Echa Publikacji. IPN wypowiada się o raporcie amerykańskiego agenta na temat Żołnierzy Wyklętych
W połowie stycznia bieżącego roku CIA umieściło w internecie tysiące odtajnionych dokumentów, wśród nich wiele dotyczących Polski. Jednym z nich jest przywołany raport o polskim powojennym podziemiu niepodległościowym. Opisał go 27 stycznia w „Porannym” Tomasz Mikulicz. Obok zamieszczamy polemikę, którą otrzymaliśmy z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej
Zacznijmy jednak od sprawy podstawowej. Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) została utworzona dopiero 18 września 1947 r., natomiast wspomniany dokument powstał osiemnaście miesięcy po zakończeniu wojny, tak więc żaden agent tej służby nie mógł wówczas działać w Polsce, wbrew temu, co stwierdza już sam tytuł artykułu: „Agent CIA pisze w tajnym raporcie o wyklętych. Bez patosu” („Kurier Poranny” z 27-29 stycznia, s. 12). Wystarczy tylko spojrzeć na dokument, aby stwierdzić że został on wytworzony przez Centralną Grupę Wywiadowczą, zwaną też w mediach elektronicznych Grupą Centrali Wywiadu (CIG), powstałą 22 stycznia 1946 r. Co więcej, nawet przysłowiowy rzut oka wystarczy aby zauważyć, że wiele z podanych informacji jest nieprawdziwych.
Kilka przykładów. Jeśli chodzi o sprawy podstawowe, to dominują tu informacje fantastyczne. Amerykanie dzielą „ruch oporu” na dwie grupy: partyzantkę oraz konspirację (dosłownie: konspiracyjne podziemie). Tymczasem w Polsce partyzantka była zbrojnym ramieniem konspiracji (a więc jej emanacją, a nie tworem samodzielnym). Wśród „grup partyzanckich” działających wówczas w Polsce wymieniane są m.in. nieistniejące w rzeczywistości formacje w rodzaju „Polska Armia Wyzwolenia” oraz „Wojska Powstańcze”. Strukturami Narodowych Sił Zbrojnych ma kierować Bolesław Piasecki (sic!), a pionem wojskowym organizacji niejaki „pułkownik Andrzej Rutkowski” (o ile wiadomo, to żaden z dowódców NSZ nigdy nie posługiwał się nawet takim pseudonimem). Cała reszta utrzymana jest w podobnym stylu - amerykańscy spece mają problem z ustaleniem rzeczywistych nazw własnych, zarówno organizacji konspiracyjnych podziemia niepodległościowego, jak i agend tworzących komunistyczny aparat represji, stąd też „Wolność i Niepodległość” (w rzeczywistości: Wolność i Niezawisłość) oraz „Ochotnicza Milicja Obywatelska” (w rzeczywistości: Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej). W raporcie nie jest nawet wspomniana największa organizacja konspiracyjna obozu narodowego - Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, powstałe na przełomie lat 1944/1945 i skupiające dotychczasowe NOW oraz przeważającą część NSZ. Zdaniem autora raportu podziemie nie miało centralnego przywództwa, podczas gdy największe organizacje miały takowe, były to Zarząd Główny WiN oraz Komenda Główna NZW. Próbą stworzenia wspólnego kierownictwa było natomiast powołanie w styczniu 1946 r. Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski Podziemnej (działającego od stycznia 1946 r. do stycznia 1947 r.). 18 Dywizja Piechoty walczyła z podziemiem na terenie Białostocczyzny już od jesieni 1945 r., i to w pełnym składzie (z 54 pułkiem artylerii lekkiej włącznie), a nie dopiero od lata 1946 r., jedynie „częścią” sił.
Jeśli chodzi o detale, to pojawiają się tu nawet informacje niedorzeczne (przyznać jednak należy, że utrzymane w stylu amerykańskiej estetyki), np. dowódcą jednego z oddziałów partyzanckich działających w lasach lublinieckich, pomiędzy Częstochową a Opolem, miała być kobieta (czyżby ktoś na kształt Calamity Jane?). Szkoda jednak czasu na szczegółowe wyjaśnianie tych wszystkich kwestii.
Generalnie rzecz biorąc, treść wspomnianego raportu należy skwitować plastycznym porównaniem: jakie źródło, takie informacje. Niestety nie wiemy, skąd pochodziły, gdyż wszystkie fragmenty raportów pozwalające na identyfikację źródła zostały ocenzurowane. Można odnieść wrażenie, że są to plotki zaczerpnięte od kogoś, kto podczas wojny lub niedługo po jej zakończeniu mieszkał w Polsce, a następnie z niej wyjechał.
Kolejna sprawa to niechlujne tłumaczenie tekstu. W oryginalnym raporcie KBW porównywane jest do Waffen-SS oraz wojsk wewnętrznych MWD (czyli dawnego NKWD), tymczasem te ostatnie po osobliwym „przetłumaczeniu” zamieniły się po prostu w NKWD! Poza tym w strukturach KBW nigdy nie było „zmotoryzowanych regimentów” i „niezależnych batalionów”, tylko brygady, pułki oraz samodzielne bataliony. Czy pozostała część raportu, zawierająca iście karkołomne tezy, została przetłumaczona równie precyzyjnie? Obawiam się jednak, że przysłowiowy diabeł faktycznie może tkwić w szczegółach.
Mimo wszystko postaram się odpowiedzieć na zadane przez Pana pytania, choć będzie to trudne, gdyż w znacznej części są one zainspirowane bałamutnym raportem.
1. Czy faktycznie z danych IPN wynika, że istniały grupy pseudopartyzanckie, które były czysto bandyckie? Jeśli tak, to czy stanowiły margines partyzantki, czy znaczącą część?
Bez wątpienia w powojennej Polsce, w tym również na Białostocczyźnie, funkcjonowały typowe grupy bandyckie o charakterze terrorystyczno-rabunkowym, jednak w żaden sposób nie można ich łączyć z partyzantką, czyli zbrojnym ramieniem konspiracyjnych organizacji niepodległościowych. Podziemie niepodległościowe konsekwentnie zwalczało wszelkie przejawy bandytyzmu, w tym również przypadki mające źródło we własnych szeregach. Znaczną część akcji zbrojnych z lat 1945-1947, przeprowadzonych przez partyzantkę, stanowiły wystąpienia przeciwbandyckie. Warto przy tym zauważyć, że kiedy wiosną 1947 r. przeważająca część podziemia przestała istnieć, na terenie województwa białostockiego pojawiły się najgroźniejsze grupy bandyckie.
2. Czy w „Wolności i Niepodległości” rzeczywiście była niezliczona liczba band, które były wierne tylko swoim wodzom?
W strukturach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” nigdy nie funkcjonowały żadne „bandy”. Wspomnianym terminem posługiwała się komunistyczna propaganda oraz będąca jej pochodną ówczesna historiografia, określając w ten sposób oddziały dywersyjne WiN. Terminu „bandy” nadal używają wszelkiej maści krytycy podziemia niepodległościowego.
3. Z raportu wynika, że milicja nie miała władzy w sprawach politycznych. Dlaczego więc partyzanci atakowali często posterunki i zabijali milicjantów jak np. w Wasilkowie?
W latach 1944-1954 MO było podległe Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, tak więc milicja faktycznie odgrywała służebną rolę wobec UB. Początkowo posterunki MO nie stanowiły poważnej siły w walce z podziemiem, gdyż były wykorzystywane przez bezpiekę jako sieć łączności, źródło informacji oraz przewodników w terenie, jednak po amnestii z 1947 r., w konfrontacji z pozostałościami podziemia, rola milicji znacznie wzrosła. Od samego jednak początku posterunki MO traktowane były przez partyzantkę jako źródło zaopatrzenia w broń, amunicję oraz umundurowanie i wyposażenie, dlatego (szczególnie w latach 1944-1947) były konsekwentnie rozbijane przez podziemie. Śmierć milicjantów była wówczas wynikiem walki zbrojnej bądź też represją ze strony podziemia, wynikającą z dotychczasowej postawy funkcjonariuszy (tak było np. w przypadku Bociek, gdzie 7 maja 1945 r. cała załoga posterunku została zlikwidowana).
4. Czy faktycznie dużo było przypadków, gdy żołnierze dawali się rozbrajać partyzantom, bo sympatyzowali z ich walką?
Znanych jest wiele przypadków, gdy żołnierze „ludowego” WP (a nawet KBW) dawali się rozbrajać partyzantom. Szczególne nasilenie takich zdarzeń ma miejsce w 1945 r. Później, wraz z krzepnięciem władzy komunistów, takich przypadków było coraz mniej. Surowe represje komunistyczne (wymierzone zwłaszcza w oficerów), stosowane od 1946 r. sprawiły, że niebawem zanikły całkowicie. Na postawę żołnierzy wpływały różne czynniki. Przede wszystkim nie identyfikowali się oni z nową władzą. Wielu z nich miało też za sobą działalność w konspiracji (a nierzadko i partyzantce) podczas wojny, dlatego idee niepodległościowe były im bliskie. Wielu żołnierzy po rozbrojeniu zasilało nawet partyzanckie szeregi.
5. Czy w oddziałach byli najemnicy? Jeśli tak, kto im płacił?
Nie znam przypadków, aby w oddziałach partyzanckich polskiego podziemia niepodległościowego walczyli jacyś najemnicy. Jest to kompletny absurd. Takowe doniesienia amerykańskiego wywiadu przypominają mi utrzymane w histerycznym tonie wynurzenia sowieckiej propagandy informujące, że w 1945 r. w Puszczy Augustowskiej chroniły się „bandy niemiecko-nacjonalistyczne” złożone z dezerterów i własowców, a nawet… banderowców.
6. Czy zdarzały się przymusowe werbunki, jak sugeruje autor raportu?
Nie znam przypadków, aby w szeregach polskiego podziemia niepodległościowego (w tym partyzantki) służyły osoby pochodzące z „przymusowego werbunku”. Znane są wprawdzie zdarzenia, gdy ujęci/zatrzymani żołnierze podziemia podczas przesłuchań składali zeznania, w których twierdzili, iż w szeregach oddziałów partyzanckich znaleźli się/służyli pod przymusem. Oceniając tego rodzaju przekazy należy jednak brać pod uwagę okoliczności, w jakich powstawały. Takie zeznania składano po to, aby pomniejszyć swoje „przewiny” wobec władzy i uzyskać jak najniższy wymiar kary. Oczywiście, ani śledczy, ani prokuratorzy, ani też sędziowie nie brali tego pod uwagę.
7. 40-50 tys. partyzantów w 1946 r. - to wiarygodne dane?
Nie są to dane wiarygodne, bez względu na teren, do którego się odnoszą. Według najnowszych ustaleń w 1946 r. na terenie Polski walczyło około 6600-8600 partyzantów, z tego na terenie województwa białostockiego około 440-800. Strach ma wielkie oczy, stąd takie liczby…
8. Napady na pociągi i magazyny, bezsensowny rozlew krwi - to prawdziwy obraz?
Wśród akcji zbrojnych przeprowadzanych przez partyzantkę niepodległościową zdarzały się akcje, których celem były pociągi i magazyny. Nie był to jednak bezsensowny rozlew krwi (nawiasem mówiąc, w wielu z nich nie było ofiar śmiertelnych). Najczęściej zdobywano w ten sposób broń oraz umundurowanie potrzebne do prowadzenia walki, chociaż nie tylko. 27 lipca 1945 r. oddział poakowski por./kpt. Mariana Bernaciaka „Orlika” z zatrzymanego pod Bąkowcem (pow. Kozienice) transportu kolejowego uwolnił około 120 więźniów, w tym wielu żołnierzy podziemia.
9. Czy NSZ faktycznie było odpowiedzialne za „wiele antysemickich ekscesów”?
Co to znaczy „antysemickie ekscesy”? Relacje pomiędzy antykomunistycznym podziemiem niepodległościowym a ludnością żydowską były skomplikowane, jednak nie sądzę, abyśmy mogli mówić w tym kontekście o mnogości „ekscesów”. Wprawdzie istniał pewien margines zachowań i postaw niegodnych, jednak ich odium nie należy rozciągać na całe podziemie, czy też nie wiadomo dlaczego wskazany przez Pana NSZ. Zwracam uwagę, że w najtragiczniejszym zdarzeniu w tamtym czasie, czyli pogromie kieleckim z 4 lipca 1946 r., podziemie nie brało udziału.
10. Skoro Armia Czerwona i NKWD nie angażowali się w walkę z partyzantami, może Moskwie zależało, by partyzanci działali jak najdłużej i zrażali do siebie ludność cywilną?
To bardzo oryginalne pytanie, gdyż nawet sami sowieci przyznawali (i nadal to przyznają ich spadkobiercy), że ich wojska walczyły z polskim podziemiem. Dotyczyło to zarówno jednostek liniowych Armii Czerwonej, jak i wojsk NKWD. Przypomnę tylko operację przeprowadzoną 12-19 lipca 1945 r. przez 50 Armię w Puszczy Augustowskiej, czy też bój 2 Pułku Pogranicznego stoczony 16 lutego 1946 r. w Gajrowskich z 3 Wileńską Brygadą NZW. Cały rok 1945 upłynął na Białostocczyźnie pod znakiem aktywności bojowej (także ofensywnej) wojsk wewnętrznych i pogranicznych NKWD - Dąbrowa Moczydły, Bodaki, Krynica, Kraśniany, Miodusy, Łempice.
11. Czy faktycznie po ewentualnym przejęciu władzy przez „londyńczyków” dyktatura lewicowa przemieniłaby się w prawicową, jak uważali wtedy ludzie? I czy oznaczałoby powrót do nietolerancji sprzed 1939 r., jak sugeruje autor?
Podkreślam, że wspomniani „londyńczycy” to prawowity rząd Rzeczpospolitej Polskiej, tylko działający na uchodźstwie, który nigdy nie miał charakteru jakiejkolwiek dyktatury i do 6 lipca 1945 r. był uznawany przez mocarstwa zachodnie. Nie sądzę też, aby społeczeństwo obawiało się objęcia władzy w Polsce przez władze znajdujące się dotąd na emigracji. Sam fakt sfałszowania przez władze komunistyczne tzw. referendum ludowego z 30 czerwca 1946 r. pokazuje, jakie były rzeczywiste nastroje społeczne. Poza tym, o jaką „nietolerancję” sprzed 1939 r. chodzi? Przedwojenni komuniści z szeregów KPP przetrwali w polskich więzieniach w świetnej kondycji, natomiast ci którzy przedostali się do ZSRS, zostali tam zgładzeni.
12. Czy faktycznie sami partyzanci też uważali, że powodują niepotrzebny rozlew krwi?
Nie znam ówczesnych opinii partyzantów uważających, że powodują niepotrzebny rozlew krwi. Chyba już sam fakt, że kontynuowali walkę z bronią w ręku, świadczy przeciwko tej tezie.
Na jednej ze stron internetowych znaleźć można entuzjastyczną ocenę wspomnianego dokumentu: „Raport nie mitologizuje, ani nie przedstawia opinii - jest raczej szczerym opisem tamtych niezbyt łatwych faktów, z tradycyjnie amerykańskiego pragmatycznego punktu widzenia”. Parafrazując powyższe słowa stwierdzam przewrotnie, że raport „Badanie nielegalnej opozycji w Polsce”, powstały na potrzeby CIG, odmalowuje negatywny obraz dopiero kształtujących się amerykańskich służb specjalnych. Dlaczego? Zapraszam do skonfrontowania tych słów z moimi odpowiedziami na zadane pytania.
Odnośnie stwierdzeń radnego Nazaruka o „awansie społecznym” chciałbym zapytać, czy funkcjonariusze białoruskiej policji pomocniczej terroryzujący teren Bezirk Bialystok i pacyfikujący getto białostockie oraz białoruska załoga obozu koncentracyjnego w Kołdyczewie to również „18-letni chłopcy, którzy wyrwali się z biednych wsi”? Czy ich ówczesną postawę także można tłumaczyć „ogromnym awansem społecznym”? W jakich zatem kategoriach należy rozpatrywać działalność funkcjonariuszy kierujących Wydziałem do Walki z Bandytyzmem (tak komunistyczna propaganda nazywała wówczas polskie podziemie niepodległościowe) WUBP w Białymstoku - Jana Onacika i Dymitra Karpowicza? Szefa PUBP w Augustowie i gorliwego uczestnika obławy augustowskiej - Aleksandra Kuczyńskiego? Wreszcie kata więzienia w Białymstoku - Aleksandra Jurczuka? Czy to również byli 18-letni chłopcy z awansu społecznego?
Piotr Łapiński, Oddziałowe Biuro Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku.