Dziwny jest ten świat. Niepodległość
Nie będzie ani o wynikach wyborów, ani o Noblu dla Olgi Tokarczuk. Będzie o Kurdach.
Minął już ponad tydzień, odkąd Donald Trump wzorem Piłata umył ręce od odpowiedzialności za los swoich sojuszników, zostawiając ich na pastwę uzbrojonych po zęby Turków. A w Polsce co? Cisza.
Żaden czołowy polityk nawet nie zająknął się na temat hipokryzji Amerykanów. Wszyscy zasłonili oczy, zatkali uszy i nadal zdają się wierzyć, że w razie czego USA obronią nas przed Rosją. Zapewne też dalej będą się podlizywać do naszego nowego Wielkiego Brata, zwłaszcza ci z PiS-u. To ciekawe, że w kraju, który przez 123 lata cierpiał pod rozbiorami, nikt nie zwraca uwagi na to, jak potraktowano Kurdów: 30-milionowy naród tłamszony przez cztery państwa odmawiające mu niepodległości.
Amerykanom waleczni Kurdowie i Kurdyjki jeszcze niedawno byli potrzebni, by zepchnąć w otchłań Państwo Islamskie. I udało się, kosztem 11 tys. poległych „naiwniaków”, którzy wierzyli, że Waszyngton jakoś doceni to poświęcenie i przynajmniej zapewni bezpieczeństwo nieoficjalnej kurdyjskiej autonomii na północy Syrii. Dziś atakowani przez potężną turecką armię Kurdowie mają tylko jedno wyjście: dogadać się z dyktatorem Syrii oraz z Rosją. Pewnie niewiele im to pomoże, ale w obliczu śmierci i z diabłem będą pertraktować.
Można pozazdrościć Donaldowi Trumpowi gracji, z jaką wepchnął swych niedawnych sojuszników w łapy Kremla. Szkoda tylko, że w kręgach polskiej władzy, zapatrzonej w amerykańskiego prezydenta jak w święty obrazek, historia ta nie wywoła pewnie żadnej refleksji. Nadal będziemy szli przedwojennym śladem, licząc na to, że niepodległość załatwią nam inni.