Edward Witkowski: Krzyczałem do trenera, że mogę walczyć dalej!
Edward Witkowski wielokrotnie wywalczył tytuł mistrza Dolnego Śląska w boksie. Zdobył też - indywidualnie - brązowy medal mistrzostw Polski i drużynowe mistrzostwo Polski.
W tym roku minęło dokładnie 50 lat od momentu, kiedy Gwardia Wrocław zdobyła jedyne w historii klubu drużynowe mistrzostwo Polski w boksie (w sezonie 1965/66). Pięściarze trenowali już wówczas tam gdzie dzisiaj (ul. Nowotki - obecnie ul. Krupnicza), a mecze rozgrywali w Hali Ludowej. Boks stał wówczas w Polsce na znacznie wyższym poziomie niż teraz. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio w 1964 roku polscy pięściarze zdobyli 7 medali - to więcej niż w tym roku mężczyźni we wszystkich dyscyplinach razem wzięci. Z mistrzowskiego, 13-osobowego składu Gwardii Wrocław zmarło już sześciu zawodników.
W czerwcu tego roku odszedł ten, który mierzył się z dwukrotnym złotym medalistą olimpijskim, Jerzym Kulejem - wrocławski bokser Edward Witkowski.
Miał duży wkład w zdobycie tytułu. Był wówczas w życiowej formie. Szedł od zwycięstwa do zwycięstwa. Z powodzeniem mierzył się w lidze i na mistrzostwach Polski również z takimi zawodnikami jak Ryszard Rybski z Zawiszy Bydgoszcz (dwukrotny mistrz Polski), Jan Modrzakowski (BBTS Bielsko-Biała), Zygmunt Kielich (Gwardia Łódź) i król nokautu, reprezentant Hutnika Nowa Huta Władysław Kaim.
Zanim zaczął ćwiczyć boks, trenował jako junior lekkoatletykę. Specjalizował się w rzucie oszczepem. Oprócz zdobycia z Gwardią drużynowego mistrzostwa Polski, do jego największych sukcesów należało wielokrotne wywalczenie tytułu mistrza Dolnego Śląska i zdobycie indywidualnie brązowego medalu mistrzostw Polski. Brał też udział w mistrzostwach Europy drużyn gwardyjskich (z dawnego bloku wschodniego). Kilkakrotnie zajmował także pierwsze miejsce w rankingach na najlepszego boksera Dolnego Śląska w swojej kategorii wagowej.
- Edward toczył bardzo widowiskowe pojedynki - wspomina członek tamtego zespołu, a później szwagier Witkowskiego, Henryk Załęski. - Miał czym uderzyć. Jego atutami, były też szybkość, refleks i dynamika ciosów. Często zwalał z nóg, ale zdarzało się, że sam lądował na deskach. Problemem nie była obrona, ale wrażliwa szczęka, która stanowiła jego słaby punkt. Myślę, że zaraz po Olechach miał najlepszą wydolność oraz kondycję w zespole i dlatego wiele zaciętych walk udawało mu rozstrzygać na swoją korzyść. Podczas takich pojedynków zawsze się bardzo denerwowałem, w końcu byliśmy już rodziną.
Słowa boksera potwierdza gazeta z tamtego okresu, która po jednym z ligowych meczów donosiła: „Nie brakowało pojedynków wręcz dramatycznych. Witkowski i Kaim w drugiej rundzie byli liczeni przez sędziego Nowakowskiego. Nim to jednak nastąpiło wrocławianin już poprzednio znalazł się na deskach. Lepsza kondycja pozwoliła gwardziście na bardziej skuteczny finisz i trafiał on bezkarnie słaniającego się na nogach Kaima. Przyznano zwycięstwo Witkowskiemu, choć remis byłby tutaj bardziej sprawiedliwy”.
Odesłany do narożnika
Jednak sam Witkowski najchętniej wracał po latach do walk ze swoim najgroźniejszym ligowym przeciwnikiem, występującym w składzie Gwardii Warszawa, Kulejem.
„Mistrz olimpijski przez dwie rundy nie mógł jednak zadać silnego ciosu. Drugie starcie nawet wygrał wrocławianin, który kilka razy ładnie trafił. Dopiero na początku trzeciego starcia Witkowski otrzymał cios, po którym został odesłany do narożnika” - tak opisywała walkę Gazeta Robotnicza.
Walczyłem z Kulejem dwukrotnie. Raz przegrałem na punkty, drugi raz poddał mnie trener. Byłem bardzo rozgoryczony. Krzyczałem, że mogę walczyć dalej
- wspominał walki pięściarz.
Prawdopodobnie, gdyby wygrał to starcie, zostałby powołany do reprezentacji narodowej, być może też olimpijskiej. Wtedy kwalifikacja zależała od trenera. Feliks Stamm wybierał 10-osobową kadrę.
Wrocławianin boksował w wadze lekkopółśredniej (do 63,5 kg). Podczas swojej kariery w latach 1958-1968 stoczył 204 walki, z czego wygrał 165, 33 przegrał, a 6 zremisował. Większość porażek odniósł na początku kariery. W 1962 roku posiadał bilans walk: 77 stoczonych, 51 wygranych, 20 porażek i 6 remisów. W tym samym roku przyszedł pierwszy duży sukces: indywidualne mistrzostwo Dolnego Śląska.
Awansowałem wtedy szturmem do czołówki okręgowej, wygrywając kolejno z Wilczyńskim, Fuksowiczem i w finale z Kapą, który był faworytem w tej wadze
- wspominał Edward Witkowski.
W latach 1962-64 awansował z Gwardią najpierw do II, a następnie do I ligi. Beniaminek z meczu na mecz stawał się jednym z kandydatów do tytułu, a Witkowski szybko został dostrzeżony przez kibiców i dziennikarzy. Po meczu z Gwardią Łódź gazety pisały: „W szeregach Gwardii Wrocław dojrzewa jeszcze jeden talent. Witkowski, po znokautowaniu Kulczyckiego, pokonał Kielicha. Obiecujący debiut!”, „Witkowski stoczył zacięty pojedynek z Kielichem. Łodzianin walczył nieczysto, otrzymał trzy kolejne upomnienia i w ostatnim starciu został zdyskwalifikowany.”
W tym czasie utalentowanemu sportowcowi układało się nie tylko w sporcie, ale też w życiu prywatnym, chociaż jedno z drugim było mocno powiązane. W 1964 roku wziął ślub z Janiną Załęską.
- Dzięki boksowi poznałem swoją żonę - opowiadał nieraz później - była siostrą mojego kolegi z klubu Henia Załęskiego, czasami przychodziła popatrzyć jak ćwiczymy. Raz po skończonych zajęciach poprosił mnie, czy nie mógłbym odprowadzić jego siostry. Odprowadziłem i teraz dalej się prowadzimy już od 50 lat - opowiadał przed laty pan Edward.
- Kiedy brali ślub w 1964 roku, leżałem właśnie w szpitalu na żółtaczkę zakaźną - mówi 71-letni obecnie Henryk Załęski. Po ceremonii zaślubin w kościele św. Doroty przyjechali do mnie pod szpital wojskowy przy ul. Weigla. Chwilę pogadaliśmy sobie przez okno, pomachaliśmy i pojechali na wesele - opowiada były bokser.
Państwo Witkowscy mają dwoje dzieci: Joannę (ur. 1965) oraz Andrzeja (ur. 1973).
Jak zapamiętali pięściarza koledzy?
- Był pokornym człowiekiem, serdecznym kumplem - wspomina Leszek Ciuka. - Był kilka lat starszy ode mnie, ale na początku nawet o tym nie wiedziałem - dodaje.
- Stanowiliśmy wtedy wszyscy zgraną grupę. Do konfliktów w zasadzie nie dochodziło. Pamiętam tylko, że raz mocno pożarli się o coś między sobą Olechowie, o których krążyły przecież pogłoski, że jak jednemu wycięli wyrostek robaczkowy, to drugi poprosił lekarza o to samo. W zespole nie było pyszałków, tacy zdarzali się w innych drużynach, np. z BBTS Bielska-Białej - mówi teraz ze śmiechem Leszek Ciuka.
Panował u nas pewnego rodzaju kult pracy. Przewodzili bracia Olechowie, Antoni Dąsal i właśnie Witkowski. Trener Michał Szczepan dokładnie patrzył, żeby nikt nie odpuszczał, również sparingi miały być na serio - według zasady „im więcej potu na treningu, tym mniej krwi w boju”
- mówi Henryk Załęski.
17 maja 1959 roku, wrocławianin Edward Witkowski - imiennik boksera, uratował dziecko - 6-letniego wówczas Krzysia Klubę, który wpadł między niedźwiedzie polarne we wrocławskim zoo. Chłopiec miał szczęście, bo niedźwiedzie były dosyć młode i potraktowały go jako zabawkę, a nie ofiarę. Ludzie zaczęli rzucać w zwierzęta kamieniami i te od niego odeszły. Wtedy 26-letni blacharz przewiązał się gumowym wężem leżącym w pobliżu (jak się później okazało przeciętym w połowie i związanym drutem) i zszedł po chłopca. Świadkowie zdarzenia szczęśliwie wciągnęli obu na górę. Kiedy gazety w całym kraju rozpisywały się o bohaterskim czynie wrocławianina, koledzy boksera byli pewni, że chodzi o zawodnika Gwardii. Był nawet podobny do osoby ze zdjęć opublikowanych w gazecie.
Po latach doszło do spotkania obu Witkowskich, którzy wspominali tamte wydarzenia. Okazało się, że blacharz był zapalonym kibicem bokserskim i często dopingował swojego imiennika w Hali Ludowej.
W 1962 roku Andrzej Wajda nakręcił nowelę opartą na wydarzeniach z wrocławskiego ZOO, która weszła do filmu „Miłość dwudziestolatków”. Główną rolę zagrał w niej Zbigniew Cybulski.
Co robił po sportowej karierze?
Edward Witkowski pracował w latach 70. i 80. w milicji - w wydziale do spraw przestępstw gospodarczych, a następnie przez krótki okres (około dwóch lat) także w jednej z wrocławskich w agencji detektywistycznych należącej do jego znajomego. Równolegle prowadził zajęcia sportowe dla młodzieży we własnej szkółce bokserskiej na Sępolnie i organizował wydarzenia sportowe, między innymi na popularnym kąpielisku Morskie Oko. Później zatrudnił się w kilku agencjach ochrony, w których pracował aż do emerytury. W tym czasie dorywczo zajmował się także sędziowaniem meczów piłkarskich w ligach juniorskich i w niższych klasach rozgrywkowych seniorów (do trzeciej ligi włącznie). Prywatnie był zapalonym działkowiczem.
Urodził się 2 stycznia 1940 roku, zmarł 2 czerwca 2016 roku.
Pełny skład Gwardii z sezonu 1965/1966:
- Zbigniew Olech (zmarł w 2008 roku) - waga musza,
- Artur Olech (zmarł w 2010 roku) - waga kogucia,
- Henryk Załęski - waga piórkowa,
- Wiesław Dąbrowski - waga piórkowa (zmarł w 1997 roku),
- Antoni Dąsal - waga lekka (zginął w 1978 roku w wypadku samochodowym),
- Edward Witkowski - waga lekkopółśrednia (zmarł w tym roku),
- Jerzy Hornung - waga półśrednia (zmarł w 1997 roku),
- Leszek Ciuka - waga półśrednia, Waldemar Ziółkowski - waga lekkośrednia,
- Józef Grzesiak - waga lekkośrednia,
- Tadeusz Pałys - waga średnia,
- Tadeusz Śliwa - waga półciężka,
- Ludwik Denderys - waga ciężka.