Zależy nam, by Polak był Polakiem, a nie Litwinem polskiego pochodzenia - mówi Edyta Maksymowicz, dziennikarka, korespondentka TVP na Litwie
Jak teraz wygląda sytuacja Polaków na Litwie?
Smutno mi jest, że ciągle mówimy o dyskryminacji mieszkających na Litwie Polaków. Ale taka jest prawda. Mamy problemy. Musimy cały czas walczyć. Jak ja strasznie nie lubię tego słowa. Chciałabym, żeby Polacy w XXI wieku mówili: mamy szkoły polskie, funkcjonujemy, rozwijamy się, dbamy o nasze dzieci. A my ciągle walczymy o to, żeby szkoły były, istniały, nie o to, żeby były dobre, lepsze, wspaniałe. A o to by one w ogóle były. Musimy się z tym zmierzyć. Polacy rozumieją, że jeśli zostanie zniszczone szkolnictwo polskie, będzie źle.
Czy jest swoboda w korzystaniu z języka polskiego?
Są problemy, które niszczą polskość. Dziecko uczy się przez 12 lat, a potem na zakończenie nauki nie może zdawać polskiej matury. Ale nawet jeśli szkoła uzna, że taka matura jest potrzebna, to i tak nie liczy się ona w średniej ocen. Nie jest brana pod uwagę na egzaminach na studia. Polacy muszą się więc uczyć języka litewskiego jak ojczystego. Jeśli ktoś chce się dostać na bezpłatną uczelnię, musi znać litewski. Pozycja języka polskiego jest więc osłabiona.
Czy dochodzi do sytuacji, że Polacy ukrywają swoje pochodzenie?
Nie. Ale bądźmy szczerzy, procesy lituanizacyjne są szybsze. Trzymają się głównie ci Polacy, którzy mieszkają w jednej wsi bądź miasteczku. Wszyscy mówią po polsku, znają się. Życie polskie jest silne na Litwie. Zależy nam, by one nadal takie było, nie kurczyło się, a wzrastało.
By Polak był Polakiem, a nie Litwinem polskiego pochodzenia.
Dokładnie. Problem w tym, że na Litwie nie ma też ustawy o mniejszościach narodowych. Dlatego trudno jest nam funkcjonować. Stąd wynikają problemy z polską pisownią nazw miejscowości. Kiedyś tabliczki były po polsku, teraz zniknęły. Wypracowano polubowny scenariusz, że w polskich miejscowościach w rejonie wileńskim i solecznickim stoją słupy informujące o nazwie ulicy - w języku litewskim.
No właśnie, jak teraz wygląda sytuacja z lituanizacją nazwisk polskich. Czy coś się zmieniło?
Nic się nie zmieniło, a raczej pogorszyło się. Podam jeden z wielu przykładów. Roman Górecki Mickiewicz, prawnuk Adama Mickiewicza, mieszka na Litwie. Ożenił się z Litwinką. Urodziła się im córeczka, która ma na imię Alexia. Litewscy urzędnicy nie chcą wydać dokumentów, dopóki imię i nazwisko dziecka nie zostanie zmienione. Według nich dziecko powinno się nazywać Aleksia Mickieviĉz. Brzmienie pozostaje polskie, ale pisownia litewska. Od siedmiu lat toczą się sądy, a dziecko nie ma żadnych dokumentów litewskich. Bo rodzice nie chcą się zgodzić z urzędnikami.
Mniejszość polska na Litwie jest liczna...
Tak, a przy tym zwarta. W solecznickim rejonie Polacy stanowią 80 procent mieszkańców, zaś w wileńskim - 60 procent. Polacy na Litwie to bardzo prężna społeczność, jedna chyba z najbardziej prężnych na terenach byłego ZSRR.
Od lat jest jako dziennikarka na bieżąco informuje Pani o życiu Polaków na Litwie.
W 1997 roku z kolegami powołaliśmy polski ośrodek telewizyjny. Wyjechaliśmy na staże do Polski, zaczęliśmy pracę jako korespondenci TVP. W 2010 roku założyliśmy polski portal multimedialny „Wilnoteka”. To był strzał w dziesiątkę.
Co według Pani jest najważniejsze w funkcjonowaniu „Wilnoteki”?
Informujemy o życiu i działalności Polaków na Litwie, o Polakach w Polsce i na całym świecie. Naszym założeniem jest niewdawanie się w spory, opowiadanie się po jakiejś ze stron. Próbujemy zachowywać neutralność.