Falubaz zbierał zewsząd pochwały za spokojne utrzymanie się w trzeciej lidze. Działacze, owszem mówili o trudnościach i dwukrotnym oglądaniu każdej złotówki. Wspominali też o przywracaniu normalności w klubie i zdrowych zasadach na jakich, wprawdzie skromnie, ale funkcjonuje.
Nagle (który już raz w historii zielonogórskiej piłki?) wybuchła bomba. Okazało się, że wcale nie jest tak dobrze, a przeciwnie, wręcz bardzo źle. Piłkarze nie dostają pieniędzy od kwietnia, a trener jeszcze dłużej. Według zawodników szefostwo klubu miało wyrównać zaległości do pierwszego dnia po przerwie urlopowej, czyli do ubiegłego czwartku. Tak się nie stało, a co gorsze na trening nie pofatygował się nikt z zarządu żeby choć porozmawiać o tym w jakiej sytuacji są zawodnicy i na czym stoi zespół, a przecież do nowego sezonu zostały tylko trzy tygodnie. W odpowiedzi piłkarze nie podjęli treningu i zażądali rozmowy z kimś z szefostwa. Spotkali się z wiceprezesem Marcinem Grygierem. Ustalono, że w piątek odbędą normalne zajęcia, w sobotę zagrają planowany sparing z Wartą Gorzów, a w poniedziałek do godz. 17.00 zapadną decyzje. W tym czasie działacze postarają się znaleźć pieniądze przynajmniej na wyrównanie wobec nich zaległości.
W sobotnie popołudnie Falubaz pokonał beniaminka czwartej ligi gorzowską Wartę 4:0. Dwie bramki zdobył testowany w zespole Ukrainiec Lewiński po jednej Babij i Kobusiński.
- W piątek mieliśmy pierwszy trening z udziałem 26 zawodników, dziś z Wartą grało 25 - powiedział trener Falubazu Jarosław Miś. - Było kilku nowych zawodników, także piłkarzy z rezerw i ci, którzy kończyli sezon w trzeciej lidze. Wiadomo po jednym treningu jest widoczny brak dynamiki i szybkości, brakowało też czucia piłki i płynności akcji Ale to przecież normalne. Zresztą jak na pierwszy sparing wynik 4:0 może cieszyć. Trudno mi powiedzieć czy to jest nasz ostatni występ jako zespołu trzecioligowego. Czekamy do poniedziałku do godziny 17.00. Szefostwo klubu deklarowało, że wszystko będzie uregulowane do pierwszych zajęć, a więc do czwartku. Dlatego piłkarze nie poruszali kwestii finansowych. Cóż, do takich sytuacji można było w Zielonej Górze przywyknąć, bo tak się dzieje nie pierwszy raz. Czemu wcześniej nie alarmowaliśmy? Mieliśmy zadanie utrzymania się w trzeciej lidze i je wykonaliśmy. Co by dało alarmowanie w czerwcu, że zawodnicy nie dostają pieniędzy? Nie ma we mnie jakichś wielkich emocji. Tak sytuacja futbolu w tym mieście wygląda.
Tyle trener Miś. Z tego co słychać działacze będą próbowali prosić o pomoc władze miasta. Gdyby udało im się jakoś zasypać dziurę w postaci zaległych płac i znaleźć pieniądze na funkcjonowanie na najbliższe miesiące to może klub jakoś by przetrwał. Z pewnością do Falubazu jako spadkobiercy UKP wpłynie mniej więcej 100 tysięcy złotych za transfer wychowanka UKP Tomasza Kędziory z Lecha Poznań do Dynama Kijów. Ale czy ewentualna doraźna pomoc miasta i te 100 tysięcy pozwolą przetrwać? Trudno powiedzieć. Alternatywą jest wycofanie zespołu z trzeciej ligi obsunięcie o dwa szczeble i gra w klasie okręgowej.
To co się dzieje z Falubazem to kolejny dowód na to, że Zielona Góra jest antyfutbolowym miastem, a działacze młodego pokolenia, podobnie jak ich starsi koledzy nie są w stanie w tej kwestii zmienić.