Dziwny jest ten świat: Boję się
Kiedy miesiąc temu przedstawiciele polskiego Kościoła przedstawili dane na temat pedofilii, wylały się na nich kubły pomyj. Było to o tyle przykre, że zaatakowani zostali prymas Robert Polak oraz przewodniczący episkopatu Stanisław Gądecki. Czyli hierarchowie stanowiący oświeconą elitę pośród naszych biskupów, znacznie wybijający się ponad przeciętność i świadomi grzechów duchowieństwa. Dla wielu krytyków polskiej wspólnoty katolickiej to są jednak niuanse, nad którymi nie warto się w ogóle pochylać. Oni uważają, że Kościół stanie się instytucją „oświeconą” dopiero wówczas, gdy przyjmie program „Wiosny” Biedronia.
Jeśli cokolwiek było zgrzytem podczas osławionej konferencji, to raczej fragment wypowiedzi arcybiskupa krakowskiego Marka Jędraszewskiego, w którym apelował on o miłosierdzie dla sprawców. W ustach człowieka idącego śladem Jezusa mogłyby się nawet te słowa obronić, gdyby więcej znalazło się tam również empatii dla ofiar, a także gdyby później nasz metropolita nie wykazał zdumiewającego współczucia dla skazanego za pedofilię kardynała z Australii.
Jeśli się do tego doda niedawną rezygnację z otwartej modlitwy pod oknem papieskim oraz selekcję dziennikarzy przy wejściu do kurii, niesmak robi się jeszcze większy. Przecież Chrystus zapraszał do siebie wszystkich, także grzeszników. Rozumie to najlepiej arcybiskup Grzegorz Ryś, krakowianin, który przejął od kardynała Jędraszewskiego rządy w Łodzi, po czym rozkochał w sobie to miasto oraz zasłynął mszą za ofiary pedofilii i pokutą na klęczkach.
Nie mnie oceniać hierarchów w Krakowie, ale jako członek wspólnoty chrześcijańskiej po prostu się martwię o przyszłość. I modlę o lepszych doradców metropolity.