Dziwny jest ten świat. Ten moment
Kilka lat temu pisałem przy okazji Wszystkich Świętych o bólu, jaki czasem czujemy po odejściu bliskich nam osób. Krewnych, przyjaciół... O tym, jak całymi latami zwlekamy z ważnymi pytaniami, boimy się okazać uczucia czy wyjaśnić niedopowiedziane sprawy. A potem ten ktoś umiera, a my zupełnie nie rozumiemy, jak mogliśmy być tak głupi, że wstydziliśmy się szczerze porozmawiać lub zawsze mieliśmy coś ważniejszego do zrobienia.
Znam co najmniej kilka osób, które zwierzały mi się, że w zasadzie niewiele wiedzą o losach swojej rodziny, bo po prostu nie miały czasu zapytać. Albo wydawało im się, że znajdzie się na to lepsza okazja. Niestety, ona nigdy nie nadeszła.
Nie ma sensu czekać na odpowiedni moment, bo dla niektórych spraw nigdy nie ma wystarczająco komfortowej sytuacji. Warto natomiast pamiętać, że z pozoru trudne rozmowy często kończą się pojednaniem i potężnym oddechem ulgi. I nie zastąpi ich nawet najszczersze wyznanie złożone nad grobem.
Niedawno umarł mój bliski znajomy. Ostatnie miesiące miał trudne i nie bardzo sobie radził z życiem, ale wiele bliskich mu osób było do tego stopnia przeświadczonych o jego wewnętrznej sile, że nie do końca zrozumiały komunikaty, jakie próbował nam przekazać. Wszyscy myśleliśmy, że człowiek, który zwiedził pół świata, miał świetny fach w ręku, a na dodatek natura dała mu w prezencie piękny wygląd - zawsze sobie poradzi. Będzie miał po prostu gorszy okres, ale w końcu się ogarnie i ruszy z miejsca.
Teraz wszyscy mamy poniekąd kaca. Nie zrobiliśmy nic złego, ale każdy z nas wie, że mogliśmy poświęcić mu więcej czasu, zamiast gonić za rzeczami, o których dziś już nikt z nas nie pamięta...