Dziwny jest ten świat. Okradli nas ze Złotej Piłki
Nie mogę nie wrócić do strasznego newsa z poniedziałku. Robert Lewandowski w plebiscycie Złotej Piłki zajął „dopiero” ósme miejsce! Naród do dziś jest w rozpaczy...
Ludzie, opamiętajcie się. Lewy zdeklasował takie tuzy jak Aguero, Hazard, de Bruyne, Griezmann, Benzema, Firmino i Kane, nie mówiąc o Neymarze czy ubiegłorocznym zwycięzcy Modriciu. Znalazł się w elicie najlepszych piłkarzy globu, w dyscyplinie o największej popularności na świecie, w której co chwila błyszczą wielkiej klasy talenty.
Spójrzmy też, kto znalazł się przed naszym asem. To m.in. dwaj najwięksi herosi ostatnich kilkunastu lat, czyli Messi i Ronaldo. Obaj są uważani za przybyszów z innej planety i dopóki nie obniżą gwałtownie lotów, będą brylować w plebiscytach. Poza nimi Lewandowski musiał uznać wyższość najdrożej w historii sprzedanego piłkarza (Mbappe) i czterech gwiazd Liverpoolu, które rozbiły bank, wygrywając Ligę Mistrzów, najważniejszą imprezę sezonu.
Gdy słyszę to jojczenie ze wszystkich stron naszego kraju, a także z Niemiec, to mnie krew zalewa. Robert wygrał z polską reprezentacją eliminacje do Euro w bardzo słabej grupie, a w Lidze Mistrzów odpadł przed ćwierćfinałem. Sam sukces w Bundeslidze, której popularność na świecie nijak się ma w porównaniu do ligi angielskiej, hiszpańskiej czy włoskiej - to, niestety, za mało. I jeśli pomimo tego zajął ósme miejsce - to znaczy, że jest wybitnym piłkarzem i powinniśmy odtrąbić wynik jako wielki sukces. A jednak tak nie jest. Nie wiem, czy to spuścizna zaborów czy komuny, ale ten tragiczny poziom malkontenctwa w narodzie mnie przeraża i źle wróży naszej przyszłości