Dziwny jest ten świat. Szczyt czy wstyd
Kochający wolność Polacy na oczach całego świata uczestniczą w dyplomatycznej farsie, zorganizowanej na życzenie Wielkiego Brata zza oceanu.
Zebrał on w Warszawie przedziwną mieszankę sojuszników: oprócz Izraela są w niej m.in. państwa arabskie.
Mają one wiele do powiedzenia na temat zagrożeń ze strony Iranu, ale zapominają, że same są dyktaturami. Tyle że z taktycznych powodów Amerykanie chwilowo o tym zapominają. Największa skleroza dotyczy Arabii Saudyjskiej, choć to jej obywatele zorganizowali zamach 11 września 2001 roku i to w tym kraju chrześcijanie nie mają żadnych praw. Obecnie zaś Saudowie masowo eksterminują zbuntowanych mieszkańców Jemenu.
Dla Amerykanów to jednak nie problem, dopóki Arabowie kupują w USA broń za grube miliardy. „Zły” natomiast jest Iran, choć odbywają się tam wybory (zmanipulowane, ale zawsze to wybory), w miarę swobodnie mogą też działać kościoły, a nawet... synagogi. W parlamencie jest też miejsce dla przedstawiciela mniejszości żydowskiej.
Absurd warszawskiej konferencji można było poczuć już w środę, gdy na ulicach Warszawy demonstrowali przedstawiciele irańskich Mudżahedinów Ludowych, dawnej organizacji terrorystycznej, która uzurpuje sobie prawo do bycia prawdziwym głosem Persów na emigracji. Tymczasem partia ta w samym Iranie uchodzi za totalnie skompromitowaną od czasu, gdy wiernie wspierała Saddama Husajna w jego inwazji na Iran w latach 80.
Wstydliwą kwestią w kontekście warszawskiej konferencji jest też historia niemal 120 tys. polskich uchodźców, ugoszczonych w Iranie podczas II wojny światowej. Trzeba być skrajnym cynikiem, by o tym zapomnieć i dziś tworzyć w Polsce antyperski front.