za mało nawet na ekstraklasę. Trener jednak próbuje go w najróżniejszych konfiguracjach.
- Jestem cierpliwy i nie mam do niego pretensji, bo dobrze pracuje i to musi dać efekt
- mówi Bjelica.
Chorwat konsekwentnie stawia też na Rakelsa i jest to bardziej zrozumiałe, bo Estończyk w poprzednich klubach udowodnił, że potrafi strzelać bramki. Może więc uda się uda mu się doprowadzić go do dawnej dyspozycji, choć pewnie będziemy musieli na jego gole jeszcze jakiś czas poczekać. Szybciej powinien zaaklimatyzować się w Lechu Niklas Barkroth. Szwed już pokazał, że jest szybki, ma dużą ochotę do gry, ale szwankuje u niego przede wszystkim dokładność podań. Swoje zadanie w Krakowie jednak wykonał. Zmęczył młodego Pestkę i gdy do akcji wkroczył Makuszewski, obrońca Cracovii nie był w stanie go powstrzymać.
Bjelicy udał się też manewr z przesunięciem na lewą obronę Mario Situma. Wychowanek Dinama Zagrzeb pokazał, że jest graczem wszechstronnym i potrafi sobie poradzić także na nietypowej dla siebie pozycji. Tak jak Kostewycz jest aktywny w ofensywie, potrafi celnie dośrodkować zarówno z lewej jak i prawej nogi. Powinien mecz z Cracovią skończyć przynajmniej z jedną asystą. Niestety, koledzy nie potrafili zrobić użytku z jego podań. O dublera „Kosti” nie trzeba się więc już martwić.