Dziwny jest ten świat. Felieton Marka Kęskrawca: Dziki kraj
Polski rząd zamiast rządzić gasi niezliczone pożary i walczy z kryzysami wizerunkowymi. Ten ostatni, z dzikami, po raz kolejny pokazuje, czym kończy się rewolucyjny zapał w słusznej skądinąd sprawie. Bo też trzeba być antypisowcem z wielkimi klapami na oczach, by nie zauważyć, że obecna populacja 300 tys. dzików w Polsce to niemal trzy razy więcej niż 20 lat temu. I rodzi ona poważne konsekwencje dla właścicieli upraw rolnych.
Nie zmienia to jednak faktu, że pomysły obecnej silnorękiej władzy na ten problem przypominają zasadę zapomnianego trochę Krzysztofa Kononowicza: „żeby nie było niczego”. Czyli jak za dużo dzików, to je trzeba od razu do cna wytępić. Jak jest problem z absurdalnymi procedurami wycinki drzew, to pozwólmy wyrżnąć od razu wszystkie w ramach lex Szyszko.
Oczywiście, pomimo tej politycznej amatorszczyzny, Polską da się w podobny sposób rządzić, i to nawet długo. Zwłaszcza gdy konkurencję stanowi podobnej jakości opozycja, która przez trzy ostatnie lata nie była w stanie wysłać do społeczeństwa w miarę spójnego przekazu: o co nam właściwie chodzi, poza tym, że musimy odsunąć PiS od rządów? W efekcie ponad 56 proc. obywateli naszego kraju sądzi, że po zmianie władzy może zniknąć 500+... Jeśli nawet w tak fundamentalnej sprawie pretendenci do władzy nie potrafią przekazać jasnej i uspokajającej wieści, to już sobie wyobrażam tę kakofonię różnorakich sprzecznych dźwięków, gdy tzw. Koalicja Obywatelska zacznie się ostatecznie formować. Np. w kwestii stosunku do Kościoła katolickiego, gdy PO będzie problem wygaszać, a Nowacka z Lubnauer podgrzewać.
Tak się robi politykę chyba tylko w Polsce.