Dziwny jest ten świat. Dwie dekady Miśka i kibiców Wisły
Kiedy 20 lat temu na głowie Dino Baggio wylądował nóż rzucony z wiślackich trybun przez Miśka, wydawało się to mimo wszystko przykrym incydentem.
I to nawet uwzględniając fakt, że Kraków zaczął być wtedy słynny w całej Polsce z racji ulicznych walk na noże, prowadzonych przez kiboli. Minęły dwie dekady i naszego kraju w zasadzie nie toczą już choroby lat 90., kiedy to pod samochodami gangsterów wybuchały bomby, a stolicą rządziły gangi z podwarszawskich miasteczek, wymuszające niemal oficjalnie haracze. Zmieniła się też piłka nożna, a dawne ruiny zastąpiły nowoczesne stadiony. I dlatego wierzyć się nie chce, że w takim klubie jak Wisła, po wielu latach ogromnych inwestycji Bogusława Cupiała, czas się cofnął i znowu myśląc o Białej Gwieździe, mamy przed oczami Miśka. Już nie kryminalistę i wyrzutka, ale szarą eminencję Towarzystwa Sportowego, z którym robi świetne interesy, prowadząc na obiekcie (któremu kiedyś zamknął swym wyczynem drogę do pucharów) siłownię, na której chuligani mogą ćwiczyć uliczne walki. A także trenować „dyscyplinowanie” własnych kolegów z trybun, którzy nie akceptują decyzji Miśka o zerwaniu wieloletniej zgody ze Śląskiem Wrocław i Lechią Gdańsk, w imię mafijnych interesów robionych z bojówkarzami Ruchu Chorzów.
Cała ta opowieść o Wiśle przypomina kiepski kryminał i tym bardziej zastanawia mnie, dlaczego centrala PZPN milczy, miasto udaje, że to nie jego sprawa, zaś policja pozwala Miśkowi uciec za granicę tuż przed wielką akcją CBŚ. To może choć rząd coś z tym zrobi? Nie wierzę. Władza skupiać się woli na „patriotyzmie” kibiców, przed którymi otworem stoją nawet bramy Jasnej Góry. Nie wiem, co jeszcze musi się stać, byśmy się obudzili.