Dziwny jest ten świat. Zepsuty klucz
Dokładnie za miesiąc wybory do Parlamentu Europejskiego. Jak się dobrze zastanowić, powinniśmy je uznać za ważniejsze od elekcji do Sejmu i Senatu. Fakt, mamy w kraju różne rachunki krzywd, spory i sporki, ale tak naprawdę żadnego z kluczowych problemów Polski nie rozwiążemy bez silnej i świadomej swoich celów reprezentacji w Brukseli, i to potrafiącej czasem tworzyć wspólny polski front w poprzek partyjnych przynależności.
Przy obecnej atmosferze politycznej w naszym kraju możemy się raczej spodziewać, iż w Brukseli nie będzie większych wrogów Polaków niż inni Polacy. A szkoda, bo w Europie zderzają się dziś różne wizje podejścia do imigracji, Rosji, Chin, USA czy też dominacji niemiecko-francuskiej w UE.
Gdy się patrzy na polskie listy wyborcze do europarlamentu, wyraźnie widać, że jeśli istniał jakiś klucz doboru kandydatów, to był to raczej klucz zepsuty. Mnożą się na nich ludzie, o których wszystko można powiedzieć, ale nie to, że błysnęłi jakąś głębszą myślą w sprawach międzynarodowych. O znajomości języka angielskiego nie wspominając, co pewnie nieraz słyszeliśmy, by przywołać choćby popisy Patryka Jakiego w Bułgarii. Ale po co angielski, skoro jedzie się na Zachód tylko po to, by podnosić ręce?
„Światowość” naszych przyszłych przedstawicieli w PE bardziej więc wiąże się z tym, że na listy udało się niektórym (zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej) wciągnąć celebrytów, ale ze świecą szukać pośród nich takich, których znalibyśmy z wygłaszania poglądów na temat przyszłości cywilizacji zachodniej.
Przykre to wszystko, jak się weźmie pod uwagę, że tak naprawdę chodzi o dobrze płatne wakacje z dala od upierdliwego elektoratu.