Stoję w kolejce do kasy na stacji benzynowej. Przede mną jegomość w kurtce z kapturem na głowie, nieco „wczorajszy”, na oko 50-latek. Bez maseczki na twarzy, za to z poczuciem humoru.
„Wie pani, że od poniedziałku będą nowe obostrzenia?” - pyta kasjerki i nie czekając na jej reakcję dodaje: „Będziemy wszyscy chodzić w pampersach! Ha ha!!!”. Dziewczyna się śmieje przez maseczkę, a zadowolony pan odwraca się, czekając, aż reszta kolejki, a zwłaszcza ja, bo stoję bezpośrednio za nim, pęknie ze śmiechu i zerwie niepotrzebną szmatę z twarzy.
No coż, śmiać mi się nie chce, więc po chwili słyszę: „A pan to wierzy w te maseczki?” - pyta pan wczorajszy. Odpowiadam, że dla mnie to raczej kwestia nie wiary, lecz wiedzy. I że podczas studiów nabrałem szacunku do ludzi, którzy się na czymś znają, a nie do domorosłych proroków. W odpowiedzi słyszę: „K...wa, mądrala się znalazł”. Rozmowa na szczęście nie ma dalszego ciągu i obaj rozchodzimy się, w pokoju, do swych spraw.
Wracam do domu zastanawiając się nad roznoszonym po Polsce jak covid zjawiskiem poczucia ekskluzywności, głównie u ludzi, delikatnie mówiąc, średnio wykształconych. Są coraz szczerzej z siebie dumni i coraz mocniej przekonani, że edukacja to głupota i tak naprawdę to oni dysponują prawdziwą, ezoteryczną wiedzą na temat ogólnoświatowego koronawirusowego spisku, jakiemu uległy miliony wykształciuchów.
Jednego im jednak nie mogę odebrać: zmysłu uważnej obserwacji. Skoro najważniejsza osoba w państwie, czyli prezes PiS, nie używa maski ani rękawiczek, to może rzeczywiście coś z tą pandemią jest nie tak...