Dziwny jest ten świat. Standardy
Ilekroć na szczytach polskiej władzy dochodzi do skandali, tylekroć przypominam sobie Richarda Nixona, który zmuszony został do ustąpienia ze stanowiska prezydenta USA po aferze Watergate.
Odchodził w atmosferze wstydu, ale biorąc pod uwagę obecne standardy obowiązujące w polityce, zwłaszcza polskiej, można by go nazwać postacią romantyczną.
Zrezygnował ze stanowiska najważniejszego polityka na planecie, choć nie udowodniono mu wprost udziału w zorganizowaniu podsłuchów w kwaterze Demokratów. Raczej była to inicjatywa własna jego współpracowników.
Nixon mógł palić głupa do końca i być może uratowałby stanowisko, ale zapewne byłoby to wbrew elementarnemu honorowi i wbrew zasadom, co do których umówili się politycy po obu stronach politycznej barykady w Stanach.
A teraz spójrzmy na powyższe przez pryzmat Zbigniewa Ziobry, którego najbliższy współpracownik (i nie tylko on) zbłaźnił się udziałem w hejterskiej aferze z oczernianiem sędziów nieprzychylnych obecnej władzy.
Według standardów Nixona Ziobro powinien sam siebie wywalić z roboty, i to z hukiem. Tak jak zrobił to Zbigniew Ćwiąkalski, który ustąpił z ministerialnego stanowiska po samobójstwie znanego przestępcy w więzieniu. A zapewne miał na ten fakt dużo mniejszy wpływ niż Ziobro na swego zastępcę Piebiaka.
No ale cóż, czego wymagać od pana Zbigniewa. Pamiętam, jak dekadę temu napisałem artykuł, w którym udowadniałem, że jego ówczesny zastępca Janusz Kaczmarek manipuluje przez telefon śledztwem w Białymstoku, by chronić miejscowych działaczy PiS. Ziobro wtedy grzmiał i bronił Kaczmarka. Wyszedł na tym słabo - to wie każdy, kto pamięta aferę z łapówką dla Andrzeja Leppera.